poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 2

It's all gonna be okay, 
And I know
Maybe I'll live and laugh about it someday 
But not today, no
Cause I don't feel so good
I'm tangled up inside
My heart is on my sleeve
Tomorrow is a mystery to me

__________________________________________________________________
- Harry, skończ, bo go zabijesz!- usłyszałem głos kolegi za sobą. Nigdy dotąd nie ogarniała mnie aż taka ochota pokonania kogoś... zabicia. Chłopak po raz pierwszy widział mnie w Takiej sytuacji. Jednak ja nie odstępowałem, okładałem twarz mężczyzny, co jakiś czas kopiąc go w brzuch.
- Taki mam zamiar! - warknąłem wyjmując nóż z czarnych spodni.
Wbiłem mu je w bark, potem w żebra. Patrzyłem jak się wykrwawia z przyjemnością. Miły widok.
- Jesteś idiotą- rzucił Louis za moimi plecami i słyszałem oddalające się kroki. Osunąłem się po ścianie i wpatrywałem w zakrwawione oczy mojej ofiary. ,,A temu co?'' Pomyślałem.
Nic mnie teraz nie obchodziło. Wszystkie emocje ze mnie uleciały. Przymknąłem powieki zaciskając ręce w pięści. Czułem jak fala adrenaliny opuszcza moje ciało, a ja robię się spokojny. Uniosłem delikatnie kąciki ust odchodząc od trupa. Wsiadłem do samochodu i odjechałem w kierunku mojego miejsca zamieszkania. Zaparkowałem mercedesa w garażu i wszedłem do domu podrzucając kluczyki w ręce. Rzuciłem je na stolik w salonie zdejmując buty i marynarkę. Wydawało mi się, że nikogo nie ma. Tam ta pewnie spała, a ojciec był z kolegami. Nie przejmując się tym, że dziewczyna śpi, a raczej robiąc to specjalnie, głośno wbiegłem na piętro i trzaskałem kolejno drzwiami. Uwielbiam robić tym cnotką na złość. Gdy miałem wchodzić do swojego pokoju, jej drzwi się uchyliły i wystawiła zdezorientowana głowę za drzwi, rozglądając się.
- Oh, obudziłem cię. - udałem skruszony ton. - Pani wybaczy. - wywróciłem oczami idąc do siebie.
- Taa- szepnęła cicho- co Ci się stało w ręce?- zapytała troskliwym tonem, spoglądając na dłonie pokryte zaschniętą krwią.
Wsunąłem je do spodni. Popatrzyłem na nią zagryzając wargę.
- Wywróciłem się.
-Mhm- burknęła- może Cię opatrzyć- wyszła zza drzwi w koszuli nocnej, która w żaden sposób nie przypominała ubrań tamtych poprzednich. Była zdecydowanie za długa i zbyt...różowa.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Nie rób za Matkę Teresę.- Jej wzrok się zmieszał i powolnym krokiem wróciła za drzwi. Ja natomiast ze spokojem udałem się, jak wcześniej zamierzałem do siebie. Rozebrałem spodnie i t-shirt, i położyłem się do wygodnego łóżka. Rozmyślałem jeszcze chwilę o jutrzejszych planach i po chwili zasnąłem.
Siedziałem przy stole popijając kawę. Mój tata zajmował miejsce obok Rosemary z ręką na jej kolanie. O dziwo delikatnie się do niego uśmiechała. Chyba zrozumiała, że lepiej być z nim niż przeciw niemu. Dobrze, że zrozumiała to teraz... Mój ojciec nienawidzi, gdy ktoś mu się stawia. Dlatego ma też taką a nie inną 'pracę'.
- Kochanie smakuje ci?- przerwał ciszę zwracając się do dziewczyny. Ta tylko pokiwała głową i zajadała się nadal jajecznicą. To dziwne, że potrafi tyle zjeść a TAK wygląda. Wpatrywałem się przez chwilę na jej delikatne rysy twarzy. Wydawała się taka niewinna, delikatna... O mało co nie zakrztusiłem się napojem, gdy uświadomiłem sobie, co właśnie robię.
Podziwiałem kobietę mojego ojca. Panią do seksu i wrażenia. Popierdoliło mnie całkiem. Pokręciłem głową odstawiając kawę.
- Mamy jakąś akcję dzisiaj? - spytałem patrząc w telewizor.
Melinda kręciła się przy stole sprzątając lub coś donosząc. Jedyna osoba, którą ceniłem w tym domu. Traktowała mnie jak syna. Była starszą kobietą i pracowała tu od kiedy pamiętam.
Miałem wrażenie, że ja także byłem jedyną osobą, dla niej, którą lubiła. Mogłem porozmawiać z nią o wszystkim, wiedziała o mnie więcej niż mój ojciec. Uśmiechnęła się do mnie przynosząc na stolik talerzyk z ciastkami. Odwzajemniłem jej gest i poczęstowałem się jej wyrobami.
-Odpowiesz mi czy nie?- spiorunowałem wzrokiem ojca, który siedział po drugiej stronie kanapy, trzymając na kolanach swoją panienkę.
- Nie ma akcji. - odparł przeczesując jej włosy palcami.
Skrzywiłem się na ten widok okazywanych uczuć. Mdliło mnie od środka.
- A co jest? - odchyliłem się na krześle.
-Bankiet- ojciec objął dziewczynę ramieniem i spoglądał na mnie- Tak Harry ty też musisz iść- spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie chcę. Nie mam pięciu lat. - burknąłem wściekły.
- Harry, cholera!- krzyknął- Czy to choć raz w życiu możesz mnie posłuchać?! Musisz iść, będą tam wszyscy!
- A gdzie jesteś ty kiedy ja chcę abyś mnie posłuchał?! - wstałem gwałtownie. - No gdzie?! Jesteś moim OJCEM, ale nie odczułem tego. Przez dwadzieścia pięć lat…
-Harry! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać- przerwał mi- Jestem twoim ojcem, dbam o ciebie, zapewniam ci wszystko co najlepsze, a ty nigdy nie powiedziałeś nawet ''dziękuję''! - wstał i pociągnął za sobą zdezorientowaną dziewczynę- I masz iść. Choćbym Cię tam miał siłą zaciągnąć!
- Pierdol się. - splunąłem i wyszedłem szybko trzaskając drzwiami. Wypuściłem głośno powietrze czując, że coś rozniosę. Ja mu mam dziękować?! Za co kurwa? Za to kim jestem. No to dziękuję bardzo. Jestem wdzięczny. To przez niego jestem taki jaki jestem...Gdybym urodził się w normalnej rodzinie i miałbym normalnego ojca pewnie teraz siedziałbym ze swoją dziewczyną oglądając jakiś głupi serial... Kształciłbym się i może bym coś osiągnął w życiu...A tak? Zapewne skończę jak on, czego tak cholernie nie chciałem. Usiadłem na schodach wejściowych i próbowałem rozładować swoje emocje, na marne.
Nic już nie zmienię. Nie będę też się uzalal. Trochę godności mam. Podniosłem się ociężale czując krople deszczu na twarzy. Przeszedłem do garażu i zaraz wyjechałem z niego swoim harleyem.
Pomimo deszczu ograniczającego widoczność przyśpieszałem. Przemierzałem ulice Londynu w zastraszająco szybkim tempie. Nie miałem pojęcia, gdzie mogę się podziać... Potrzebowałem chwili spokoju, by ochłonąć. Towarzystwo innych osób mogłoby się dla nich źle skończyć... Wyjechałem z Londynu jadąc krajową drogą. Wyprzedzałem tiry i auta osobowe, czując jak z minuty na minute jestem bardziej mokry. Ciekawe co teraz robią w domu? Bzykanko, a potem zabierze swoją panią na zakupy. Przecież musi być piękna.
~Rosemary~

Po kłótni z Harrym udałam się z James'em do góry, na piętro. Mężczyzna wręczył mi sporo gotówki i poprosił bym kupiła sobie coś ładnego na dzisiejszy bankiet. Dodatkowo otrzymałam kluczyki do samochodu, którym wcześniej jeździł jego syn. Mężczyzna tłumaczył się, że ma kilka spraw do załatwienia, więc nie może jechać ze mną. Dla mnie to lepiej. Potrzebowałam się wyrwać i zapomnieć na chwilę o rzeczywistości, w jakiej aktualnie żyłam. Z dnia na dzień znienawidziłam swoje życie i swoje ciało...całą siebie. Udałam się do swojego pokoju w celu przebrania. Założyłam czarne legginsy, pudrowy sweterek, a na to założyłam skórzaną kamizelkę. Na nogi założyłam lity, a do swojej małej, czarnej torebki schowałam pieniądze. Gotowa pożegnałam się jeszcze z moim..., nie nie z moim, James'em i udałam się do samochodu. Widać ufał mi na tyle, że pozwolił samej wyjść. Musiał mnie kontrolować, bo przecież mogłam uciec. Ktoś mnie śledził, więc zrozumiałam że mam ochroniarza. Westchnęłam tylko odbiegając od tego myślami. Zastanawiałam się co dziś kupię. Mogłam naprawdę wybrać coś ładnego. Nie wiem na kim chciałam zrobić wrażenie. Na nim? Nie... jestem na niego tak czy owak skazana i tak musi mnie 'kochać', więc nie musiałam nic ze sobą robić. Jednak moja podświadomość kusiła mnie, by kupić coś seksownego, przez co wszystkie oczy na bankiecie kierowałyby się na mnie. Zaparkowałam czarnego mercedesa, a tuż obok mnie, na wolnym miejscu zaparkował mój nowy ochroniarz. Przewróciłam oczami i udałam się w stronę wejścia. Rozglądałam się po ogromnym centrum przez kilka pierwszych sekund, a zaraz potem ruszyłam na podbój sklepów. Zakupy. Coś co kochałam, co mogłabym robić każdego dnia, bez przerwy. Strzałem w dziesiątkę okazała się być dziś Zara. Przymierzałam kolejną sukienkę przeglądając się w lustrze. Pasowała idealnie. Czerwona, do pół uda. - Ładna. - usłyszałam zachrypnięty głos.
Podskoczyłam ze strachu i szybko odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną jego syn...Rozumiem, że mężczyzna nie ma do mnie zaufania, ale żeby posyłać aż dwóch opiekunów na głupie zakupy? Przecież dobrze wiem, że gdybym próbowała uciec, prędzej czy później by mnie znaleźli...
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zszokowanym tonem.
- Chciałem...W sumie to nie wiem. - wzruszył ramionami. - Zobaczyłem SWOJE auto na drodze, więc za tobą pojechałem. -oparł się o drzwi.
Ah, no tak. Skarciłam siebie w myślach. Jego auto najważniejsze. Posłałam mu fałszywy uśmiech i czekałam aż coś powie, zrobi... Wypuścił powietrze patrząc na mnie. Podszedł nieco bliżej i pociągnął za moją sukienkę. Przygwoździł mnie do ściany.
-Co ty robisz?- jęknęłam cicho- oszalałeś?- spoglodałam na niego zdezorientowana. Nadzieja na to, że był normalniejszy od swojego zboczonego ojca momentalnie prysnęła. No cóż, jaki ojciec taki syn...
- Naprawdę ładna sukienka. - spojrzał mi w oczy. - Kup ją. - oderwał się ode mnie i wyszedł z przymierzalni. Odetchnęłam z ulgą. Ale... co ja sobie myślałam? Że przeleci dziewczynę od towarzystwa swojego ojca? Czemu tak naprawdę się go obawiałam? Jego grozy w oczach? A może tego jak wyglądał? Liczne tatuaże...wyrzeźbione ciało... Przebrałam się szybko w swoje ubrania i wyszłam. Harry spoczywał na białej sofie z nogą założoną na drugą. Wzrok mial jakiś nieobecny. Gdy wyszłam podniósł się i skierował do kasy. Wyciągnął portfel z zamiarem zapłacenia za sukienkę.
- Mam pieniądze- zaprotestowałam.
- Wiem. - odparł nie patrząc na mnie. Zapłacił za zakup i wziął mnie za rękę wyciągając ze sklepu. - Gdzie chcesz jeszcze iść? - przystanął, ponieważ nie nadążałam.
- Myślałam jeszcze nad kupieniem butów, torebki i może jakiejś kurtki- posłałam mu delikatny uśmiech- po za tym, mam naprawdę mało ubrań ze sobą...-chłopak zaśmiał się lekko i owinął swoje palce wokół moich. Może tak zawsze było? Może jego ojciec i on 'wymieniali się' partnerkami? Bałam się jednak o cokolwiek pytać i podążyłam za chłopakiem w stronę reszty sklepów. Trochę nam zeszło zanim wszystko kupiliśmy, ale byłam naprawdę zadowolona. O dziwo kędzierzawy ma naprawdę dobre wyczucie stylu.
- A może Tobie coś kupimy na dzisiejszy bankiet?- zwróciłam się do niego poprawiając jednocześnie torebkę na ramieniu.
Od razu humor mu przygasł. Burknął coś pod nosem nic nie mówiąc. Wbił dłonie w kieszenie i ruszył do wyjścia. - Idziesz? - rzucił przez ramię.
- Nie- odparłam zdecydowanie- nie ruszę się stąd dopóki nie pójdziemy i nie kupimy czegoś na ten bankiet- stanęłam na przeciwko niego i założyłam ręce. Starałam nie dać się po sobie poznać jak bardzo się go teraz obawiałam. Nie wiedziałam jak na to zareaguje... Ale nie chciałam być, zapewnie kolejną lalą, za którą decyduje i mówi jej co ma robić.
- Bo mnie to obchodzi. - wywrócił oczami. W jednej chwili znalazłam się na jego ramieniu. Złapał moje nogi, abym nie spadła i wyniósł z centrum. Szedł nie zawracając uwagi na ludzi i moje protesty. Nic go nie obchodziło.
- Harry!- krzyczałam, gdy wyszliśmy z centrum- cholera! Puść mnie, rozumiesz?!- próbowałam za wszelką cenę uwolnić się z jego uścisku, jednak ten nie ustępował. –
 Nie krzycz kobieto. - posadził mnie na masce auta. Wyjął z mojej torebki kluczyki i otworzył samochód. Do bagażnika schował zakupy a mi otworzył drzwi. - Jedź do domu. - mruknął opuszczając rękę. Skulony w marynarce odszedł do swojego motoru. Przez chwilę siedziałam bezczynnie wpatrując się w przestrzeń i zastanawiając o tym co się tutaj wydarzyło. Kiedy zorientowałam się, że chłopak odjechał wyskoczyłam z samochodu i udałam się ponownie do centrum. Mężczyzna, który miał pełnić funkcję mojego ochroniarza zaśmiał się na tyle głośno, bym go za sobą usłyszała. Udałam się do sklepu z męską odzieżą i poprosiłam kobietę by pomogła mi wybrać odpowiedni ubiór dla kędzierzawego. Nie zajęło mi to długo, a już po chwili siedziałam w samochodzie kierując się w stronę mojego, nowego domu... Chyba tak mogę nazywać to miejsce, gdzie obecnie pomieszkuję. Gdy dotarłam pod willę, grzecznie zaparkowałam mercedesa obok innych aut. Było ich dość sporo. Bentley, Lamborghini, Bmw, dwa modele audi. To wszystko mieściło się w jednym garażu. - pomyślałam. Wzięłam swoje zakupy i weszłam do środka domu. Gosposia kręciła się po kuchni przygotowując obiad. Jamesa prawdopodobnie nie było, a Harry rozmawiał przez telefon na tarasie. Komuś coś nerwowo tłumaczył. Strasznie gestykulował, a w efekcie krzyczał. Położyłam torby z zakupami obok kanapy i powolnym krokiem udałam się na taras. Otworzyłam przymknięte do pół drzwi i ujrzałam coś, czego obawiałam się bardziej niż kiedykolwiek. Młody Styles chodził i kopał we wszystko co możliwe. Ujął w swoje mocne ręce krzesło, które tuż po chwili rozsypało się na kawałki. Stałam osłupiała. Moje nogi odmówiły ucieczki, a usta zamknęły się na dobre.
- Jakim kurwa cudem?! Wiesz ile to jest pieniędzy?! - krzyknął do słuchawki, którą znów chwycił. - Jak mogli nas okraść?! Wytłumaczy mi któryś!
Wtedy dotarło do mnie, dlaczego złość chłopaka była aż tak ogromna. Jak zdążyłam zauważyć był naprawdę bardzo rozrzutny, a te zielone papierki były dla niego najważniejsze.
W końcu zebrałam się na odwagę i podeszłam do chłopaka, który syczał coś pomiędzy zębami do telefonu. Położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Bałam się jego reakcji, jednak gdzieś w środku wiedziałam, że to właściwe. Musiałam go jakoś uspokoić, załagodzić tę sytuację.
Odskoczył ode mnie jak oparzony. Odwrócił się plecami, więc nie widziałam jego wzroku. - Tak? Ja bym miał w dupie tę kasę, gdyby nie ojciec. Wiesz dobrze jaki jest. To było parę milionów.-Wystraszyłam się lekko jego reakcji i postanowiłam odejść. Pozwolę mu dokończyć tę rozmowę. Miałam jedynie nadzieję, że nic już nie zniszczy...Słowa rozbrzmiewały w mojej głowie ''Ja bym miał w dupie tę kasę'' czy to możliwe, że się co do niego pomyliłam? Że pieniądze nie są dla niego najważniejsze? Sama już nie wiem... Otworzyłam drzwi swojego pokoju i rozpakowałam wszystkie torby, oprócz tej, którą miałam dać Harry'emu. Nie usłyszałam już krzyków ani huku. Było cicho oraz spokojnie. Być może wyladował nerwy. Wyjrzałam ostrożnie z sypialni i zauważyłam go siedzącego na schodach. Opierał głowę na prawej ręce, bo w drugiej podrzucał telefon. Nie wiem co mną w tym momencie kierowało, ale zbiegłam ze schodów i udałam się do miejsca, w którym aktualnie przesiadywał.
- Harry - zaczęłam niepewnie

Hej kochane niestety mam przykrą wiadomość :( Wiem że to dopiero początek bloga, ale czytają i komentują go tylko 2-3 osoby. Jeżeli to się nie poprawi będę zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Nie chcę tego robić, ale to nie ma sensu, ja się staram żeby napisać rozdział a czytają go tylko 3 osoby, to jest przykre.

No to już koniec, piszcie czy wam się podoba rozdział :* kocham was <3 
Następny rozdział pojawi się 29.02 ;D

3 komentarze:

  1. Proszę nie zawieszaj bloga , historia jest bardzo ciekawa . I mam jedną prośbę , bloga strasznie się , źle czyta z powodu koloru czcionki , czy mogła byś coś z tym zrobić ? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE MOZESZ USUWAJ ANI ZAWIESZAC BLOGA!!! ZABRANIAM CI!!! NIE MOZESZ MI TEGO ZROBIC!!! ROZUMIESZ??? JAK USUNIESZ LUB ZAWIESISZ TO ... ZROBIE Z TB TO CO ZROBIL HARRY Z TYM CHLOPAKIEM XD NIE NOO ZARTUJE, ALE .. NIE WYTRZYMAM WTEDY!!! PISZ DALEJ PROSZE PROSZĘ PROSZĘ PROSZĘ!!! KOCHAM TWOJE BLOGI!!!

    F
    E
    N
    O
    M
    E
    N
    A
    L
    N
    E
    !!!

    PS DAWAJ NEXT!! I DAJ NEXT NA TAMTYM BLOGU!!! ♥♥♥ NIE WIEM CO JESZCZE NAPISAC XD
    P
    O
    P
    R
    O
    S
    T
    U

    B
    R
    A
    K

    S
    L
    O
    W
    !!!

    S
    U
    U
    U
    U
    U
    U
    P
    E
    E
    E
    R
    !!!

    PS2 N O W I E C P O Z D R A W I A M C I E !!
    I C Z E K A M N A N A S T E P N E R O Z D Z I A L Y !!! ♥♥♥
    PS 3 JESZCZE RAZ POWIEM.. NIE USU WAJ BLOGA!!
    NOO WYSTARCZY JUZ XD MOZE WRESZCIE UWIERZYSZ, ZE WARTO PISAC TE BLOGI ;* DLA TYCH KTORZY JE CZYTAJĄ ♥♥♥
    PS 4 KCKCKCKCKCKC ; ********

    OdpowiedzUsuń