Every step I'm taking,
Every move I make feels
Lost with no direction
My faith is shaking but I
I gotta keep trying
__________________________________________________________
Co ja tutaj robię? Dlaczego się w ogóle nim przejmuję?
Powinnam się cieszyć. On cierpi, jego ojciec będzie cierpiał. A to jest to
czego pragnę od samego początku pobytu tego. Widok cierpiącego James'a. Pragnę
by choć w części poczuł się tak okropnie jak ja czuję się, będąc zmuszaną do
dotykania go TAM.
- Co chcesz? - wymamrotał patrząc na ścianę. Obrzucił mnie
jednym, krótkim spojrzeniem i odwrócił wzrok.
- Właściwie to- urwałam. Już miałam wspomnieć o garniturze,
ale uznałam, że to jednak nie właściwy moment- nic...- dokończyłam i usiadłam
tuż obok chłopaka wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Nie idę na żaden bankiet . Przekaż mojemu ojcu. - dodał
krótko i zwięzłe.
-Harry- zaczęłam i tym razem postanowiłam dokończyć- proszę.
Zrób to dla mnie, dla siebie. Nie patrz na swojego ojca...Ja...kupiłam Ci
garnitur- wzruszyłam ramionami i nadal wykonywałam poprzednią czynność.
- Nie, mała..dzięki ale nie. Mam już spieprzony humor. Nie
chcę pogorszyć go jeszcze bardziej. - oparł głowę o balustradę schodów. - To nie
dla mnie. Nie pasuje tam.
- A myślisz, że ja pasuję?- wiedziałam, że się poniżam. Ale
kupując tę sukienkę miałam taką cholerną nadzieje, że to ON mnie w niej tam
zobaczy. Strach jaki ten chłopak we mnie powodował sprawiał, że chciałam poznać
go bliżej... - Nienawidzę nosić sukienek, nienawidzę imprez...- zaczęłam
wyliczać. - A no i nie mała- dokończyłam z poważnym głosem.
- Będę tak na ciebie mówił. - poruszył zabawnie brwiami. -
Dobra. - dodał po chwili i ruszył na górę. - No chodź! Muszę go przymierzyć.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ja właśnie namówiłam
jednego z najstraszniejszych chłopaków w okolicy, do tego by poszedł na jakiś
głupi bankiet? Cieszyłam się, sama nie wiem z czego. Szłam krok w krok za
chłopakiem. Ten otworzył drzwi do mojego pokoju i wpuścił mnie pierwszą.
Weszliśmy, a ja z ogromną radością podałam chłopakowi torbę.
- Boże. Będę wyglądał jak kretyn. - mruknął i wszedł do
łazienki. Usiadłam na łóżku machając nogami. Już po chwili wrócił do mnie
dobrze się prezentując. Zlustrowałam go kilka krotnie od stóp do głów, aż w
końcu mój wzrok zatrzymał się na jego niezawiązanym krawacie.
- Naprawdę nie potrafisz go zawiązać?- nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
- Naprawdę nie potrafisz go zawiązać?- nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
-Bardzo zabawne. - spiorunował mnie wzrokiem. - Nie ubieram
się jak ojciec. Nie noszę koszul ani krawatów. Czemu się dziwisz?
- No cóż, myślałam, że taki chłopak jak ty wszystko umie-
zaśmiałam się, kończąc wiązać jego krawat- Wyglądasz ładnie- posłałam mu
delikatny uśmiech i przeczesałam włosy siadając na brzegu łóżka.
- Jak spod igły. - poprawił marynarkę. Wzdrygnął się
wykrzywiając. - Okropności. Jakieś pięć sekund później usłyszeliśmy zamykane
drzwi na dole. Harry mamrocząc pod nosem zszedł razem ze mną do ojca. James
objął mnie i pocałował krótko w usta. - Cześć kochanie.
Poczułam na sobie wzrok Harry'ego. Czułam się winna, że
odwzajemniłam pocałunek mężczyźnie.
-Hej- odparłam lekko speszona.
-Hej- odparłam lekko speszona.
- A ty co? Zdanie zmieniłeś? - popatrzył na syna.
-Tak jakby-wymamrotał, kołysząc się z nogi, na nogę.
Spojrzał na mnie spod grzywki dając do zrozumienia, bym nie wspominała o tym,
że kupiłam dla niego garnitur. Jego relacja z ojcem była naprawdę
skomplikowana, a ja teraz czułam się jak pomiędzy młotem a kowadłem.
- O której to przyjęcie? - zapytał zdenerwowany. Miał częste
zmiany humory. Cały był spięty. - Poza tym to okradli cię.
-Co?!- mężczyzna momentalnie odepchnął mnie od siebie i
podszedł do chłopaka- jak to okradli?! Jak mogłeś do tego dopuścić?!- krzyczał
na niego.
Odwróciłam się patrząc na nich oboje. Dlaczego miałam
uczestniczyć w tej kłótni? To były sprawy między nimi. Ja byłam tematem
obocznym. Nie chciałam się w to wszystko wtrącać. James uderzył bruneta pięścią
w brzuch, więc ten się skulił. Zaśmiał się jęcząc z bólu. - Własnego syna? -
prychnął łapiąc powietrza.
- Zasłużyłeś- wysyczał starszy mężczyzna- następnym razem
będziesz wiedział, że masz pilnować MOICH pieniędzy- wypowiadał to zdanie
powoli, szczególnie naciskając na przed ostatnie słowo. Kopnął jeszcze
kędzierzawego, tak że ten położył się na ziemię.
-Ile?- krzyknął- ile kurwa ukradli?!
-Kilka milionów- zaśmiał się resztkami sił chłopak. Widziałam jak mężczyznę napada fala agresji, kopnął ponownie syna, jednak widząc przerażenie w moich oczach szybko stracił się w ciemnym korytarzu.
-Ile?- krzyknął- ile kurwa ukradli?!
-Kilka milionów- zaśmiał się resztkami sił chłopak. Widziałam jak mężczyznę napada fala agresji, kopnął ponownie syna, jednak widząc przerażenie w moich oczach szybko stracił się w ciemnym korytarzu.
Harry próbował się podnieść. W końcu kleknął. Nie wiedziałam
czy się śmieje czy dusi. Dłonie miał splecione na klatce a głowę spuszczoną.
Przykucnęłam obok chłopaka i odsunęłam rękę z jego klatki
piersiowej aby pomóc mu wstać.
-Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć- zaczął, gdy prowadziłam go schodami do góry.
-Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć- zaczął, gdy prowadziłam go schodami do góry.
- Przestań. - wprowadziłam go do pokoju. Mój ojciec do
dobrych nie należał, ale nigdy mnie nie uderzył. Wiem też, że po części to jego
wina iż tu jestem. Ale jednak wolę to niż śmierć własnego taty. Położyłam chłopaka
na łóżku. Było mi go trochę szkoda.
-Leż- rozkazałam, na co chłopak się zaśmiał. Nie potrafiłam
zrozumieć tego, jakim potworem trzeba być by tak potraktować własne dziecko.
Jak on mógł? A co gdybym wtedy poszła do swojego pokoju? Nic by go nie
powstrzymało przed...starałam się jak najszybciej wyrzucić tę myśl z głowy i
podeszłam do chłopaka z zimnym okładem- Przyłóż do bolącego miejsca- wymusiłam
uśmiech podając mu owinięty lód.
Szatyn westchnął i oczywiście podniósł się. - Nie wychodź z
pokoju. - nakazał mi chłodnym tonem i wyszedł z sypialni. Chyba nie chciałam
wiedzieć po co.
~Harry~
Wparowałem do
gabinetu ojca stając przed nim.
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem twoim
służącym. - warknąłem. - Chcesz mnie tak traktować dalej to się doigrasz.
Więcej stracisz niż zyskasz. Nie tylko ty tu możesz rozdawać karty.
-Słuchaj- zaczął ojciec- Harry- jego głos był łagodny- nie chcę z Tobą walczyć, jasne? Chcę po prostu byś zachowywał się godnie, jak mój syn. Jeśli Cię proszę o coś to mógłbyś to robić, a wtedy obojgu nam będzie się dobrze żyło.
-Słuchaj- zaczął ojciec- Harry- jego głos był łagodny- nie chcę z Tobą walczyć, jasne? Chcę po prostu byś zachowywał się godnie, jak mój syn. Jeśli Cię proszę o coś to mógłbyś to robić, a wtedy obojgu nam będzie się dobrze żyło.
- Jak syn. - prychnąłem. - Nigdy nie nazywaj się moim ojcem.
- dodałem bardzo łagodnie.
-Ale nim jestem i tego nie zmienisz- jego ton był tak
cholernie spokojny, że aż denerwujący- Do zobaczenia na bankiecie- dodała, a
następnie wyszedł z biura- radzę Ci zacząć sie szykować!- krzyknął ze schodów.
Poddałem się i ruszyłem do swojego pokoju. Parę godzin
później stałem na przyjęciu opierając się o fortepian. W ręce trzymałem
kieliszek z szampanem. Setki fałszywych uśmiechów i rozmów o tym kto ile
zarobił w ostatnim miesiącu. Naprawdę zastanawiałem się po co ja się zgodziłem,
by tutaj przyjść. Dlaczego ta dziewczyna była w stanie mnie przekonać?
Popijając kolejny łyk szampana zauważyłem, jak dziewczyna siedzi sama na małej
kanapie w średniowiecznym stylu. Postanowiłem do niej podejść. Mój ojciec nie
miał w zwyczaju zostawiać te dziewczyny same, szczególnie na takich bankietach.
Ale gdy przypomniałem sobie, o jego dzisiejszym napadzie agresji, zrozumiałem,
że robił to celowo. Nie chciał jej wystraszyć. I tak za dużo widziała. Usiadłem
obok nic nie mówiąc. Opróżniłem kieliszek odstawiając go na stolik.
Przechyliłem się na oparcie i usiadłem wygodniej. Mój wzrok taksował wszystkich
po kolei. Cały tłum gości w garniturach, pań w idealnie dopasowanych
spódniczkach i wysokich obcasach. Każdy chciał lepiej wyglądać od tego
drugiego. Wypudrowane dziunie lepiące się do starszych panów, wyglądały jak
gdyby ktoś wypuścił je przed kilkoma minuty z klubu go go. Rozglądałem się po
sali w poszukiwaniu mojego ojca, jednak nie potrafiłem go znaleźć. Pewnie
wyszedł zapalić- przeszło mi prze myśl. Dziewczyna ciągle bawiła się nerwowo
palcami, nie spoglądając na mnie. Nie lubiłem tego. Żadna dziewczyna mnie nigdy
nie ignorowała. To ja zawsze siedziałem jak teraz, a one się do mnie lepiły...
Ale oczywiście Rosemary była inna. Chodząca oryginalność. Ładnie prezentowała się w tej sukience. Dobrze, że ją kupiła. Podkreślała jej walory, a miała je spore. Spojrzałem na nią i pochyliłem się ku niej.
- Więcej pewności. - szepnąłem i podniosłem się ginąc w tłumie.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.
Ale oczywiście Rosemary była inna. Chodząca oryginalność. Ładnie prezentowała się w tej sukience. Dobrze, że ją kupiła. Podkreślała jej walory, a miała je spore. Spojrzałem na nią i pochyliłem się ku niej.
- Więcej pewności. - szepnąłem i podniosłem się ginąc w tłumie.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.
~Rosemary~
Jego sposób bycia naprawdę mnie denerwował. A ten cały bankiet, był dla mnie najnudniejszą imprezą na jakiejkolwiek miałam okazję być. Odnalazłam w tłumie partnera, James'a i poprosiłam go, abym mogła jechać do domu. Pora nie była najwcześniejsza, a ja wolałam ciepłe łóżko niż siedzenie tutaj na kanapie. Miałam również nadzieję, że gdy zasnę i udam chorą, mężczyzna nie będzie miał okazji, aby mnie wykorzystać. Tak, muszę udawać chorą, aby jak najdłużej go zwlekać.
- Dobra. - zgodził się markotnie.
Nie miał dziś dobrego humoru. Zwłaszcza, że pokłócił się porządnie z Harry'm. Skinął głową i kazał Taylor'owi - szoferowi - mnie odwieźć. Wsiadłam do mercedesa uśmiechając się. Wreszcie się stamtąd wyrwałam. Minęliśmy centrum i dojechaliśmy pod willę.
Nie miał dziś dobrego humoru. Zwłaszcza, że pokłócił się porządnie z Harry'm. Skinął głową i kazał Taylor'owi - szoferowi - mnie odwieźć. Wsiadłam do mercedesa uśmiechając się. Wreszcie się stamtąd wyrwałam. Minęliśmy centrum i dojechaliśmy pod willę.
Mężczyzna otworzył mi drzwi i odprowadził do mojego pokoju.
Czasem naprawdę wkurzało mnie to bycie 'na smyczy', a to dopiero kilka dni...
Udałam się pod prysznic i ułożyłam wygodnie w łóżku. Zanim się obejrzałam
odpłynęłam w krainę Morfeusza.
***
Siedzieliśmy w jednym z klubów. Właścicielem był starszy
Styles, któremu teraz siedziałam na kolanach. Obejmował mnie całując po szyi.
Uśmiechałam się pod nosem, kiedy składał pocałunki na moim ciele. Nie czułam
jednak nic po za jego wilgotnymi ustami. Mężczyzna rozmawiał zachłannie z dwoma
młodszymi od siebie chłopakami, może nawet młodszymi od jego syna. Pewnie
ustalał jakieś sprawy. Kelner przyniósł nam drinki. Sączyłam jeden powoli i
spokojnie. Harry'ego widziałam przy barze. Pił kolejny kieliszkiem wódki.
Przyłapałam go kilkakrotnie na spoglądaniu w moją stronę. Mroczność Stylesa
była dla mnie ogromną zagadką. Raz mnie nienawidził, a zaraz potem uwodził. Nie
chciałam być tą uległą i ponownie do niego iść, więc odpuściłam sobie i ponownie
delikatnie musnęłam policzek James'a.
- Kochanie - zamruczał cicho. Musiałam przyznać że był
przystojny. Jak na swój wiek porządnie się prezentował. No i bogato. Wiele
kobiet wodziło za nim wzrokiem. Z jednej strony czułam się naprawdę wyjątkowa.
Bo to JA byłam jego 'wybranką', mogłam robić z nim co tylko chciałam...A on
ciągle zaspokajał moje potrzeby szczególnie te finansowe. Poprawiłam swoją
czarną spódniczkę i szepnęłam mu do ucha
-Muszę iść do łazienki, wracam za minutkę- puściłam mu oczko i udałam się w stronę drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego. Gubiłam się w jego nastrojach. Miałam wrażenie, że czasem chciał mnie zabić. A czasem po prostu przelecieć. Modliłam się w duchu, aby tylko za mną nie poszedł. By nie miał ochoty ponownie mnie terroryzować. Tak bardzo się go czasami obawiałam...
-Muszę iść do łazienki, wracam za minutkę- puściłam mu oczko i udałam się w stronę drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego. Gubiłam się w jego nastrojach. Miałam wrażenie, że czasem chciał mnie zabić. A czasem po prostu przelecieć. Modliłam się w duchu, aby tylko za mną nie poszedł. By nie miał ochoty ponownie mnie terroryzować. Tak bardzo się go czasami obawiałam...
Komentarz = uśmiech na mojej twarzy :))
Boże dziewczyno kocham cię xd Pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńPisz! Czekam na next <333
OdpowiedzUsuńJeej! Udalo mi sie dodac komentarz! :D <-- jeden Twoj uśmiech :D / NATI :3
OdpowiedzUsuńA teraz napisxe drugi kom czyli drugi Twoj usmiech :D
OdpowiedzUsuńT.O. J.E.S.T. B.O.S.K.I.E. !!! K.O.C.H.A.M. !! ♥♥♥ I CZEKAM NA NEXT OCZYWISCIE ;*** / NATI :3