piątek, 28 lutego 2014

Jest już Trailer !

Jak wam się podoba trailer ? Bo dla mnie jest boski *.* Komentujcie :)

Rozdział 3

Every step I'm taking, 
Every move I make feels
Lost with no direction
My faith is shaking but I 
I gotta keep trying
__________________________________________________________
Co ja tutaj robię? Dlaczego się w ogóle nim przejmuję? Powinnam się cieszyć. On cierpi, jego ojciec będzie cierpiał. A to jest to czego pragnę od samego początku pobytu tego. Widok cierpiącego James'a. Pragnę by choć w części poczuł się tak okropnie jak ja czuję się, będąc zmuszaną do dotykania go TAM.
- Co chcesz? - wymamrotał patrząc na ścianę. Obrzucił mnie jednym, krótkim spojrzeniem i odwrócił wzrok.
- Właściwie to- urwałam. Już miałam wspomnieć o garniturze, ale uznałam, że to jednak nie właściwy moment- nic...- dokończyłam i usiadłam tuż obok chłopaka wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Nie idę na żaden bankiet . Przekaż mojemu ojcu. - dodał krótko i zwięzłe.
-Harry- zaczęłam i tym razem postanowiłam dokończyć- proszę. Zrób to dla mnie, dla siebie. Nie patrz na swojego ojca...Ja...kupiłam Ci garnitur- wzruszyłam ramionami i nadal wykonywałam poprzednią czynność.
- Nie, mała..dzięki ale nie. Mam już spieprzony humor. Nie chcę pogorszyć go jeszcze bardziej. - oparł głowę o balustradę schodów. - To nie dla mnie. Nie pasuje tam.
- A myślisz, że ja pasuję?- wiedziałam, że się poniżam. Ale kupując tę sukienkę miałam taką cholerną nadzieje, że to ON mnie w niej tam zobaczy. Strach jaki ten chłopak we mnie powodował sprawiał, że chciałam poznać go bliżej... - Nienawidzę nosić sukienek, nienawidzę imprez...- zaczęłam wyliczać. - A no i nie mała- dokończyłam z poważnym głosem.
- Będę tak na ciebie mówił. - poruszył zabawnie brwiami. - Dobra. - dodał po chwili i ruszył na górę. - No chodź! Muszę go przymierzyć.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ja właśnie namówiłam jednego z najstraszniejszych chłopaków w okolicy, do tego by poszedł na jakiś głupi bankiet? Cieszyłam się, sama nie wiem z czego. Szłam krok w krok za chłopakiem. Ten otworzył drzwi do mojego pokoju i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy, a ja z ogromną radością podałam chłopakowi torbę.
- Boże. Będę wyglądał jak kretyn. - mruknął i wszedł do łazienki. Usiadłam na łóżku machając nogami. Już po chwili wrócił do mnie dobrze się prezentując. Zlustrowałam go kilka krotnie od stóp do głów, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na jego niezawiązanym krawacie.
- Naprawdę nie potrafisz go zawiązać?- nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
-Bardzo zabawne. - spiorunował mnie wzrokiem. - Nie ubieram się jak ojciec. Nie noszę koszul ani krawatów. Czemu się dziwisz?
- No cóż, myślałam, że taki chłopak jak ty wszystko umie- zaśmiałam się, kończąc wiązać jego krawat- Wyglądasz ładnie- posłałam mu delikatny uśmiech i przeczesałam włosy siadając na brzegu łóżka.
- Jak spod igły. - poprawił marynarkę. Wzdrygnął się wykrzywiając. - Okropności. Jakieś pięć sekund później usłyszeliśmy zamykane drzwi na dole. Harry mamrocząc pod nosem zszedł razem ze mną do ojca. James objął mnie i pocałował krótko w usta. - Cześć kochanie.
Poczułam na sobie wzrok Harry'ego. Czułam się winna, że odwzajemniłam pocałunek mężczyźnie.
-Hej- odparłam lekko speszona.
- A ty co? Zdanie zmieniłeś? - popatrzył na syna.
-Tak jakby-wymamrotał, kołysząc się z nogi, na nogę. Spojrzał na mnie spod grzywki dając do zrozumienia, bym nie wspominała o tym, że kupiłam dla niego garnitur. Jego relacja z ojcem była naprawdę skomplikowana, a ja teraz czułam się jak pomiędzy młotem a kowadłem.
- O której to przyjęcie? - zapytał zdenerwowany. Miał częste zmiany humory. Cały był spięty. - Poza tym to okradli cię.
-Co?!- mężczyzna momentalnie odepchnął mnie od siebie i podszedł do chłopaka- jak to okradli?! Jak mogłeś do tego dopuścić?!- krzyczał na niego.
Odwróciłam się patrząc na nich oboje. Dlaczego miałam uczestniczyć w tej kłótni? To były sprawy między nimi. Ja byłam tematem obocznym. Nie chciałam się w to wszystko wtrącać. James uderzył bruneta pięścią w brzuch, więc ten się skulił. Zaśmiał się jęcząc z bólu. - Własnego syna? - prychnął łapiąc powietrza.
- Zasłużyłeś- wysyczał starszy mężczyzna- następnym razem będziesz wiedział, że masz pilnować MOICH pieniędzy- wypowiadał to zdanie powoli, szczególnie naciskając na przed ostatnie słowo. Kopnął jeszcze kędzierzawego, tak że ten położył się na ziemię.
-Ile?- krzyknął- ile kurwa ukradli?!
-Kilka milionów- zaśmiał się resztkami sił chłopak. Widziałam jak mężczyznę napada fala agresji, kopnął ponownie syna, jednak widząc przerażenie w moich oczach szybko stracił się w ciemnym korytarzu.
Harry próbował się podnieść. W końcu kleknął. Nie wiedziałam czy się śmieje czy dusi. Dłonie miał splecione na klatce a głowę spuszczoną.
Przykucnęłam obok chłopaka i odsunęłam rękę z jego klatki piersiowej aby pomóc mu wstać.
-Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć- zaczął, gdy prowadziłam go schodami do góry.
- Przestań. - wprowadziłam go do pokoju. Mój ojciec do dobrych nie należał, ale nigdy mnie nie uderzył. Wiem też, że po części to jego wina iż tu jestem. Ale jednak wolę to niż śmierć własnego taty. Położyłam chłopaka na łóżku. Było mi go trochę szkoda.
- Ej, dobra mała nie traktuj mnie jak dziecka. Nic mi nie jest. - zaczął się podnosić.
-Leż- rozkazałam, na co chłopak się zaśmiał. Nie potrafiłam zrozumieć tego, jakim potworem trzeba być by tak potraktować własne dziecko. Jak on mógł? A co gdybym wtedy poszła do swojego pokoju? Nic by go nie powstrzymało przed...starałam się jak najszybciej wyrzucić tę myśl z głowy i podeszłam do chłopaka z zimnym okładem- Przyłóż do bolącego miejsca- wymusiłam uśmiech podając mu owinięty lód.
Szatyn westchnął i oczywiście podniósł się. - Nie wychodź z pokoju. - nakazał mi chłodnym tonem i wyszedł z sypialni. Chyba nie chciałam wiedzieć po co.
~Harry~

 Wparowałem do gabinetu ojca stając przed nim. 
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem twoim służącym. - warknąłem. - Chcesz mnie tak traktować dalej to się doigrasz. Więcej stracisz niż zyskasz. Nie tylko ty tu możesz rozdawać karty.
-Słuchaj- zaczął ojciec- Harry- jego głos był łagodny- nie chcę z Tobą walczyć, jasne? Chcę po prostu byś zachowywał się godnie, jak mój syn. Jeśli Cię proszę o coś to mógłbyś to robić, a wtedy obojgu nam będzie się dobrze żyło.
- Jak syn. - prychnąłem. - Nigdy nie nazywaj się moim ojcem. - dodałem bardzo łagodnie.
-Ale nim jestem i tego nie zmienisz- jego ton był tak cholernie spokojny, że aż denerwujący- Do zobaczenia na bankiecie- dodała, a następnie wyszedł z biura- radzę Ci zacząć sie szykować!- krzyknął ze schodów.
Poddałem się i ruszyłem do swojego pokoju. Parę godzin później stałem na przyjęciu opierając się o fortepian. W ręce trzymałem kieliszek z szampanem. Setki fałszywych uśmiechów i rozmów o tym kto ile zarobił w ostatnim miesiącu. Naprawdę zastanawiałem się po co ja się zgodziłem, by tutaj przyjść. Dlaczego ta dziewczyna była w stanie mnie przekonać? Popijając kolejny łyk szampana zauważyłem, jak dziewczyna siedzi sama na małej kanapie w średniowiecznym stylu. Postanowiłem do niej podejść. Mój ojciec nie miał w zwyczaju zostawiać te dziewczyny same, szczególnie na takich bankietach. Ale gdy przypomniałem sobie, o jego dzisiejszym napadzie agresji, zrozumiałem, że robił to celowo. Nie chciał jej wystraszyć. I tak za dużo widziała. Usiadłem obok nic nie mówiąc. Opróżniłem kieliszek odstawiając go na stolik. Przechyliłem się na oparcie i usiadłem wygodniej. Mój wzrok taksował wszystkich po kolei. Cały tłum gości w garniturach, pań w idealnie dopasowanych spódniczkach i wysokich obcasach. Każdy chciał lepiej wyglądać od tego drugiego. Wypudrowane dziunie lepiące się do starszych panów, wyglądały jak gdyby ktoś wypuścił je przed kilkoma minuty z klubu go go. Rozglądałem się po sali w poszukiwaniu mojego ojca, jednak nie potrafiłem go znaleźć. Pewnie wyszedł zapalić- przeszło mi prze myśl. Dziewczyna ciągle bawiła się nerwowo palcami, nie spoglądając na mnie. Nie lubiłem tego. Żadna dziewczyna mnie nigdy nie ignorowała. To ja zawsze siedziałem jak teraz, a one się do mnie lepiły...
Ale oczywiście Rosemary była inna. Chodząca oryginalność. Ładnie prezentowała się w tej sukience. Dobrze, że ją kupiła. Podkreślała jej walory, a miała je spore. Spojrzałem na nią i pochyliłem się ku niej.
- Więcej pewności. - szepnąłem i podniosłem się ginąc w tłumie.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.

~Rosemary~

Jego sposób bycia naprawdę mnie denerwował. A ten cały bankiet, był dla mnie najnudniejszą imprezą na jakiejkolwiek miałam okazję być. Odnalazłam w tłumie partnera, James'a i poprosiłam go, abym mogła jechać do domu. Pora nie była najwcześniejsza, a ja wolałam ciepłe łóżko niż siedzenie tutaj na kanapie. Miałam również nadzieję, że gdy zasnę i udam chorą, mężczyzna nie będzie miał okazji, aby mnie wykorzystać. Tak, muszę udawać chorą, aby jak najdłużej go zwlekać.
- Dobra. - zgodził się markotnie.
Nie miał dziś dobrego humoru. Zwłaszcza, że pokłócił się porządnie z Harry'm. Skinął głową i kazał Taylor'owi - szoferowi - mnie odwieźć. Wsiadłam do mercedesa uśmiechając się. Wreszcie się stamtąd wyrwałam. Minęliśmy centrum i dojechaliśmy pod willę.
Mężczyzna otworzył mi drzwi i odprowadził do mojego pokoju. Czasem naprawdę wkurzało mnie to bycie 'na smyczy', a to dopiero kilka dni... Udałam się pod prysznic i ułożyłam wygodnie w łóżku. Zanim się obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza.
***
Siedzieliśmy w jednym z klubów. Właścicielem był starszy Styles, któremu teraz siedziałam na kolanach. Obejmował mnie całując po szyi. Uśmiechałam się pod nosem, kiedy składał pocałunki na moim ciele. Nie czułam jednak nic po za jego wilgotnymi ustami. Mężczyzna rozmawiał zachłannie z dwoma młodszymi od siebie chłopakami, może nawet młodszymi od jego syna. Pewnie ustalał jakieś sprawy. Kelner przyniósł nam drinki. Sączyłam jeden powoli i spokojnie. Harry'ego widziałam przy barze. Pił kolejny kieliszkiem wódki. Przyłapałam go kilkakrotnie na spoglądaniu w moją stronę. Mroczność Stylesa była dla mnie ogromną zagadką. Raz mnie nienawidził, a zaraz potem uwodził. Nie chciałam być tą uległą i ponownie do niego iść, więc odpuściłam sobie i ponownie delikatnie musnęłam policzek James'a.
- Kochanie - zamruczał cicho. Musiałam przyznać że był przystojny. Jak na swój wiek porządnie się prezentował. No i bogato. Wiele kobiet wodziło za nim wzrokiem. Z jednej strony czułam się naprawdę wyjątkowa. Bo to JA byłam jego 'wybranką', mogłam robić z nim co tylko chciałam...A on ciągle zaspokajał moje potrzeby szczególnie te finansowe. Poprawiłam swoją czarną spódniczkę i szepnęłam mu do ucha
-Muszę iść do łazienki, wracam za minutkę- puściłam mu oczko i udałam się w stronę drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego. Gubiłam się w jego nastrojach. Miałam wrażenie, że czasem chciał mnie zabić. A czasem po prostu przelecieć. Modliłam się w duchu, aby tylko za mną nie poszedł. By nie miał ochoty ponownie mnie terroryzować. Tak bardzo się go czasami obawiałam...
 
                    Komentarz = uśmiech na mojej twarzy :))

środa, 26 lutego 2014

Ważne :3

No więc jak widzicie wygląd bloga się zmienił, co prawda ta dziewczyna to nie Barbara Palvin, ale jest to tylko szablon zastępczy, ponieważ czekam na zamówiony przeze mnie szablon który powinien pojawić się już niedługo. Mam nadzieję że będzie wam się dobrze czytać przy tym kolorze czcionki. Piszcie w komentarzach, czy dobrze się czyta. Kochamm <33

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 2

It's all gonna be okay, 
And I know
Maybe I'll live and laugh about it someday 
But not today, no
Cause I don't feel so good
I'm tangled up inside
My heart is on my sleeve
Tomorrow is a mystery to me

__________________________________________________________________
- Harry, skończ, bo go zabijesz!- usłyszałem głos kolegi za sobą. Nigdy dotąd nie ogarniała mnie aż taka ochota pokonania kogoś... zabicia. Chłopak po raz pierwszy widział mnie w Takiej sytuacji. Jednak ja nie odstępowałem, okładałem twarz mężczyzny, co jakiś czas kopiąc go w brzuch.
- Taki mam zamiar! - warknąłem wyjmując nóż z czarnych spodni.
Wbiłem mu je w bark, potem w żebra. Patrzyłem jak się wykrwawia z przyjemnością. Miły widok.
- Jesteś idiotą- rzucił Louis za moimi plecami i słyszałem oddalające się kroki. Osunąłem się po ścianie i wpatrywałem w zakrwawione oczy mojej ofiary. ,,A temu co?'' Pomyślałem.
Nic mnie teraz nie obchodziło. Wszystkie emocje ze mnie uleciały. Przymknąłem powieki zaciskając ręce w pięści. Czułem jak fala adrenaliny opuszcza moje ciało, a ja robię się spokojny. Uniosłem delikatnie kąciki ust odchodząc od trupa. Wsiadłem do samochodu i odjechałem w kierunku mojego miejsca zamieszkania. Zaparkowałem mercedesa w garażu i wszedłem do domu podrzucając kluczyki w ręce. Rzuciłem je na stolik w salonie zdejmując buty i marynarkę. Wydawało mi się, że nikogo nie ma. Tam ta pewnie spała, a ojciec był z kolegami. Nie przejmując się tym, że dziewczyna śpi, a raczej robiąc to specjalnie, głośno wbiegłem na piętro i trzaskałem kolejno drzwiami. Uwielbiam robić tym cnotką na złość. Gdy miałem wchodzić do swojego pokoju, jej drzwi się uchyliły i wystawiła zdezorientowana głowę za drzwi, rozglądając się.
- Oh, obudziłem cię. - udałem skruszony ton. - Pani wybaczy. - wywróciłem oczami idąc do siebie.
- Taa- szepnęła cicho- co Ci się stało w ręce?- zapytała troskliwym tonem, spoglądając na dłonie pokryte zaschniętą krwią.
Wsunąłem je do spodni. Popatrzyłem na nią zagryzając wargę.
- Wywróciłem się.
-Mhm- burknęła- może Cię opatrzyć- wyszła zza drzwi w koszuli nocnej, która w żaden sposób nie przypominała ubrań tamtych poprzednich. Była zdecydowanie za długa i zbyt...różowa.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Nie rób za Matkę Teresę.- Jej wzrok się zmieszał i powolnym krokiem wróciła za drzwi. Ja natomiast ze spokojem udałem się, jak wcześniej zamierzałem do siebie. Rozebrałem spodnie i t-shirt, i położyłem się do wygodnego łóżka. Rozmyślałem jeszcze chwilę o jutrzejszych planach i po chwili zasnąłem.
Siedziałem przy stole popijając kawę. Mój tata zajmował miejsce obok Rosemary z ręką na jej kolanie. O dziwo delikatnie się do niego uśmiechała. Chyba zrozumiała, że lepiej być z nim niż przeciw niemu. Dobrze, że zrozumiała to teraz... Mój ojciec nienawidzi, gdy ktoś mu się stawia. Dlatego ma też taką a nie inną 'pracę'.
- Kochanie smakuje ci?- przerwał ciszę zwracając się do dziewczyny. Ta tylko pokiwała głową i zajadała się nadal jajecznicą. To dziwne, że potrafi tyle zjeść a TAK wygląda. Wpatrywałem się przez chwilę na jej delikatne rysy twarzy. Wydawała się taka niewinna, delikatna... O mało co nie zakrztusiłem się napojem, gdy uświadomiłem sobie, co właśnie robię.
Podziwiałem kobietę mojego ojca. Panią do seksu i wrażenia. Popierdoliło mnie całkiem. Pokręciłem głową odstawiając kawę.
- Mamy jakąś akcję dzisiaj? - spytałem patrząc w telewizor.
Melinda kręciła się przy stole sprzątając lub coś donosząc. Jedyna osoba, którą ceniłem w tym domu. Traktowała mnie jak syna. Była starszą kobietą i pracowała tu od kiedy pamiętam.
Miałem wrażenie, że ja także byłem jedyną osobą, dla niej, którą lubiła. Mogłem porozmawiać z nią o wszystkim, wiedziała o mnie więcej niż mój ojciec. Uśmiechnęła się do mnie przynosząc na stolik talerzyk z ciastkami. Odwzajemniłem jej gest i poczęstowałem się jej wyrobami.
-Odpowiesz mi czy nie?- spiorunowałem wzrokiem ojca, który siedział po drugiej stronie kanapy, trzymając na kolanach swoją panienkę.
- Nie ma akcji. - odparł przeczesując jej włosy palcami.
Skrzywiłem się na ten widok okazywanych uczuć. Mdliło mnie od środka.
- A co jest? - odchyliłem się na krześle.
-Bankiet- ojciec objął dziewczynę ramieniem i spoglądał na mnie- Tak Harry ty też musisz iść- spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie chcę. Nie mam pięciu lat. - burknąłem wściekły.
- Harry, cholera!- krzyknął- Czy to choć raz w życiu możesz mnie posłuchać?! Musisz iść, będą tam wszyscy!
- A gdzie jesteś ty kiedy ja chcę abyś mnie posłuchał?! - wstałem gwałtownie. - No gdzie?! Jesteś moim OJCEM, ale nie odczułem tego. Przez dwadzieścia pięć lat…
-Harry! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać- przerwał mi- Jestem twoim ojcem, dbam o ciebie, zapewniam ci wszystko co najlepsze, a ty nigdy nie powiedziałeś nawet ''dziękuję''! - wstał i pociągnął za sobą zdezorientowaną dziewczynę- I masz iść. Choćbym Cię tam miał siłą zaciągnąć!
- Pierdol się. - splunąłem i wyszedłem szybko trzaskając drzwiami. Wypuściłem głośno powietrze czując, że coś rozniosę. Ja mu mam dziękować?! Za co kurwa? Za to kim jestem. No to dziękuję bardzo. Jestem wdzięczny. To przez niego jestem taki jaki jestem...Gdybym urodził się w normalnej rodzinie i miałbym normalnego ojca pewnie teraz siedziałbym ze swoją dziewczyną oglądając jakiś głupi serial... Kształciłbym się i może bym coś osiągnął w życiu...A tak? Zapewne skończę jak on, czego tak cholernie nie chciałem. Usiadłem na schodach wejściowych i próbowałem rozładować swoje emocje, na marne.
Nic już nie zmienię. Nie będę też się uzalal. Trochę godności mam. Podniosłem się ociężale czując krople deszczu na twarzy. Przeszedłem do garażu i zaraz wyjechałem z niego swoim harleyem.
Pomimo deszczu ograniczającego widoczność przyśpieszałem. Przemierzałem ulice Londynu w zastraszająco szybkim tempie. Nie miałem pojęcia, gdzie mogę się podziać... Potrzebowałem chwili spokoju, by ochłonąć. Towarzystwo innych osób mogłoby się dla nich źle skończyć... Wyjechałem z Londynu jadąc krajową drogą. Wyprzedzałem tiry i auta osobowe, czując jak z minuty na minute jestem bardziej mokry. Ciekawe co teraz robią w domu? Bzykanko, a potem zabierze swoją panią na zakupy. Przecież musi być piękna.
~Rosemary~

Po kłótni z Harrym udałam się z James'em do góry, na piętro. Mężczyzna wręczył mi sporo gotówki i poprosił bym kupiła sobie coś ładnego na dzisiejszy bankiet. Dodatkowo otrzymałam kluczyki do samochodu, którym wcześniej jeździł jego syn. Mężczyzna tłumaczył się, że ma kilka spraw do załatwienia, więc nie może jechać ze mną. Dla mnie to lepiej. Potrzebowałam się wyrwać i zapomnieć na chwilę o rzeczywistości, w jakiej aktualnie żyłam. Z dnia na dzień znienawidziłam swoje życie i swoje ciało...całą siebie. Udałam się do swojego pokoju w celu przebrania. Założyłam czarne legginsy, pudrowy sweterek, a na to założyłam skórzaną kamizelkę. Na nogi założyłam lity, a do swojej małej, czarnej torebki schowałam pieniądze. Gotowa pożegnałam się jeszcze z moim..., nie nie z moim, James'em i udałam się do samochodu. Widać ufał mi na tyle, że pozwolił samej wyjść. Musiał mnie kontrolować, bo przecież mogłam uciec. Ktoś mnie śledził, więc zrozumiałam że mam ochroniarza. Westchnęłam tylko odbiegając od tego myślami. Zastanawiałam się co dziś kupię. Mogłam naprawdę wybrać coś ładnego. Nie wiem na kim chciałam zrobić wrażenie. Na nim? Nie... jestem na niego tak czy owak skazana i tak musi mnie 'kochać', więc nie musiałam nic ze sobą robić. Jednak moja podświadomość kusiła mnie, by kupić coś seksownego, przez co wszystkie oczy na bankiecie kierowałyby się na mnie. Zaparkowałam czarnego mercedesa, a tuż obok mnie, na wolnym miejscu zaparkował mój nowy ochroniarz. Przewróciłam oczami i udałam się w stronę wejścia. Rozglądałam się po ogromnym centrum przez kilka pierwszych sekund, a zaraz potem ruszyłam na podbój sklepów. Zakupy. Coś co kochałam, co mogłabym robić każdego dnia, bez przerwy. Strzałem w dziesiątkę okazała się być dziś Zara. Przymierzałam kolejną sukienkę przeglądając się w lustrze. Pasowała idealnie. Czerwona, do pół uda. - Ładna. - usłyszałam zachrypnięty głos.
Podskoczyłam ze strachu i szybko odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną jego syn...Rozumiem, że mężczyzna nie ma do mnie zaufania, ale żeby posyłać aż dwóch opiekunów na głupie zakupy? Przecież dobrze wiem, że gdybym próbowała uciec, prędzej czy później by mnie znaleźli...
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zszokowanym tonem.
- Chciałem...W sumie to nie wiem. - wzruszył ramionami. - Zobaczyłem SWOJE auto na drodze, więc za tobą pojechałem. -oparł się o drzwi.
Ah, no tak. Skarciłam siebie w myślach. Jego auto najważniejsze. Posłałam mu fałszywy uśmiech i czekałam aż coś powie, zrobi... Wypuścił powietrze patrząc na mnie. Podszedł nieco bliżej i pociągnął za moją sukienkę. Przygwoździł mnie do ściany.
-Co ty robisz?- jęknęłam cicho- oszalałeś?- spoglodałam na niego zdezorientowana. Nadzieja na to, że był normalniejszy od swojego zboczonego ojca momentalnie prysnęła. No cóż, jaki ojciec taki syn...
- Naprawdę ładna sukienka. - spojrzał mi w oczy. - Kup ją. - oderwał się ode mnie i wyszedł z przymierzalni. Odetchnęłam z ulgą. Ale... co ja sobie myślałam? Że przeleci dziewczynę od towarzystwa swojego ojca? Czemu tak naprawdę się go obawiałam? Jego grozy w oczach? A może tego jak wyglądał? Liczne tatuaże...wyrzeźbione ciało... Przebrałam się szybko w swoje ubrania i wyszłam. Harry spoczywał na białej sofie z nogą założoną na drugą. Wzrok mial jakiś nieobecny. Gdy wyszłam podniósł się i skierował do kasy. Wyciągnął portfel z zamiarem zapłacenia za sukienkę.
- Mam pieniądze- zaprotestowałam.
- Wiem. - odparł nie patrząc na mnie. Zapłacił za zakup i wziął mnie za rękę wyciągając ze sklepu. - Gdzie chcesz jeszcze iść? - przystanął, ponieważ nie nadążałam.
- Myślałam jeszcze nad kupieniem butów, torebki i może jakiejś kurtki- posłałam mu delikatny uśmiech- po za tym, mam naprawdę mało ubrań ze sobą...-chłopak zaśmiał się lekko i owinął swoje palce wokół moich. Może tak zawsze było? Może jego ojciec i on 'wymieniali się' partnerkami? Bałam się jednak o cokolwiek pytać i podążyłam za chłopakiem w stronę reszty sklepów. Trochę nam zeszło zanim wszystko kupiliśmy, ale byłam naprawdę zadowolona. O dziwo kędzierzawy ma naprawdę dobre wyczucie stylu.
- A może Tobie coś kupimy na dzisiejszy bankiet?- zwróciłam się do niego poprawiając jednocześnie torebkę na ramieniu.
Od razu humor mu przygasł. Burknął coś pod nosem nic nie mówiąc. Wbił dłonie w kieszenie i ruszył do wyjścia. - Idziesz? - rzucił przez ramię.
- Nie- odparłam zdecydowanie- nie ruszę się stąd dopóki nie pójdziemy i nie kupimy czegoś na ten bankiet- stanęłam na przeciwko niego i założyłam ręce. Starałam nie dać się po sobie poznać jak bardzo się go teraz obawiałam. Nie wiedziałam jak na to zareaguje... Ale nie chciałam być, zapewnie kolejną lalą, za którą decyduje i mówi jej co ma robić.
- Bo mnie to obchodzi. - wywrócił oczami. W jednej chwili znalazłam się na jego ramieniu. Złapał moje nogi, abym nie spadła i wyniósł z centrum. Szedł nie zawracając uwagi na ludzi i moje protesty. Nic go nie obchodziło.
- Harry!- krzyczałam, gdy wyszliśmy z centrum- cholera! Puść mnie, rozumiesz?!- próbowałam za wszelką cenę uwolnić się z jego uścisku, jednak ten nie ustępował. –
 Nie krzycz kobieto. - posadził mnie na masce auta. Wyjął z mojej torebki kluczyki i otworzył samochód. Do bagażnika schował zakupy a mi otworzył drzwi. - Jedź do domu. - mruknął opuszczając rękę. Skulony w marynarce odszedł do swojego motoru. Przez chwilę siedziałam bezczynnie wpatrując się w przestrzeń i zastanawiając o tym co się tutaj wydarzyło. Kiedy zorientowałam się, że chłopak odjechał wyskoczyłam z samochodu i udałam się ponownie do centrum. Mężczyzna, który miał pełnić funkcję mojego ochroniarza zaśmiał się na tyle głośno, bym go za sobą usłyszała. Udałam się do sklepu z męską odzieżą i poprosiłam kobietę by pomogła mi wybrać odpowiedni ubiór dla kędzierzawego. Nie zajęło mi to długo, a już po chwili siedziałam w samochodzie kierując się w stronę mojego, nowego domu... Chyba tak mogę nazywać to miejsce, gdzie obecnie pomieszkuję. Gdy dotarłam pod willę, grzecznie zaparkowałam mercedesa obok innych aut. Było ich dość sporo. Bentley, Lamborghini, Bmw, dwa modele audi. To wszystko mieściło się w jednym garażu. - pomyślałam. Wzięłam swoje zakupy i weszłam do środka domu. Gosposia kręciła się po kuchni przygotowując obiad. Jamesa prawdopodobnie nie było, a Harry rozmawiał przez telefon na tarasie. Komuś coś nerwowo tłumaczył. Strasznie gestykulował, a w efekcie krzyczał. Położyłam torby z zakupami obok kanapy i powolnym krokiem udałam się na taras. Otworzyłam przymknięte do pół drzwi i ujrzałam coś, czego obawiałam się bardziej niż kiedykolwiek. Młody Styles chodził i kopał we wszystko co możliwe. Ujął w swoje mocne ręce krzesło, które tuż po chwili rozsypało się na kawałki. Stałam osłupiała. Moje nogi odmówiły ucieczki, a usta zamknęły się na dobre.
- Jakim kurwa cudem?! Wiesz ile to jest pieniędzy?! - krzyknął do słuchawki, którą znów chwycił. - Jak mogli nas okraść?! Wytłumaczy mi któryś!
Wtedy dotarło do mnie, dlaczego złość chłopaka była aż tak ogromna. Jak zdążyłam zauważyć był naprawdę bardzo rozrzutny, a te zielone papierki były dla niego najważniejsze.
W końcu zebrałam się na odwagę i podeszłam do chłopaka, który syczał coś pomiędzy zębami do telefonu. Położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Bałam się jego reakcji, jednak gdzieś w środku wiedziałam, że to właściwe. Musiałam go jakoś uspokoić, załagodzić tę sytuację.
Odskoczył ode mnie jak oparzony. Odwrócił się plecami, więc nie widziałam jego wzroku. - Tak? Ja bym miał w dupie tę kasę, gdyby nie ojciec. Wiesz dobrze jaki jest. To było parę milionów.-Wystraszyłam się lekko jego reakcji i postanowiłam odejść. Pozwolę mu dokończyć tę rozmowę. Miałam jedynie nadzieję, że nic już nie zniszczy...Słowa rozbrzmiewały w mojej głowie ''Ja bym miał w dupie tę kasę'' czy to możliwe, że się co do niego pomyliłam? Że pieniądze nie są dla niego najważniejsze? Sama już nie wiem... Otworzyłam drzwi swojego pokoju i rozpakowałam wszystkie torby, oprócz tej, którą miałam dać Harry'emu. Nie usłyszałam już krzyków ani huku. Było cicho oraz spokojnie. Być może wyladował nerwy. Wyjrzałam ostrożnie z sypialni i zauważyłam go siedzącego na schodach. Opierał głowę na prawej ręce, bo w drugiej podrzucał telefon. Nie wiem co mną w tym momencie kierowało, ale zbiegłam ze schodów i udałam się do miejsca, w którym aktualnie przesiadywał.
- Harry - zaczęłam niepewnie

Hej kochane niestety mam przykrą wiadomość :( Wiem że to dopiero początek bloga, ale czytają i komentują go tylko 2-3 osoby. Jeżeli to się nie poprawi będę zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Nie chcę tego robić, ale to nie ma sensu, ja się staram żeby napisać rozdział a czytają go tylko 3 osoby, to jest przykre.

No to już koniec, piszcie czy wam się podoba rozdział :* kocham was <3 
Następny rozdział pojawi się 29.02 ;D

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 1

,,No apologies.
He'll never see you cry
Pretends he doesn't know
That he's the reason why
You're drowning''
__________________________________________________
Wychodząc z czarnego samochodu potknęłam się o jego próg, gdyż byłam popychana przez wysokiego mężczyznę w ciemnym garniturze. Bałam się jak nigdy dotąd. Miałam zostać panią do towarzystwa niejakiego Jamesa Stylesa. Zostałam zaprowadzona do wielkiej willi. Była rozłożysta z dwoma skrzydłami. Wysokie ogrodzenie z mpsiężną bramą odgradzało dom od ulicy. Weszliśmy przez jasne, dwuskrzydłowe drzwi do środka. Z progu mogłam zobaczyć wysokie, kręte schody. Na beżowych ścianach wisiały bogate obrazy. Wnętrza były perfekcyjnie urządzone. W holu pojawił się około 25 - letni chłopak. Burza lokow z grzywką na żel, marynarka na granatowej koszuli i czarne rurki. Nie wyglądał na zaskoczonego moim przyjazdem, ale również się z niego nie ucieszył. Przewrócił tylko teatralnie oczami i zmarszczył lekko czoło mierząc moje ciało od stóp do głów.
- I co kolejna dziwka?- przekręcił się na stopie i pomachał ręką, abym poszła za nim. Mężczyzna, który mnie tutaj przyprowadził niósł za mną moje dwie walizki, a chłopak, który mnie tutaj przyjął skierował się w stronę schodów.
- Tato! - krzyknął odwracając na chwilę głowę. Otworzył mi jedne z drzwi i popchnął do środka. Była to spora sypialnia specjalnie przygotowana dla mnie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Nie było w moim stylu. Łóżko w starodawnym stylu z zwisającym nad nim baldachimem. Usiadłam na skraju miękkiego łoża i czekałam na swój 'wyrok'. Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Ciemny brunet z niebieskimi oczami, który w żadnym przypadku nie wydawał się być ojcem chłopaka, który podawał się za jego syna. Nie chciałam zbyt długo na niego spoglądać, więc już po chwili mój wzrok wlepiony był w drewnianą podłogę.
Usłyszałam stukot lakierów i po chwili czułam, że ten wyższy stoi nade mną. Dotknął zimną dłonią mojego policzka i spojrzał mi w oczy. - Nareszcie Rosemary. - zamruczał. - Nastała twoja 18 i znalazłaś się u mnie. Musisz być bardziej odważna, ale nad tym popracujemy. Jestem James, twój pan a to jest Harry, mój syn. Chłopak stał w drzwiach z rękami w kieszeniach.
-Dzień...dzień dobry- jąkałam się. Tak bardzo się bałam. Nie wiedziałam czego mogłam się po nim spodziewać. Bałam się, że może mnie skrzywdzić... na pewno to zrobi. A ja przecież jeszcze nigdy tego nie robiłam, nie chcę stracić swojej cnoty w TEN sposób. Spojrzałam w jego zimno-niebieskie oczy.
- Masz ten wieczór dla siebie, nie będę Cię aż tak straszył- zachichotał pod nosem.
- Harry!- warknął- masz ją dopilnować, pokazać jej cały dom i po prostu się nią opiekować.
- Dobra, pierdole to. Wychodzę a ty się naciesz swoją dziwką. Nie bawi mnie to i nie myśl, że będę słuchał twoich rozkazów. Nara. - wyszedł trzaskając drzwiami.
Podskoczyłam lekko na łóżku, ale nie miałam odwagi spojrzeć na mężczyznę. Zbyt bardzo się go obawiałam. Jego relacja z synem nie wydawała się zbyt dobra. Wypuściłam głośno powietrze z ust i czekałam na kolejny ruch mojego nowego 'pana'.
- Kurwa zajebię go. - zaklął pod nosem. Złapał moje ramię i wyprowadził z pokoju. Zaczęliśmy iść długim korytarzem. Pokazywał mi każde pomieszczenia, a na samym końcu swoją sypialnie.
- To tutaj będziesz przeżywała najrozkoszniejsze noce w swoim życiu- cmoknął mnie w policzek, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie odzywałam się.
Pozwalałam mu kierować sobą i starałam przyzwyczaić się do jego dotyku. Mężczyźnie najwidoczniej nie pasowało moje podejście do niego i całej tej sytuacji.
- Możesz mi łaskawa księżniczko powiedzieć co robię źle?!- jego głos był o wiele ostrzejszy niż wcześniej- jak mam jeszcze bardziej Ci dogodzić?! Nie rozumiesz, że nie chcę dla Ciebie źle?
- Ja...- szeptałam pod nosem- ja...przepraszam- podniosłam wzrok, tak bym mogła spoglądać na jego poddenerwowaną twarz.
- To przestań! - warknął. Złapał moją rękę i przyciągnął do siebie. Głęboko oddychał uspokajając się. - Przestań. Nie mam zamiaru robić ci krzywdy.
- Do..dobrze- odpowiedziałam, a zanim zdążyłam się spostrzec jego oschłe wargi przylegały do moich. Wciskał swój język pomiędzy moje zęby, aż w końcu wygrał tę walkę i całował przez dłuższą chwilę. Złapał moje biodra i przyciągnął do siebie. Ręką błądzić po moich plecach ciągle nacierając wargami na moje. Brakowało mi tchu po paru minutach. Gdy myślałam, że nie wytrzymam jak z nieba pojawił się chłopak z bujną czupryną. Mężczyzna oderwał się ode mnie i podszedł do chłopaka, fucząc.
- Jeszcze daj mi kluczyki od auta. - poprosił.
- Chciałbyś- odpowiedział.
- Dawaj. - teraz rozkazał. Mężczyzna przewrócił oczami i podał kluczyki. Byłam zdziwniona jego stoickim spokojem, jakim był teraz obtoczony.
- Miłej zabawy. - wywrócił oczami przechodząc obok mnie. Złapał mnie za tyłek na złość ojcu. Przycisnęłam lekko wargi, aby nie krzyknąć z przerażenia. Jedna dziewczyna, dwóch facetów... nieźle się zapowiada. Spojrzałam błagalnie na mężczyznę, który chwycił mnie dokładnie w to samo miejsce co jego syn, ale ten nie puszczał.
- Harry wyjdź. Natychmiast. - warknął, a zielonooki śmiejąc się wyszedł. James ostrożnie położył mnie na łóżku. Znów wpił się w moje usta.
- Czy możemy- zaczęłam spokojnym głosem- nie robić tego dziś- dokończyłam, a po chwili jęczałam pod mężczyzną, który właśnie wkładał swoje palce w moje czułe miejsce. Całował mnie nie pozwalając na powiedzenie czegokolwiek. Poruszał swoimi palcami coraz szybciej. Nie zaprzeczyłam, że nie jest to przyjemne.
Na moje szczęście nie doszło do ‘tego’. Poprosiłam go i powiedziałam, że nie jestem na to gotowa. Był naprawdę zdziwiony, gdy oświadczyłam mu, że nadal jestem dziewicą. Jednak nie bulwersował się, co mnie naprawdę uspokoiło i pocieszyło. Może w cale nie był taki zły? Jezu, co ja wygaduję. On był okropny. Wykorzystywał mnie dla własnych potrzeb. Jestem dla niego nic nie wartą dziwką, która ma mu usługiwać i być na każde jego skinienie. Nigdy nie chciałam tak skończyć, a jednak…
Zostałam zaprowadzona do swojej sypialni. Zostawił mnie samą schodząc na dół. Podeszłam do ogromnej garderoby i wyjęłam koszulkę nocną. Razem z nią udałam się do sporej łazienki. Była bardzo przestronna z dużą ilością luster. Czułam się nieswojo widząc wszędzie swoje nagie ciało. Starałam się o tym nie myśleć wchodząc pod prysznic. Jeździłam rękoma po ciele, jednocześnie nanosząc na nie mydło. Wspomnienia z przed kilkunastu minut sprawiały, że czułam obrzydzenie do własnego ciała. I do siebie. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie traktował mnie jak szmatę. W końcu miałam być kimś innym niż tylko dziwką. Panią na banknietach, do dobrego wrażenia. Nie nadawałam się. Nawet nie byłam ładna. Czego ode mnie oczekiwał? Chyba nie tego, że będę grała idealną?
Starałam nie zaprzątać sobie tym myśli i po skończonym prysznicy nałożyłam na siebie wcześniej przygotowane ubranie. Przeczesałam swoje długie włosy szczotką, która leżała tuż obok umywalki i zmyłam makijaż.
Opuściłam łazienkę kładąc się do wielkiego, wygodnego łóżka.
 ~Harry~
Wyszedłem z pubu, gdy było już dość późno. Moje życie rozpoczynało się dopiero w nocy. Zabawa, imprezy, akcje. Wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Miałem dziś ochotę kogoś zabić...Sam nie wiem dlaczego. Ta dziewczyna na mnie tak działała. Sprawiała, że krew w moich żyłach płynęła szybciej, gdy widziałem ją jak obściskuje się z moim ojczulkiem. Miałem tego dość. Co roku sprawiał sobie nową. Gdy którąś kończyła 18 lat, sprowadzał ją do siebie. Były to córki jego kolegów którzy byli mu coś dłużni. Sporo miał takich dłużników. Te panienki irytowały mnie wszystkim w sobie. Co mogłem poradzić? To jego życie. Jego pieprzone życie. Które podporządkowywał tylko i wyłącznie pod siebie. Nigdy nie zapytał mnie '' Harry, a co ty o tym sądzisz?'', ani nigdy za nic nie podziękował. Ani mi, ani tym dziewczynom. Byłem dla niego prawą ręką w interesach, ale nigdy nie spojrzał na mnie jak na kogoś kim dla niego byłem. Jak na własnego syna. Dlaczego tak bardzo nienawidzę tych dziewczyn? Bo one mają na co dzień coś czego ja nie mam. Miłość, jeśli można to tak nazwać, mojego ojca. Troszczy się o nie i wydaje na nie pieniądze. To tylko puste i tanie dziwki. Nienawidzę ich tak bardzo, jak nienawidzę siebie za to, że jestem synem tego sukinsyna.
Zawróciłem jadąc do Tomlinsona. Stukałem nerwowo palcami o kierownicę. Chyba po prostu musiałem odreagować i może faktycznie kogoś zabiję. Kto mi zabroni?
Przyśpieszyłem wyprzedzając BMW przede mną. Jak mnie drażniła taka prędkość! Już po chwili znajdowałem się pod domem kolegi i wysiadałem z samochodu, głośno trzaskając drzwiami. Pośpiesznie wszedłem po kilku schodkach i bez ostrzeżenia wparowałem do jego mieszkania. Jak zwykle panował tam nieład, ubrania były porozrzucane po całym mieszkaniu, a resztki jedzenia walały się po ziemi. Krzyknąłem głośne ''Siema'', wyczekując jego odpowiedzi.
- Idę, przecież nie lecę! - krzyknął z jakiegoś pomieszczenia. Zanim ja bym się tam przedarł to o matko…
Po kilku długich sekundach chłopak stał tez przede mną. Przywitaliśmy się lak zwykle, podając sobie ręce i klepiąc po barkach.
-Słuchaj, mam sprawę- zacząłem nie pewnie, owijając swoje duże dłonie wokół szyi.
- Mów. - wyciągnął z lodówki dwie butelki piwa. Jedną oczywiście mi wręczył i rozsiadł się na fotelu. Nie wiedziałem od czego zacząć. Otworzyłem butelkę przekręcając kapsel i upiłem dwa łyki. Nie mogłem po prostu powiedzieć ,,Słuchaj stary, mam ochotę kogoś zabić, bierzesz to?''. Bo zabrzmiałbym jak jakiś zdesperowany dzieciak.
- Masz może dziś coś do roboty?- spoglądnąłem na niego i ubrałem kolejny łyk trucizny.
- Zależy. Jeśli mój szef czyli ty- pokazał na mnie. - Ma dla mnie zadanie to mój wolny czas właśnie się skończył, no ale jeśli dasz mi wolne to mam wolne.
-No to jednak nie masz wolnego- parsknąłem, próbując delikatnie się uśmiechnąć. Jego mina momentalnie zrzedła, ale nie przejmowałem się tym.
- Dupek z ciebie Styles. - warknął wyłączając telewizję.
- Ta- warknąłem pod nosem. Nie podobało mi się jego zachowanie. Może i był kumplem ze szkolnej ławki, ale to ja byłem NAD nim, byłem jego szefem, panem. Gdyby nie ja siedziałby pewnie teraz w więzieniu.
- Czego chcesz? - spojrzał na mnie wściekle.
Był ode mnie starszy, ale i tak gówno mógł. Ja rządziłem.
- Pojedziesz ze mną do klubu- zacząłem- tam znajdziesz jakiś cel...Nie ważne kogo, może to być ktoś kto kiedyś Ci podpadł...-wzruszyłem lekko ramionami- i przyprowadzisz go na tyły, jasne? Resztą zajmę się ja- dokończyłem i skierowałem się w stronę drzwi.
- Jasne szefuńciu. - zaśmiał się ironicznie.
Po chwili siedziałem w swoim samochodzie, jadąc za Louisem. Widziałem jak bawi go to, że odchodzę od zmysłów jadąc takim tempem. Jednak nie miałem możliwości wyprzedzenia go, przez ciągle nadjeżdżające samochody z naprzeciwka. Klnąłem cicho pod nosem. Na szczęście 'nasz' klub nie był daleko. Wyparowałem z samochodu i przycisnąłem chłopaka do szyby jego wozu.
-Kiedyś Cię za to zabiję- syknąłem, po czym oboje się zaśmialiśmy.
- Jak mnie zabijesz to nie będziesz miał komu wydawać rozkazów. - zaśmiał się gardłowo. Odepchnął mnie mocno i wszedł do klubu szturchając dodatkowo ramieniem moją osobę. Syknąłem cicho, ale już nic nie mówiłem. Nienawidzę, gdy ktoś mnie szturcha, czy nawet dotyka moją osobę. Zasługuję na przestrzeń osobistą, której nikt nie ma prawa naruszać. Wolnym krokiem udałem się w umówione miejsce. Po dotarciu oparłem się o mur wyczekując osobę, na której miałem się wyżyć.
Louis'owi trochę zeszło, ale na rozkaz Harry'ego zrobi wszystko. - pomyślałem uśmiechając się. Moja ofiara szła w moim kierunku, popychana przez chłopaka. Chyba nadal nie wiedziała co się dzieje, ale przerażenie miała wymalowane na twarzy. Uśmiechnąłem się sztucznie do mężczyzny i przeczesałem włosy.
- Bardziej się postarać nie mogłeś?- rzuciłem do mojego podwładnego, widząc chłopaka w moim wieku o drobnej posturze.

- Nie marudź, bo pomyślę że masz okres. - nigdy nie bał się mi docinać.
Niall, Liam, Zayn i Lou nie panikowali przede mną tak jak reszta gangu. Nie potrafiłem zacząć, ale gdy tylko przywołałem do swojej pamięci obraz mojego ojca obściskującego się z tą nową panienką, momentalnie krew w moich żyłach zaczęła płynąć szybciej. Zadawałem kolejno ciosy chłopakowi, który po kilku minutach cały krwawił... Jednak ja nie miałem dość...Nie chciałem przestawać...
_________________________________________________________________

Hejka! ;)
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta historia. 
Piszcie co o sądzicie o tym rozdziale. 

Całuski xx

wtorek, 18 lutego 2014

Czeeść ;**

Hej to mój drugi blog, mam nadzieję że wam się spodoba. Jeszcze kilka spraw : 
- rozdziały będą dłuższe i będą dodawane rzadziej;
- piszcie czy podoba wam się szablon i czy dobrze się czyta;

Życzę miłego czytania <3 Rozdział pojawi się jutro :)