poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 9

Baby can you hear me
When I'm crying out for you 
I'm scared oh so scared
But when you're near me
I feel like I'm standing with an army 
I am armed with weapons
____________________________________________________________________
- To ... - uniósł klatkę, aby coś powiedzieć. - Nie... - wszystko przychodziło mu z trudem.
- Proszę nie mów nic- przerwałam mu. Widziałam jak wiele go to kosztowało. Bólu. Cierpienia. Nie chciałam sprawiać by cierpiał jeszcze bardziej- zostanę przy tobie, tak długo jak będę mogła.
- Kartkę. - wydusił po chwili. Zakasłał patrząc na mnie. - Daj…
-Cii- przysunęłam palec do jego ust- zrozumiałam- posłałam mu lekki uśmiech i zajrzałam do swojej torebki. Niestety nie miałam w niej kartki, ale był w niej mój Ipad. Odblokowałam go i włączyłam notatnik. Wręczyłam go chłopakowi do jednej ręki, pomagając w utrzymaniu go.
Myląc się napisał mi wiadomość. Zrozumiałam znaczenie. "To nie jest twoja wina. Nie mów tak. Nie obwiniaj się" Ręka mu z powrotem upadła a ja złapałam urządzenie.
-Harry, oboje wiemy, że to moja wina. Ale zakończmy ten temat. Nie chcę cię przemęczać- dotknęłam delikatnie kciukiem jego dolnej wargi. Nie była tak różowa jak zwykle...ale nadal była idealna, dla mnie.
Pokręcił powoli głową. - Moja. - wydyszał i zamknął oczy. - Wina.
Nie mówiłam już nic. Choć wiedziałam swoje, chciałam oszczędziś mu wysiłku, nerwów. Stałam chwilę nad nim mierząc każdy kawałek jego ciała. Delikatnie dotykałam jego tors, tam gdzie nie był obity, jego twarz... Jeszcze kilka dni temu siedział w mojej sypialni trzymając mnie na kolanach, a teraz leżał na w pół żywy...Przeze mnie.
Serce biło mu bardzo powoli. Tak wskazywał ekran. Modliłam się, aby nagle nie pojawiła się linia ciągłą. To byłoby coś okropnego. Nie. Tak się nie stanie. Nie potrafiłam siedzieć tam i wpatrywać się w prawie nie ruszającą się klatkę piersiową. Łzy mimo wszystko spływały po moich policzkach. Harry leżał z zamkniętymi oczami. Nasze dłonie złączone były w uścisku.
Jego uścisk zaczął słabnąć. Ręka opadła prostopadle do podłogi. Maszyna zaczęła piszczeć. Zaczęłam krzyczeć jego imię i błagać by się ocknął. Kilkunastu lekarzy przybiegło szybko na salę. Jedna z pielęgniarek wyprosiła mnie za drzwi, tłumacząc, że nie mogę dłużej tam zostać. Nie chciałam wychodzić, nie chciałam go zostawiać... MOJEGO Harry'ego.  W końcu i tak znalazłam się na korytarzu w ramionach Louisa. Wszystko mogłam obserwować przez szybe. To było okropne. Moje oczy nie spuszczały wzroku z biegających lekarzy. Wystraszyłam się kiedy przywieziono pod jego łóżko dużą, żółtą maszynę. Defibrylator. Nagle wszyscy się odsunęli, a jeden z lekarzy ułożył dwa małe 'żelazka' na klatce chłopaka. Widząc jak jego ciało dźwiga się pod wpływem tych porażeń zaczęłam mocniej płakać. W zasadzie to nie był płacz, a raczej krzyk.
- Rose. Rose, cicho. - powtarzał co chwila niebieskooki trzymając moje ramiona. - Uspokój się. Proszę cię. Cicho.
- Jak mam być cicho skoro jedyna osoba, na której mi zależy właśnie umiera- łkałam w t-shirt chłopaka. Tak bardzo nie chciałam by Harry odszedł. Nie gdy dopiero co go poznałam, nie gdy zrozumiałam, że darzę go jakimś uczuciem... On nie może tak po prostu odejść... Aluś
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ta... żartuje- prychnęłam- Louis... on nie umrze, prawda? Zależy mu na mnie, tak?- zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Zawsze tak mam kiedy czymś się przejmuję. Albo płaczę, albo zadaję mnóstwo pytań. Albo po prostu jedno i drugie.
- Zależy. Nie umrze. - przytulił mnie. Zayn stał obok nas równie przestraszony. Obserwowal to co my zza szyby.
Przyjechała tam cała czwórka. Louis, Zayn, Niall i Liam. Nie było tylko jednej ważniej osoby w jego życiu... jego ojca. Nadal twierdził, że Harry pojechał się zreklaksować, oderwać od świata.
- Nie powiedziałem mu. - odezwał się Niall. - Jego to nawet nie obchodzi. - gdy wypowiedział to słowo ciało Harry'ego znów poderwało się do góry. Nie odpowiedziałam nic na te słowa. Zresztą jak każdy. Staliśmy tam jeszcze kilka minut, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Strach paraliżujący moje ciało był nie do opisania. Ściskałam mocno ramię Louisa, a zęby zaciskałam z całych sił, by tylko nie wybuchnąć głośnym krzykiem. Modliłam się by Harry żył. Tak cholernie tego pragnęłam.
- Musi odpocząć .- oznajmił. Wszyscy jak na zawołanie odetchnęli z ulgą...Żył
- Czy...- zaczęłam lekko przygryzając wargę- mogę do niego wejść?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. On i tak zaraz zaśnie. - pokiwal głową. Odszedł do swojego gabinetu. Louis puścił moje ramiona abym mogła wejść do sali. Wyszeptałam bezgłośne dziękuję w stronę całej czwróki i usiadłam ponownie na krześle obok chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego i wpatrywałam się w jego zamknięte oczy.
Tyle strachu i obaw. Nagle to wyparowalo. Wszystkie emocje zastąpiła ulga. Delikatnie scisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił dokładnie to samo. Wiedziałam, że wiele kosztuje go każde ruszenie twarzą, czy ręką. Doceniałam to tak bardzo... Kiedy siedziałam już dłuższą chwilę obok chłopaka w mojej kieszeni zawibrował telefon.
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
Nie odpisałam mu. Byłam wściekła za jego zachowanie. Teraz to nie on mnie obchodził. Teraz liczył się Harry.
Naprawdę dziwne uczucie widzieć osobę, której tak bardzo się obawiało, bało w takim stanie. Myśl, że jego serce może ponownie przestać bić nie opuszczała mnie na sekundę. Ale głęboko wierzyłam, że tak się nie stanie. A przynajmniej chciałam. Godziny mijał szybko, zbyt szybko. Harry ciągle spał... lub leżał z zamkniętymi oczami. Widziałam jak wszystko sprawia mu ogromny ból. Po raz pierwszy wtedy poczułam, że nie mogę go już nigdy zostawić. Że ja i on... że mamy szansę na coś więcej.
- Rose, musisz wrócić do domu. - W sali pojawił się Niall.
Okrył mnie marynarką i zabrał moje rzeczy
Lekko się spierałam, ale wiedziałam, że jest już późno a lekarze i tak nie pozwolą zostać mi przy nim na noc. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech i udałam się z nim do jego czarnego, wysokiego samochodu. Odwiózł mnie prosto do domu. Nie miałam odwagi wejść sama, więc  Niall poszedł ze mną do środka. James czekał w salonie pisząc coś w komputerze. Gdy tylko nas zobaczył, odłożył laptopa i ruszył w naszym kierunku.
- Gdzie ty byłaś do jasnej  cholery?!
Wiedziałam ze jego reakcja nie będzie zbyt mila. Moj oddech przyspieszył. Starałam się załagodzić sytuacje kładąc swoja dłoń na jego klatce piersiowej.
- Pytam się gdzie byłaś! – złapał moje ramiona.
- James. – odezwał się Nialler odsuwając go ode mnie. – Uspokój się. W przeciwieństwie do ciebie przejęła się losem twojego syna, który leży w stanie ciężkim na oiomie.
- Co?!- warknął w stronę blondyna. Jego dłonie momentalnie powędrowały na moje nadgarstki i mocno je przytrzymywał.
- To przy nim siedziałaś tak? Czemu kurwa do niego się tak lepisz?!- krzyczał na mnie.
- Nie prawda. - odparłam drżącym głosem. - Nie lepię się... Ja po prostu byłam... Chciałam wiedzieć co z nim.
- James do cholery! - Blondyn mocno go odepchnął. - Idź na górę! – warknął do mnie.
- Nie - odpowiedziałam spoglądając to na James'a to na Niall'a. Nie chciałam by ta rozmowa skończyła się tak jak ta miedzy Harrym a jego ojcem. Wolałam zostać. Musiałam.
- Co mu się stało? – syknął do Niallera.
- Jechał na swoim harleyu i miał poważny wypadek- chłopak zaczął opowiadać o wszystkim co się wydarzyło i o urazach jakich Harry doznał. Pomimo, ze wiedziałam to wszystko to nadal mnie bolało. Jak Harry był bardzo poszkodowany... Moje oczy były zaszklone, jednak James tego nie dostrzegł. I dobrze.
Mężczyzna był bardzo zdenerwowany. Wyszedł z blondynem z domu i dzisiaj już nie wrócili. Usiadłam na fotelu ocierając łzy. Podeszła do mnie Melinda i objęła czule ramieniem.
- Dziękuje - wyszeptałam, gdy kobieta podała mi paczkę chusteczek. Obejmowała mnie jeszcze przez chwile po czym wyszeptała w moim kierunku.
- Widzę jak na ciebie patrzy. To niesamowite. Kocha cię i dla ciebie z tego wyjdzie- przytuliła mnie ponownie, a ja po tych słowach wybuchłam jeszcze większym płaczem.
~*~
Z rana ubrałam się i zjadłam jakiekolwiek śniadanie. Skorzystałam z tego, że Jamesa nie ma i zadzwoniłam po Louis’a. Złapał moją rękę i pociągnął mnie do auta, gdy już po mnie przyjechał. Dobrze wiedział, gdzie chcę jechać. Po kilkunastu minutach znajdowaliśmy się na parkingu szpitalnym. Rzuciłam bezgłośne "Dziękuje" i czym prędzej ruszyłam w stronę sali Harry'ego. Zdezynfekowałam ręce i weszłam do niego.
Byłam przerażona tym co usłyszałam i zobaczyłam. Dwie pielęgniarki próbowały uspokoić chłopaka, którego ciało opadało się i podnosiło. Krzyczał coś z bólu i z koszmaru. Każdy ruch wywoływał cierpienie, ale on był w amoku. Podbiegłam jak najszybciej do roztrzęsionego chłopaka i przyłożyłam swoją dłoń do jego rozgrzanego policzka. Ułożyłam swoje czoło na jego wymawiając w kółko jego imię. Miałam nadzieje ze w końcu się zbudzi.
- Harry, proszę obudź się, jestem przy tobie, słyszysz?
- Aaa! – krzyknął raz jeszcze i opadł z jękiem na łóżko.
Usłyszałam gruchot jakiejś kości. Odwrócił głowę zaciskając zęby. Na szyi pojawiły się wystające tętnice.  Widok tak bardzo cierpiącego chłopaka był dla mnie nie pojęty. Usiadłam na najmniejszym skrawku lóżka i mocno trzymałam jego dłoń, co jakiś czas ocierając lżę spływającą po policzku.
Obudził się. Otworzył oczy, a po policzkach płynęły słone krople. Pielęgniarki podłączyły kolejną kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Po chwili jednak został zabrany na stół.  Lekarz powiedział mi, że złamał kość barkową. 
- Czemu… - przełknął ślinę i wziął powietrza. – tu jesteś?
- Bo się o ciebie martwię -już chciałam powiedzieć cos więcej, ale bałam się jego reakcji zamiast tego wyszeptałam zbliżając swoja twarz do jego - zależy mi na tobie i cholernie żałuje tego jak cię potraktowałam.
Zabrał swoją rękę. Myślałam, że jest zły. Spuściłam głowę, gdy on podniósł delikatnie ramię i pokazał, abym podeszła. Ucieszyłam się na ten gest i zrobiłam to o co mnie prosił. Przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Zwilżył końcem języka wargę i zaczął mówić.
- Przepraszam. – wychrypiał. – Naprawdę… Przepraszam.
- Harry nie masz za co mnie przepraszać- przejechałam kciukiem po jego podbródku. Tak cholernie było mi ciężko wpatrując się w jego przepełnione bólem zielone źrenice. Dlaczego mnie przepraszał? Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji musi czuć się czemuś winny?
 
 Heej ;** przepraszam za moją nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu aby dodać rozdział więc przepraszam :) 
Czytasz = komentujesz <33

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 8

I see your face, I look in your eyes,
What you feel is no surprise,
Everyone needs something to believe in,
Tell me your dreams, I’ll tell you mine,
In our hearts we’ll look inside,
And see all of the colors of the rainbow,
I know!
______________________________________________________________________
~Harry~
Usiadłem na fotelu u Louisa i wyciągnąłem nogi. Przyjaciel zajął miejsce na kanapie obok Zayna. Podrzucałem swój telefon nic nie mówiąc co było do mnie nie podobne.
-Harry- zaczął Louis- chodzi o tę laskę, tak?
- Tak.
- Może rozwiniesz swoją wypowiedź?- zaśmiał się Zayn gładząc ręką po swojej króciutkiej brodzie.
- A może nie? - prychnąłem.
- Jak się zaczyna to się kończy- Louis wystawił mi język i podszedł do lodówki wyjmując dużą butelkę wódki.
- O! Daj mi to, daj proszę!
- Ty? - zaśmiał się Louis- nie ma mowy. Upijesz się, wywołasz wypadek, albo jeszcze przelecisz tą dziunie- szturchnął łokciem Liam'a i oboje wybuchli śmiechem.
- Już to zrobiłem. - syknąłem. - I była dziewicą i było świetnie! Dawaj to!
-Wróć, wróć- chłopak wyrwał mi butelkę- przeleciałeś ją? Rozdziewiczyłeś i zamiast ją dalej bzykać siedzisz tu i się rozpijasz?- jego ton był nie tylko zaskoczony, ale i można było wyczuć nutkę wkurzenia.
- Przepraszam cię bardzo, a co mam do cholery robić? Nie ma miłego Harry'ego. Jest syn jej pana.
- Czekaj, pogubiłem się. Z początku za nią biegałeś, przeleciałeś ją, wcześniej niż twój ojciec, podobno było świetnie i teraz co? Olejesz ją?- stał i nie pozwalał odebrać sobie butelki- jesteś dupkiem.
- To już wiemy od dawna. Dla jej dobra to robię. Louis zastanów się co mówisz. On zabiję mnie, a na niej się zemści.
- Czy ktoś kazał ci jemu o tym gadać? - mówił jak gdyby było to oczywiste- jak do tej pory udało ci się trzymać spotkania z nią w tajemnicy, więc nie rozumiem w czym problem- w końcu polał mi do szklanki- twój ojciec jest skurwielem, ale chyba nie zabiłby cię za to, że się zakochałeś.
- Nie zakochałem sie, kurwa
- Mam pomysł. - odezwał się Malik. - Spijmy go i wtedy będzie gadał prawdę.
- W dupach wam się poprzewracało. Nic wam nie powiem- wypiłem duszkiem truciznę ze szklanki i szybko popiłem to cocą.
- Tak, tak. - zaśmiali się. Po kilkudziesięciu minutach nie wiedziałem co sie wokół mnie dzieje. Zasnąłem na kanapie odurzony alkoholem. Gdy wróciłem do domu był późny wieczór. Zdązyłem wytrzeźwieć. Dałem chłopcom plany akcji, na którą się udali. Odwiesiłem kurtkę na wieszak i poszedłem na górę. O dziwo było cicho, żadnych jęków, niczego. Wszedłem niby przez pomyłkę do pokoju dziewczyny.
Słyszałem, że jest w łazience i bierze prysznic. Usiadłem na łóżku biorąc do rąk materiał jej koszulki nocnej. Była bardziej skąpa niż ta w której widziałem ją po raz pierwszy. Przypomniałem sobie, gdy ją kupowaliśmy. Rose nie miała odwagi iść do kasy, by za nią zapłacić, więc wysłała mnie. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Przynajmniej będzie się w niej ładnie prezentować. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i dziewczyna wyszła owinięta białym ręcznikiem z pomieszczenia. Zmieszała się na mój widok.
- Hej. - mruknąłem.
-Hej?- odpowiedziała niepewnie.
- Za co?- zapytała podchodząc bliżej- za to, że jesteś takim dupkiem, czy, że rano dałeś taki popis?
- Nie rozumiesz. - popatrzyłem jej w oczy. - Mój ojciec mimo wszystko uderzył nie jedną kobietę. Gdyby zauważył że między nami jest jakaś więzień, zemściłby się.
- Masz rację, nie rozumiem- odparła- skoro nie chcesz by między nami coś było...zrozumiem, ale proszę nie rań mnie w ten sposób. Milczenie i unikanie mnie nie rozwiąże tego problemu- dodała a jej oczy się zaszkliły. Jej wrażliwość była naprawdę nie do pojęcia.
- Chcę. O to w tym wszystkim chodzi. Bardzo chcę.
-Harry- podeszła bliżej mnie i usiadła na moich kolanach- to zrób wszystko by się udało. Twój ojciec mnie nie kocha, więc jak może mu na mnie zależeć?
- Jestes jego, a on co jego broni. Nie wiem ile się tobą pobawi. Rok? Może więcej, może mniej.
- Harry- przejechała dłonią po moim policzku- zrobię wszystko by móc poczuć twój dotyk, by móc być blisko siebie. Bez względu na konsekwencje...Jesteś jedyną osobą, której nie boję się w pełni zaufać, nie schrzań tego.
- Musisz przywyknąć do rozczarowań - mruknąlem. - Ja chrzanie wszystko. Nie jestem taki jak ty . Tobie trzeba okazywać uczucia..no i być miłym. A ja cię łatwo zranie.
- Harry, gdy zobaczyłam Cię pierwszy raz nawet nie wiesz jak bardzo się ciebie bałam. Ale zobacz, siedzę teraz tobie na kolanach... nie jesteś taki zły jak ci się wydaje. Potrafisz być czuły, delikatny, jeśli chcesz- uśmiechnęła się znacząco do mnie, na co cmoknąłem jej długą szyję- nie boję się, że mnie zranisz. Bo wiem, że tego nie zrobisz... nie celowo.
- Tak, kochanie ale to nadal jest trudne. Bo mi na tobie zależy. To dziwne, bo nigdy nie zależało na żadnej kobiecie. Ale ty jesteś inna. Przejmuje się tobą. Teraz jak zobaczę cię przy ojcu to będę wychodził z siebie. Albo jak pomyśle że sypiacie ze sobą co dzień.
- Obiecuję, że nigdy nie będę myślała o twoim ojcu, jak o kimś więcej. A podczas seksu... w myślach będę z tobą i tylko z tobą. Zrozumiem jeśli teraz odpuścisz sobie nas. Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla nas. Ale wierzę w nas, jak w nikogo innego.
- Położyłem dłonie na jej biodrach i oparlem głowę o ramię dziewczyny. - Na razie nie wzbudzajmy podejrzeń ok? Niech wszystko ochlonie. Wcale nie rezygnuje.
- Czyli odpuszczasz?- zapytała wstając na przeciwko mnie.
- Nie. Nie chcę, aby się domyśli.
-Mhm- mruknęła. Zabrała koszulę i udała się w stronę łazienki.
- Dla twojego dobra. - dodałem wstając.
- No okej- podniosła głos- wystarczy jak powie mi się coś raz. Potrafię coś zrozumieć. A teraz wybacz, naprawdę muszę się przygotować, czeka mnie ostry seks z twoim ojczulkiem- wiedziała, że tymi słowami mnie zrani. Taki był ich zamiar. Posłała mi sztuczny uśmiech i zamknęła się w pomieszczeniu. Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę.
- Jasne. Zachowuj się tak dalej! - krzyknąłem wkurwiony. - Na pewno dojdziemy do porozumienia. - wyszedłem z pokoju. Zabrałem klucze od motocyklu i wybieglem z domu. Wsiadlem na maszynę odpalając ją.
Nie zważałem na późną porę. Przyśpieszałem jak tylko było to możliwe. Jak doszło do tego, że potrafiła tak bardzo zranić mnie kilkoma słowami? Dlaczego taka była? Zawsze musiała postawić na swoim. Zawsze. Nie mogłem mieć innego zdania, bo się obrażala. Ba, powodowała że miałem wyrzuty sumienia a i tak wariowalem na punkcie Rosemary. To było naprawdę niesamowite jak ta dziewczyna na mnie działała. Potrafiłem się opanować i nie krzyczeć na nią, gdy doprowadzała mnie do stanu agresji. Uczyła mnie delikatności...miłości wobec drugiej osoby. Ale potrafiła też zaleźć mi za skórę. Tak jak zrobiła to kilkanaście minut temu. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem było to, aby wszystkie emocje opadły. Aby ojciec przestał się domyślać. I tak jest na mnie zły, bo kręcę się w okół jego partnerki. Wariactwo. Jechałem coraz szybciej. Deszcz mocno zacinał. Nie zauważylem auta. To był moment...
~Rosemary~
James nie dał w nocy z wygraną. Zabrał mnie do swojego łóżka. Tam był aż agresywny. Nie było delikatności. Żałowałam kłótni z Harrym. On by mi to zrekompensował. Ale nic z tego. Nie było go rano. Popołudniu. Ani wieczorem. Następnego dnia równie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. James nie przejmował się tym jakoś specjalnie. Twierdził, że Harry tak ma. Lubi znikać. Jednak moje serce podpowiadało mi coś innego...
Gdy byłam na spacerze zatrzymał mnie Louis z Niallem. Byli bardzo zdenerwowani.
 - O co chodzi?- zapytałam spoglądając na ich zatroskane twarze.
Moja twarz momentalnie zbladła. Nie wiem dlaczego...Czułam, że wydarzy się coś czego tak cholernie się bałam. Uśmiech zszedł z moich ust, a oczy lekko się zaszkliły.
- Jakiego?- zapytałam przgryzając wargę, by tylko nie pozwolić łzą opuścić oczu.
- Wiesz jakiego. - mruknął Zayn. - Harry ... Trafił do szpitala.
Sama nie wiem po co zadałam to pytanie. Chyba liczyłam na to, że to nie będzie motocykl Harry'ego. Nie kryłam już dłużej swoich łez. Spłynęły po moim policzku.
-Proszę, zawieźcie mnie do niego- wyszeptałam przez płyn spływajacy po mojej twarzy, a w szczególności po policzkach. Popatrzyli na siebie bezradnie wzruszając ramionami.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Mam w dupie czy to dobry pomysł, czy nie. Jasne?!- fuknęłam ze złością- Muszę do niego jechać. Albo wy mnie tam zabierzecie, albo pojadę sama!- nie potrafiłam mówić normalnie. Głos mi drżał, a łzy ciągle na nowo napełniały moje oczy. To była moja wina. To przeze mnie Harry miał wypadek i leży teraz w szpitalu. Podburzyłam go...zraniłam. Podczas gdy on się rozbijał ja uprawiałam seks z jego ojcem... Na dodatek ten skończony dupek nawet nie zainteresował się nieobecnością swojego syna.
Byłam wściekła, smutna,.rozdarta. wszystkie emocje przeze mnie przemawiały. Louis zabrał mnie do auta. Jechał dość szybko łamiąc zakazy ruchu drogowego. Zaparkowł na szpitalnym parkingu i wziął mnie na ręce. Płakałam i drżałam. Prawdopodobnie nie byłam w stanie iść,.bo nogi się pode mną uginaly . Louis objął mnie w talii podtrzymując mocno ciężar mojego ciała swoją ręką. Szłam i szlochałam. Tak bardzo bałam się tego widoku... Bałam się, że może z tego nie wyjść... Chciałam go jak najszybciej zobaczyć, ale równocześnie nie chciałam tam wchodzić. Podeszliśmy pod drzwi na oddział intensywnej terapii. Chłopak podszedł do lekarza zostawiając mnie pod drzwiami. Po chwili podszedł do mnie i oświadczył, że mogę wejść do chłopaka, ale tylko na kilkanaście minut.
Uchyliłam drzwi od sali i cicho weszłam do środka. Poturbowane ciało chłopaka leżało na białym łóżku. Lou powiedział mi, że ma złamane zebro w dwóch miejscach które przebiło płuco. Był przytomny, ale oddychały za niego maszyny. Podobno miał też uraz kręgosłupa. Jego twarz miała kilka widocznych siniaków i zadrapań. Na dodatek jeden z jego policzków był rozcięty. Nie mogłam powstrzymać łez. Usiadłam na białym krześle obok chłopaka i cicho łkałam. Objęłam delikatnie jego dłoń i ucałowałam jej wewnętrzną stronę. Nienawidziłam siebie za to co mu wyrządziłam. To wszystko przeze mnie...
-Harry- wyszeptałam- przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam, nie chciałam wypowiedzieć tych słów... nienawidzę twojego ojca... nienawidzę sposobu w jaki mnie dotyka. Powiedziałam to wszystko bo czułam się zraniona...Harry, błagam nie zostawiaj mnie. Jezu, co ja ci zrobiłam- coraz głośniej płakałam.

 ______________________________________________________________________
CZYTASZ= KOMENTUJESZ♥
Następny rozdział = 9 komentarzy <3