środa, 5 marca 2014

Rozdział 4

Don't fight fire with fire
If I'm screaming. talk quiter
Understanding and patience
Feel the pain that I''m facing
Be like Serenity
____________________________________________________________________
- Stój. - złapał mnie za rękę.
Przez moje ciało przeszły dziwne wibracje, które sprawiły, że nogi odmawiały posłuszeństwa i stałam tak wpatrując się w jego zagubione, zielone oczy.
- Puść- syknęłam próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Nie. Chodź. - pociągnął mnie i przeszliśmy przez tłum ludzi. Wyszliśmy z klubu a świeże powietrze nas owiało. Okrył mnie marynarką i wsadził do auta.
- Co ty do cholery robisz?- podniosłam swój głow wpatrując się w mocno zaciśnięte ręce Harry'ego na kierownicy- jak twój ojciec zobaczy, że mnie nie ma zabije mnie!- bałam się nie tylko tego co zrobi ze mną za chwilę chłopak, ale również reakcji James'a, na to, że mnie nie ma. Nie chciałam mu się narażać. Dopiero co zaczęłam przyzwyczajać się do tej sytuacji... a nawet zaczęło mi się to podobać.
- Nie zabiję cię. Nie martw się. - jechał za miasto. Nie odzywał się za dużo. Był przygnębiony i zły. Lecz widziałam że nie na mnie. Zjechał w jakąś dróżkę i po jakimś czasie dojechaliśmy nad jezioro. Wyszedł z samochodu zostawiając mnie. Sam usiadł na pomoście. Spoglądałam przez chwilę z samochodu na chłopaka, jednak po krótkim czasie wyszłam z niego i usiadłam tuż obok niego. Nie było to zbyt wygodne, gdyż siedziałam tam w spódnicy, krótkiej spódnicy, a drzewo wbijało się w moje uda. Nie zwracałam jednak na to szczególnej uwagi i starałam się powoli położyć rękę na udzie chłopaka.
- Coś Cię trapi- zaczęłam szeptem- tylko powiedz co, a spróbuję Ci pomóc- posłałam chłopakowi szczery uśmiech i wyczekiwałam odpowiedzi.
- Nie pomożesz mi. Nie masz jak. - odpowiedział. - Zresztą nie ważne. Nic nie wiesz. -zamyslil się. - Mogłem cię tam zostawić.. Jezu jestem idiotą. - wrzucił kamyki do wody.
- Nie jesteś - spojrzałam na jego twarz. Była zamyślona... coś go trapiło i to bardzo- może i nie pomogę. Ale się postaram. Powiedzieć możesz- wzięłam głęboki oddech, wiedziałam, że to co teraz powiem kosztuje mnie więcej niż cokolwiek- w końcu zabrałeś tu ze sobą dziwkę swojego ojca... jemu na pewno nie powiem- starałam się uśmiechnąć, jednak nie potrafiłam.
Odwrócił głowę. Nic nie powiedział. Nie mrugnęłam nawet gdy pochylił się. Wpil się w moje usta trzymając rękę na moim karku.
Nie wiem dlaczego odwzajemniłam pocałunek. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie, jego oddech był przyśpieszony. Przybliżył swoje wyraziste usta do mojej szyi i mocno zassał wyznaczone przez siebie miejsce. Jego zęby po chwili przejechały po podrażnionym miejscu, a gdy skończył oderwał się ode mnie z uśmiechem.
- Szkoda, że nie jesteś moja. Mój ojciec to skurwysyn. Nie myśl że jestem taki sam. Jestem wariatem, ale nie debilem. - wyznał czym mnie zaskoczył.
Oczywiście pozytywnie. Zachichotałam lekko pod nosem, a moje policzki pokrył rumieniec. Aby to ukryć położyłam się na drewnie i spoglądałam w niebo.
- To jak powiesz mi?- nie miałam zamiaru odpuścić. Gdy coś sobie postanowiłam, musiałam to spełnić.
- Nie. Zostawię to dla siebie. Jestem za to potwornie wściekły na ojca. - wrzucił kolejne kamyki
- Jezuuuu- przeciągnęłam ostatnią literę- jesteś tak cholernie uparty, że gdybym mogła to bym cię tam teraz rzuciła- wskazałam palcem na wodę, na co chłopak zachichotał.
- Tak. - położył się obok mnie. - Jestem pijany.
- Zauważyłam- odburknęłam- gdybyś myślał racjonalnie nie przywiózł byś mnie tutaj i nie zrobił tego świństwa na szyi- ciągnęłam dalej. Naprawdę bałam się reakcji starszego Styles'a na moje 'oznaczenie' na szyi.
- Pomyśli że to on zrobił. Tym się akurat nie przejmuj. Ale kurwa nigdy nie przejmowałem się żadną uległą a z tobą jest inaczej.
-Czyli jak?- uwielbiałam to uczucie. Wyciągać informacje od upitego chłopaka. Taki jest szczery i nie panuje nad swoim językiem. Z drugiej strony jego słowa coraz bardziej mnie zadziwiały...,,Szkoda, że nie jesteś moja...'', ,,Z tobą jest inaczej''. Zastanawiałam się co mi przez to chciał powiedzieć. Że był jeszcze wredniejszy w stosunku do poprzednich partnerek jego ojca? A myślałam, że bardziej nie potrafi...
- No nie wiem, cholera! Po prostu z żadnymi nie gadalem a na pewno nie pozwolilem dotknąć. Traktowałem je gorzej.
- A da się jeszcze gorzej?- zaśmiałam się lekko, ale po jego twarzy zrozumiałam, że było to nie odpowiednie.
Wywrócił oczami i wstał. Rzucił "wracamy" i poszedł do auta. Czekał aż wsiądę i ruszył do Londynu. - A teraz mi powiedz co mam do cholery powiedzieć twojemu ojcu- przerwałam niezręczną ciszę panującą między nami.
- Nic mu nie powiesz. Ja z nim pogadam.
- Skoro tak chcesz- ściszyłam swój ton. Byłam mu za to wdzięczna- tylko wiesz, nie pogardziłabym gdyby znała twój doskonały plan- uśmiechnęłam się sztucznie do chłopaka.
- Rose, zamknij się. - mruknął uciszając mnie. Wróciliśmy do domu, gdzie czekał na nas rozwścieczony James. Pobiegłam na górę, gdy oni głośno dyskutowali. W końcu mój partner przyszedł do mojej sypialni. Kazał mi się rozbierać.
Teraz pożałowałam tego, że dałam się zmusić Harry'emu, żeby mnie ze sobą zabrał. Pewnie teraz nie potraktował by mnie jak zwykłej dziwki i nie zrobił... no właśnie, nie kazałby mi się rozbierać i nie rozdziewiczyłby mnie. Nie teraz, nie w takiej sytuacji. ''Malinka''- przeszło mi przez myśl, a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie panikuj. - dodał łagodnym tonem. Przyciągnął mnie i delikatnie pocałował. - Nie jestem agresywny do kobiet. Zwłaszcza moich.
Nie miałam jednak zamiaru się rozluźnić. Moje mięśnie cały czas były napięte. Nienawidzę tego uczucia, że jestem dla niego tylko kolejną kobietą od seksu. Słowa Harry'ego ''Jest sukinsynem'' ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie i coraz bardziej zaczynałam w nie wierzyć. Zdjął ze mnie moje ubrania. Bardzo powoli mnie całował i dotykał. Wylądowałam na łóżku. Zdjął swoją koszule i zaraz naparł na mnie. Ręce Jamesa błądziły po moich udach. Starałam się jak najdłużej zwlekać...nie chciałam tego robić. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała...ale, coś w głębi mnie naprawdę tego nie chciało. Objęłam kark mężczyzny i przyciągnęłam do siebie namiętnie całując. Pocałunek był długi. W tym samym czasie zwinnie zsunął moją dolną bieliznę rzucając ją na podłogę. Oderwał się patrząc na moje ciało z pożądaniem i podziwem. Momentalnie w moim ciele zaczęło coś wibrować. Strach? Tak. Zdecydowanie. Spojrzałam z przerażeniem na mężczyznę, który rozpinał właśnie pasek swoich spodni i zwinnym ruchem obsuwał bokserki na podłogę. Kiedy oboje leżeliśmy zupełnie nadzy mężczyzna zrozumiał chyba moje obawy i wyszeptał do ucha ''nie zrobimy tego dziś, ale proszę bys do przyszłego tygodnia się zdecydowała''przygryzł jeszcze płatek mojego ucha. Ściągnął moją głowę w dół, tak, że była na wprost jego erekcji.
- A teraz kochana zrób mi dobrze- na moje szczęście byłam w tym trochę doświadczona. Mój wcześniejszy chłopak, który był prawdziwym partnerem, często prosił mnie o tę przyjemność. Z początku ujęłam w dłonie członka i delikatnie go masowałam. Kiedy poczułam, że w końcu twardnie włożyłam jego opuszek do swojej buzi i bawiłam się językiem. Mężczyzna cicho pojękiwał, a jego oczy były zaciśnięte. Kiedy zeszłam niżej i przyśpieszyłam tępo jego biodra unosiły się regularnie z moimi ruchami. Sprawiało mi to przyjemność. Nie musiałam długo czekać aż mężczyzna krzyknął głośne ''Kurwa!'' a słony płyn wylądował w mojej buzi. Przełknęłam go szybko i powolnym ruchem ostatni raz oblizując jego członka zakończyłam swoją robotę.
~Harry~
Jak mógł zapomnieć. Miałem wrażenie, że już nic się dla niego nie liczy. Byłem za to wściekły. Mógł zapomnieć o moich urodzinach, o mojej śmierci gdy to nastąpi ale nie o niej.(.jak ma na imię ich gospodyni?). ... bacznie mi się przyglądała. Wiedziała jaki byl dziś dzień. Przecież była dla niego wszystkim. Akceptowała jego motoryczne zdrady, była dobra. Zbyt dobra, jak dla niego. A on co robił w jej urodziny? Pieprzył się ze swoją dziwką w jej pokoju, na jej łóżku. Skończony dupek.
Poszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Moje myśli przerwał sen.
To była ona. Stała przede mną. Śliczna figura, niebieskie oczy. Jednak nagle coś się zmieniło. Była cała we krwi. Nad nią stał mój ojciec, którego kostki krwawiły. Dziewczyna błagała mnie o pomoc, ale ja nie potrafiłem się poruszyć z miejsca. Ojciec zadawał jej kolejne ciosy. Jej twarz pokryta już była w pełni krwią.
- Boże! - obudzilem się z krzykiem. Serce dudniło mi w klatce jak oszalałe. Nie mam pojęcia dlaczego mi się przyśniła. Ten obraz zabolał mnie bardziej niż którykolwiek inny. Nigdy nie uderzyłbym kobiety. Nigdy nie potraktowałbym jej tak jak mój tata traktuje każdą jedną napotkaną. Nie mogę znieść myśli, że ten sen mógłby okazać się prawdą. Przetarłem ręką po swoim spoconym czole i wziąłem telefon do rąk w celu sprawdzenia godziny. Boże 6 rano. Poderwałem się z łóżka i wszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, aby ochłonąć. Od razu zrobiło mi się lepiej. Ubrałem czarne, przetarte rurki oraz czarny t-shirt. Gdy byłem ogarnięty, zszedłem na dół.
Mój ojciec siedział przy jasnej wyspie popijając kawę. Przeglądał dodatkowo coś na swoim telefonem z wielkim zainteresowaniem. Nie zwracałem na niego większej uwagi. Podszedłem do lodówki wyjmując z niej sok pomarańczowy i czekałem, aż kobieta, nasza służąca zrobi mi moje ulubione naleśniki.
Do domu wpadł Louis, witając się z moim ojcem i ze mną. Usiadł obok mnie i zabrał mi śniadanie. Kobieta roześmiała się i podała mi drugą porcję.
- Dzisiaj są wyścigi, jedziesz?
- Głupie pytanie- zaśmiałem się- ja mam nie brać udziału w wyścigach?- spojrzałem na niego z przebłyskiem w oczach. Upiłem kolejny łyk soku i zabrałem się za mój uluiony posiłek przygotowany przez Melindę.
- A wiesz, że nie wygrasz bo cię pokonam? - poruszył zabawnie brwiami. On czasem zachowywał się jak dziecko. Zaśmiałem się głośno na jego gest.
- Chyba tu dziś się musiałeś uderzyć- wyciągnąłem w jego stronę rękę i poklupałem w jego głowę- ja nigdy nie przegrywam- puściłem mu oczko i wróciłem do jedzenia.
- Czemu zawsze zaburzasz moje marzenia? - mruknął spuszczając głowę.
- No cóż Tomlinson, takie moje zadanie- odpowiedziałem przełykając ostatni kęs śniadania- a co z resztą? Kto jeszcze startuje?
- Twoi wrodzy, Zayn, Liam, Niall ci zreperował auto no i twój ojciec,.
który nawiasem mówiąc siedzi obok.
-Ty?- zaśmiałem się wskazując na staruszka- uważaj bo jeszcze sobie tę śliczną fryzurkę zniszczysz- wskazałem na jego idealnie zaczesane włosy nie mogąc opanować śmiechu.
Pokręcił głową ignorując mnie. Wrócił do swojej pracy, a Louis dalej mi coś opowiadał. Po chwili po schodach zaczęła schodzić ona. W krótkich koronkowych spodenkach i beżowej bluzce sięgającej przed pępek. Uśmiechnęła się do nas i przywitała muśnięciem policzka z każdym po kolei.
Tata wziął ją na kolana i pocałował dodatkowo w usta. Zaczęło mi się przewracać w żołądku na ten widok. Odsunąłem od siebie talerz. Louis widząc mój stan zachichotał pod nosem.
-Harry- zaczął mój ojciec- zabierzesz dziś moją kobietę na zakupy, potrzebuje czegoś ładnego na dzisiejszy wieczór- uśmiechnął się lekko do mnie a zaraz potem szepnął coś do jej ucha.
________________________________________________________________________
CZYTASZ= KOMENTUJESZ <33 Kocham was myszki ;**

3 komentarze:

  1. O M G !!! BOSKIE !! *-* CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ KOCHANA!! NA WSZYSTKICH BLOGACH :D
    JESZCZE RAZ POWIEM,
    B
    O
    S
    K
    I

    R
    O
    Z
    D
    Z
    I
    A
    L
    !!! ^_^ ^^ ^O^
    POZDROWIONKA I CZEKAM! / NATI ;3

    OdpowiedzUsuń