piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 3

Every step I'm taking, 
Every move I make feels
Lost with no direction
My faith is shaking but I 
I gotta keep trying
__________________________________________________________
Co ja tutaj robię? Dlaczego się w ogóle nim przejmuję? Powinnam się cieszyć. On cierpi, jego ojciec będzie cierpiał. A to jest to czego pragnę od samego początku pobytu tego. Widok cierpiącego James'a. Pragnę by choć w części poczuł się tak okropnie jak ja czuję się, będąc zmuszaną do dotykania go TAM.
- Co chcesz? - wymamrotał patrząc na ścianę. Obrzucił mnie jednym, krótkim spojrzeniem i odwrócił wzrok.
- Właściwie to- urwałam. Już miałam wspomnieć o garniturze, ale uznałam, że to jednak nie właściwy moment- nic...- dokończyłam i usiadłam tuż obok chłopaka wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Nie idę na żaden bankiet . Przekaż mojemu ojcu. - dodał krótko i zwięzłe.
-Harry- zaczęłam i tym razem postanowiłam dokończyć- proszę. Zrób to dla mnie, dla siebie. Nie patrz na swojego ojca...Ja...kupiłam Ci garnitur- wzruszyłam ramionami i nadal wykonywałam poprzednią czynność.
- Nie, mała..dzięki ale nie. Mam już spieprzony humor. Nie chcę pogorszyć go jeszcze bardziej. - oparł głowę o balustradę schodów. - To nie dla mnie. Nie pasuje tam.
- A myślisz, że ja pasuję?- wiedziałam, że się poniżam. Ale kupując tę sukienkę miałam taką cholerną nadzieje, że to ON mnie w niej tam zobaczy. Strach jaki ten chłopak we mnie powodował sprawiał, że chciałam poznać go bliżej... - Nienawidzę nosić sukienek, nienawidzę imprez...- zaczęłam wyliczać. - A no i nie mała- dokończyłam z poważnym głosem.
- Będę tak na ciebie mówił. - poruszył zabawnie brwiami. - Dobra. - dodał po chwili i ruszył na górę. - No chodź! Muszę go przymierzyć.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ja właśnie namówiłam jednego z najstraszniejszych chłopaków w okolicy, do tego by poszedł na jakiś głupi bankiet? Cieszyłam się, sama nie wiem z czego. Szłam krok w krok za chłopakiem. Ten otworzył drzwi do mojego pokoju i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy, a ja z ogromną radością podałam chłopakowi torbę.
- Boże. Będę wyglądał jak kretyn. - mruknął i wszedł do łazienki. Usiadłam na łóżku machając nogami. Już po chwili wrócił do mnie dobrze się prezentując. Zlustrowałam go kilka krotnie od stóp do głów, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na jego niezawiązanym krawacie.
- Naprawdę nie potrafisz go zawiązać?- nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
-Bardzo zabawne. - spiorunował mnie wzrokiem. - Nie ubieram się jak ojciec. Nie noszę koszul ani krawatów. Czemu się dziwisz?
- No cóż, myślałam, że taki chłopak jak ty wszystko umie- zaśmiałam się, kończąc wiązać jego krawat- Wyglądasz ładnie- posłałam mu delikatny uśmiech i przeczesałam włosy siadając na brzegu łóżka.
- Jak spod igły. - poprawił marynarkę. Wzdrygnął się wykrzywiając. - Okropności. Jakieś pięć sekund później usłyszeliśmy zamykane drzwi na dole. Harry mamrocząc pod nosem zszedł razem ze mną do ojca. James objął mnie i pocałował krótko w usta. - Cześć kochanie.
Poczułam na sobie wzrok Harry'ego. Czułam się winna, że odwzajemniłam pocałunek mężczyźnie.
-Hej- odparłam lekko speszona.
- A ty co? Zdanie zmieniłeś? - popatrzył na syna.
-Tak jakby-wymamrotał, kołysząc się z nogi, na nogę. Spojrzał na mnie spod grzywki dając do zrozumienia, bym nie wspominała o tym, że kupiłam dla niego garnitur. Jego relacja z ojcem była naprawdę skomplikowana, a ja teraz czułam się jak pomiędzy młotem a kowadłem.
- O której to przyjęcie? - zapytał zdenerwowany. Miał częste zmiany humory. Cały był spięty. - Poza tym to okradli cię.
-Co?!- mężczyzna momentalnie odepchnął mnie od siebie i podszedł do chłopaka- jak to okradli?! Jak mogłeś do tego dopuścić?!- krzyczał na niego.
Odwróciłam się patrząc na nich oboje. Dlaczego miałam uczestniczyć w tej kłótni? To były sprawy między nimi. Ja byłam tematem obocznym. Nie chciałam się w to wszystko wtrącać. James uderzył bruneta pięścią w brzuch, więc ten się skulił. Zaśmiał się jęcząc z bólu. - Własnego syna? - prychnął łapiąc powietrza.
- Zasłużyłeś- wysyczał starszy mężczyzna- następnym razem będziesz wiedział, że masz pilnować MOICH pieniędzy- wypowiadał to zdanie powoli, szczególnie naciskając na przed ostatnie słowo. Kopnął jeszcze kędzierzawego, tak że ten położył się na ziemię.
-Ile?- krzyknął- ile kurwa ukradli?!
-Kilka milionów- zaśmiał się resztkami sił chłopak. Widziałam jak mężczyznę napada fala agresji, kopnął ponownie syna, jednak widząc przerażenie w moich oczach szybko stracił się w ciemnym korytarzu.
Harry próbował się podnieść. W końcu kleknął. Nie wiedziałam czy się śmieje czy dusi. Dłonie miał splecione na klatce a głowę spuszczoną.
Przykucnęłam obok chłopaka i odsunęłam rękę z jego klatki piersiowej aby pomóc mu wstać.
-Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć- zaczął, gdy prowadziłam go schodami do góry.
- Przestań. - wprowadziłam go do pokoju. Mój ojciec do dobrych nie należał, ale nigdy mnie nie uderzył. Wiem też, że po części to jego wina iż tu jestem. Ale jednak wolę to niż śmierć własnego taty. Położyłam chłopaka na łóżku. Było mi go trochę szkoda.
- Ej, dobra mała nie traktuj mnie jak dziecka. Nic mi nie jest. - zaczął się podnosić.
-Leż- rozkazałam, na co chłopak się zaśmiał. Nie potrafiłam zrozumieć tego, jakim potworem trzeba być by tak potraktować własne dziecko. Jak on mógł? A co gdybym wtedy poszła do swojego pokoju? Nic by go nie powstrzymało przed...starałam się jak najszybciej wyrzucić tę myśl z głowy i podeszłam do chłopaka z zimnym okładem- Przyłóż do bolącego miejsca- wymusiłam uśmiech podając mu owinięty lód.
Szatyn westchnął i oczywiście podniósł się. - Nie wychodź z pokoju. - nakazał mi chłodnym tonem i wyszedł z sypialni. Chyba nie chciałam wiedzieć po co.
~Harry~

 Wparowałem do gabinetu ojca stając przed nim. 
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem twoim służącym. - warknąłem. - Chcesz mnie tak traktować dalej to się doigrasz. Więcej stracisz niż zyskasz. Nie tylko ty tu możesz rozdawać karty.
-Słuchaj- zaczął ojciec- Harry- jego głos był łagodny- nie chcę z Tobą walczyć, jasne? Chcę po prostu byś zachowywał się godnie, jak mój syn. Jeśli Cię proszę o coś to mógłbyś to robić, a wtedy obojgu nam będzie się dobrze żyło.
- Jak syn. - prychnąłem. - Nigdy nie nazywaj się moim ojcem. - dodałem bardzo łagodnie.
-Ale nim jestem i tego nie zmienisz- jego ton był tak cholernie spokojny, że aż denerwujący- Do zobaczenia na bankiecie- dodała, a następnie wyszedł z biura- radzę Ci zacząć sie szykować!- krzyknął ze schodów.
Poddałem się i ruszyłem do swojego pokoju. Parę godzin później stałem na przyjęciu opierając się o fortepian. W ręce trzymałem kieliszek z szampanem. Setki fałszywych uśmiechów i rozmów o tym kto ile zarobił w ostatnim miesiącu. Naprawdę zastanawiałem się po co ja się zgodziłem, by tutaj przyjść. Dlaczego ta dziewczyna była w stanie mnie przekonać? Popijając kolejny łyk szampana zauważyłem, jak dziewczyna siedzi sama na małej kanapie w średniowiecznym stylu. Postanowiłem do niej podejść. Mój ojciec nie miał w zwyczaju zostawiać te dziewczyny same, szczególnie na takich bankietach. Ale gdy przypomniałem sobie, o jego dzisiejszym napadzie agresji, zrozumiałem, że robił to celowo. Nie chciał jej wystraszyć. I tak za dużo widziała. Usiadłem obok nic nie mówiąc. Opróżniłem kieliszek odstawiając go na stolik. Przechyliłem się na oparcie i usiadłem wygodniej. Mój wzrok taksował wszystkich po kolei. Cały tłum gości w garniturach, pań w idealnie dopasowanych spódniczkach i wysokich obcasach. Każdy chciał lepiej wyglądać od tego drugiego. Wypudrowane dziunie lepiące się do starszych panów, wyglądały jak gdyby ktoś wypuścił je przed kilkoma minuty z klubu go go. Rozglądałem się po sali w poszukiwaniu mojego ojca, jednak nie potrafiłem go znaleźć. Pewnie wyszedł zapalić- przeszło mi prze myśl. Dziewczyna ciągle bawiła się nerwowo palcami, nie spoglądając na mnie. Nie lubiłem tego. Żadna dziewczyna mnie nigdy nie ignorowała. To ja zawsze siedziałem jak teraz, a one się do mnie lepiły...
Ale oczywiście Rosemary była inna. Chodząca oryginalność. Ładnie prezentowała się w tej sukience. Dobrze, że ją kupiła. Podkreślała jej walory, a miała je spore. Spojrzałem na nią i pochyliłem się ku niej.
- Więcej pewności. - szepnąłem i podniosłem się ginąc w tłumie.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.

~Rosemary~

Jego sposób bycia naprawdę mnie denerwował. A ten cały bankiet, był dla mnie najnudniejszą imprezą na jakiejkolwiek miałam okazję być. Odnalazłam w tłumie partnera, James'a i poprosiłam go, abym mogła jechać do domu. Pora nie była najwcześniejsza, a ja wolałam ciepłe łóżko niż siedzenie tutaj na kanapie. Miałam również nadzieję, że gdy zasnę i udam chorą, mężczyzna nie będzie miał okazji, aby mnie wykorzystać. Tak, muszę udawać chorą, aby jak najdłużej go zwlekać.
- Dobra. - zgodził się markotnie.
Nie miał dziś dobrego humoru. Zwłaszcza, że pokłócił się porządnie z Harry'm. Skinął głową i kazał Taylor'owi - szoferowi - mnie odwieźć. Wsiadłam do mercedesa uśmiechając się. Wreszcie się stamtąd wyrwałam. Minęliśmy centrum i dojechaliśmy pod willę.
Mężczyzna otworzył mi drzwi i odprowadził do mojego pokoju. Czasem naprawdę wkurzało mnie to bycie 'na smyczy', a to dopiero kilka dni... Udałam się pod prysznic i ułożyłam wygodnie w łóżku. Zanim się obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza.
***
Siedzieliśmy w jednym z klubów. Właścicielem był starszy Styles, któremu teraz siedziałam na kolanach. Obejmował mnie całując po szyi. Uśmiechałam się pod nosem, kiedy składał pocałunki na moim ciele. Nie czułam jednak nic po za jego wilgotnymi ustami. Mężczyzna rozmawiał zachłannie z dwoma młodszymi od siebie chłopakami, może nawet młodszymi od jego syna. Pewnie ustalał jakieś sprawy. Kelner przyniósł nam drinki. Sączyłam jeden powoli i spokojnie. Harry'ego widziałam przy barze. Pił kolejny kieliszkiem wódki. Przyłapałam go kilkakrotnie na spoglądaniu w moją stronę. Mroczność Stylesa była dla mnie ogromną zagadką. Raz mnie nienawidził, a zaraz potem uwodził. Nie chciałam być tą uległą i ponownie do niego iść, więc odpuściłam sobie i ponownie delikatnie musnęłam policzek James'a.
- Kochanie - zamruczał cicho. Musiałam przyznać że był przystojny. Jak na swój wiek porządnie się prezentował. No i bogato. Wiele kobiet wodziło za nim wzrokiem. Z jednej strony czułam się naprawdę wyjątkowa. Bo to JA byłam jego 'wybranką', mogłam robić z nim co tylko chciałam...A on ciągle zaspokajał moje potrzeby szczególnie te finansowe. Poprawiłam swoją czarną spódniczkę i szepnęłam mu do ucha
-Muszę iść do łazienki, wracam za minutkę- puściłam mu oczko i udałam się w stronę drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego. Gubiłam się w jego nastrojach. Miałam wrażenie, że czasem chciał mnie zabić. A czasem po prostu przelecieć. Modliłam się w duchu, aby tylko za mną nie poszedł. By nie miał ochoty ponownie mnie terroryzować. Tak bardzo się go czasami obawiałam...
 
                    Komentarz = uśmiech na mojej twarzy :))

4 komentarze:

  1. Boże dziewczyno kocham cię xd Pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz! Czekam na next <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej! Udalo mi sie dodac komentarz! :D <-- jeden Twoj uśmiech :D / NATI :3

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz napisxe drugi kom czyli drugi Twoj usmiech :D
    T.O. J.E.S.T. B.O.S.K.I.E. !!! K.O.C.H.A.M. !! ♥♥♥ I CZEKAM NA NEXT OCZYWISCIE ;*** / NATI :3

    OdpowiedzUsuń