poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 9

Baby can you hear me
When I'm crying out for you 
I'm scared oh so scared
But when you're near me
I feel like I'm standing with an army 
I am armed with weapons
____________________________________________________________________
- To ... - uniósł klatkę, aby coś powiedzieć. - Nie... - wszystko przychodziło mu z trudem.
- Proszę nie mów nic- przerwałam mu. Widziałam jak wiele go to kosztowało. Bólu. Cierpienia. Nie chciałam sprawiać by cierpiał jeszcze bardziej- zostanę przy tobie, tak długo jak będę mogła.
- Kartkę. - wydusił po chwili. Zakasłał patrząc na mnie. - Daj…
-Cii- przysunęłam palec do jego ust- zrozumiałam- posłałam mu lekki uśmiech i zajrzałam do swojej torebki. Niestety nie miałam w niej kartki, ale był w niej mój Ipad. Odblokowałam go i włączyłam notatnik. Wręczyłam go chłopakowi do jednej ręki, pomagając w utrzymaniu go.
Myląc się napisał mi wiadomość. Zrozumiałam znaczenie. "To nie jest twoja wina. Nie mów tak. Nie obwiniaj się" Ręka mu z powrotem upadła a ja złapałam urządzenie.
-Harry, oboje wiemy, że to moja wina. Ale zakończmy ten temat. Nie chcę cię przemęczać- dotknęłam delikatnie kciukiem jego dolnej wargi. Nie była tak różowa jak zwykle...ale nadal była idealna, dla mnie.
Pokręcił powoli głową. - Moja. - wydyszał i zamknął oczy. - Wina.
Nie mówiłam już nic. Choć wiedziałam swoje, chciałam oszczędziś mu wysiłku, nerwów. Stałam chwilę nad nim mierząc każdy kawałek jego ciała. Delikatnie dotykałam jego tors, tam gdzie nie był obity, jego twarz... Jeszcze kilka dni temu siedział w mojej sypialni trzymając mnie na kolanach, a teraz leżał na w pół żywy...Przeze mnie.
Serce biło mu bardzo powoli. Tak wskazywał ekran. Modliłam się, aby nagle nie pojawiła się linia ciągłą. To byłoby coś okropnego. Nie. Tak się nie stanie. Nie potrafiłam siedzieć tam i wpatrywać się w prawie nie ruszającą się klatkę piersiową. Łzy mimo wszystko spływały po moich policzkach. Harry leżał z zamkniętymi oczami. Nasze dłonie złączone były w uścisku.
Jego uścisk zaczął słabnąć. Ręka opadła prostopadle do podłogi. Maszyna zaczęła piszczeć. Zaczęłam krzyczeć jego imię i błagać by się ocknął. Kilkunastu lekarzy przybiegło szybko na salę. Jedna z pielęgniarek wyprosiła mnie za drzwi, tłumacząc, że nie mogę dłużej tam zostać. Nie chciałam wychodzić, nie chciałam go zostawiać... MOJEGO Harry'ego.  W końcu i tak znalazłam się na korytarzu w ramionach Louisa. Wszystko mogłam obserwować przez szybe. To było okropne. Moje oczy nie spuszczały wzroku z biegających lekarzy. Wystraszyłam się kiedy przywieziono pod jego łóżko dużą, żółtą maszynę. Defibrylator. Nagle wszyscy się odsunęli, a jeden z lekarzy ułożył dwa małe 'żelazka' na klatce chłopaka. Widząc jak jego ciało dźwiga się pod wpływem tych porażeń zaczęłam mocniej płakać. W zasadzie to nie był płacz, a raczej krzyk.
- Rose. Rose, cicho. - powtarzał co chwila niebieskooki trzymając moje ramiona. - Uspokój się. Proszę cię. Cicho.
- Jak mam być cicho skoro jedyna osoba, na której mi zależy właśnie umiera- łkałam w t-shirt chłopaka. Tak bardzo nie chciałam by Harry odszedł. Nie gdy dopiero co go poznałam, nie gdy zrozumiałam, że darzę go jakimś uczuciem... On nie może tak po prostu odejść... Aluś
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ta... żartuje- prychnęłam- Louis... on nie umrze, prawda? Zależy mu na mnie, tak?- zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Zawsze tak mam kiedy czymś się przejmuję. Albo płaczę, albo zadaję mnóstwo pytań. Albo po prostu jedno i drugie.
- Zależy. Nie umrze. - przytulił mnie. Zayn stał obok nas równie przestraszony. Obserwowal to co my zza szyby.
Przyjechała tam cała czwórka. Louis, Zayn, Niall i Liam. Nie było tylko jednej ważniej osoby w jego życiu... jego ojca. Nadal twierdził, że Harry pojechał się zreklaksować, oderwać od świata.
- Nie powiedziałem mu. - odezwał się Niall. - Jego to nawet nie obchodzi. - gdy wypowiedział to słowo ciało Harry'ego znów poderwało się do góry. Nie odpowiedziałam nic na te słowa. Zresztą jak każdy. Staliśmy tam jeszcze kilka minut, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Strach paraliżujący moje ciało był nie do opisania. Ściskałam mocno ramię Louisa, a zęby zaciskałam z całych sił, by tylko nie wybuchnąć głośnym krzykiem. Modliłam się by Harry żył. Tak cholernie tego pragnęłam.
- Musi odpocząć .- oznajmił. Wszyscy jak na zawołanie odetchnęli z ulgą...Żył
- Czy...- zaczęłam lekko przygryzając wargę- mogę do niego wejść?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. On i tak zaraz zaśnie. - pokiwal głową. Odszedł do swojego gabinetu. Louis puścił moje ramiona abym mogła wejść do sali. Wyszeptałam bezgłośne dziękuję w stronę całej czwróki i usiadłam ponownie na krześle obok chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego i wpatrywałam się w jego zamknięte oczy.
Tyle strachu i obaw. Nagle to wyparowalo. Wszystkie emocje zastąpiła ulga. Delikatnie scisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił dokładnie to samo. Wiedziałam, że wiele kosztuje go każde ruszenie twarzą, czy ręką. Doceniałam to tak bardzo... Kiedy siedziałam już dłuższą chwilę obok chłopaka w mojej kieszeni zawibrował telefon.
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
Nie odpisałam mu. Byłam wściekła za jego zachowanie. Teraz to nie on mnie obchodził. Teraz liczył się Harry.
Naprawdę dziwne uczucie widzieć osobę, której tak bardzo się obawiało, bało w takim stanie. Myśl, że jego serce może ponownie przestać bić nie opuszczała mnie na sekundę. Ale głęboko wierzyłam, że tak się nie stanie. A przynajmniej chciałam. Godziny mijał szybko, zbyt szybko. Harry ciągle spał... lub leżał z zamkniętymi oczami. Widziałam jak wszystko sprawia mu ogromny ból. Po raz pierwszy wtedy poczułam, że nie mogę go już nigdy zostawić. Że ja i on... że mamy szansę na coś więcej.
- Rose, musisz wrócić do domu. - W sali pojawił się Niall.
Okrył mnie marynarką i zabrał moje rzeczy
Lekko się spierałam, ale wiedziałam, że jest już późno a lekarze i tak nie pozwolą zostać mi przy nim na noc. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech i udałam się z nim do jego czarnego, wysokiego samochodu. Odwiózł mnie prosto do domu. Nie miałam odwagi wejść sama, więc  Niall poszedł ze mną do środka. James czekał w salonie pisząc coś w komputerze. Gdy tylko nas zobaczył, odłożył laptopa i ruszył w naszym kierunku.
- Gdzie ty byłaś do jasnej  cholery?!
Wiedziałam ze jego reakcja nie będzie zbyt mila. Moj oddech przyspieszył. Starałam się załagodzić sytuacje kładąc swoja dłoń na jego klatce piersiowej.
- Pytam się gdzie byłaś! – złapał moje ramiona.
- James. – odezwał się Nialler odsuwając go ode mnie. – Uspokój się. W przeciwieństwie do ciebie przejęła się losem twojego syna, który leży w stanie ciężkim na oiomie.
- Co?!- warknął w stronę blondyna. Jego dłonie momentalnie powędrowały na moje nadgarstki i mocno je przytrzymywał.
- To przy nim siedziałaś tak? Czemu kurwa do niego się tak lepisz?!- krzyczał na mnie.
- Nie prawda. - odparłam drżącym głosem. - Nie lepię się... Ja po prostu byłam... Chciałam wiedzieć co z nim.
- James do cholery! - Blondyn mocno go odepchnął. - Idź na górę! – warknął do mnie.
- Nie - odpowiedziałam spoglądając to na James'a to na Niall'a. Nie chciałam by ta rozmowa skończyła się tak jak ta miedzy Harrym a jego ojcem. Wolałam zostać. Musiałam.
- Co mu się stało? – syknął do Niallera.
- Jechał na swoim harleyu i miał poważny wypadek- chłopak zaczął opowiadać o wszystkim co się wydarzyło i o urazach jakich Harry doznał. Pomimo, ze wiedziałam to wszystko to nadal mnie bolało. Jak Harry był bardzo poszkodowany... Moje oczy były zaszklone, jednak James tego nie dostrzegł. I dobrze.
Mężczyzna był bardzo zdenerwowany. Wyszedł z blondynem z domu i dzisiaj już nie wrócili. Usiadłam na fotelu ocierając łzy. Podeszła do mnie Melinda i objęła czule ramieniem.
- Dziękuje - wyszeptałam, gdy kobieta podała mi paczkę chusteczek. Obejmowała mnie jeszcze przez chwile po czym wyszeptała w moim kierunku.
- Widzę jak na ciebie patrzy. To niesamowite. Kocha cię i dla ciebie z tego wyjdzie- przytuliła mnie ponownie, a ja po tych słowach wybuchłam jeszcze większym płaczem.
~*~
Z rana ubrałam się i zjadłam jakiekolwiek śniadanie. Skorzystałam z tego, że Jamesa nie ma i zadzwoniłam po Louis’a. Złapał moją rękę i pociągnął mnie do auta, gdy już po mnie przyjechał. Dobrze wiedział, gdzie chcę jechać. Po kilkunastu minutach znajdowaliśmy się na parkingu szpitalnym. Rzuciłam bezgłośne "Dziękuje" i czym prędzej ruszyłam w stronę sali Harry'ego. Zdezynfekowałam ręce i weszłam do niego.
Byłam przerażona tym co usłyszałam i zobaczyłam. Dwie pielęgniarki próbowały uspokoić chłopaka, którego ciało opadało się i podnosiło. Krzyczał coś z bólu i z koszmaru. Każdy ruch wywoływał cierpienie, ale on był w amoku. Podbiegłam jak najszybciej do roztrzęsionego chłopaka i przyłożyłam swoją dłoń do jego rozgrzanego policzka. Ułożyłam swoje czoło na jego wymawiając w kółko jego imię. Miałam nadzieje ze w końcu się zbudzi.
- Harry, proszę obudź się, jestem przy tobie, słyszysz?
- Aaa! – krzyknął raz jeszcze i opadł z jękiem na łóżko.
Usłyszałam gruchot jakiejś kości. Odwrócił głowę zaciskając zęby. Na szyi pojawiły się wystające tętnice.  Widok tak bardzo cierpiącego chłopaka był dla mnie nie pojęty. Usiadłam na najmniejszym skrawku lóżka i mocno trzymałam jego dłoń, co jakiś czas ocierając lżę spływającą po policzku.
Obudził się. Otworzył oczy, a po policzkach płynęły słone krople. Pielęgniarki podłączyły kolejną kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Po chwili jednak został zabrany na stół.  Lekarz powiedział mi, że złamał kość barkową. 
- Czemu… - przełknął ślinę i wziął powietrza. – tu jesteś?
- Bo się o ciebie martwię -już chciałam powiedzieć cos więcej, ale bałam się jego reakcji zamiast tego wyszeptałam zbliżając swoja twarz do jego - zależy mi na tobie i cholernie żałuje tego jak cię potraktowałam.
Zabrał swoją rękę. Myślałam, że jest zły. Spuściłam głowę, gdy on podniósł delikatnie ramię i pokazał, abym podeszła. Ucieszyłam się na ten gest i zrobiłam to o co mnie prosił. Przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Zwilżył końcem języka wargę i zaczął mówić.
- Przepraszam. – wychrypiał. – Naprawdę… Przepraszam.
- Harry nie masz za co mnie przepraszać- przejechałam kciukiem po jego podbródku. Tak cholernie było mi ciężko wpatrując się w jego przepełnione bólem zielone źrenice. Dlaczego mnie przepraszał? Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji musi czuć się czemuś winny?
 
 Heej ;** przepraszam za moją nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu aby dodać rozdział więc przepraszam :) 
Czytasz = komentujesz <33

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 8

I see your face, I look in your eyes,
What you feel is no surprise,
Everyone needs something to believe in,
Tell me your dreams, I’ll tell you mine,
In our hearts we’ll look inside,
And see all of the colors of the rainbow,
I know!
______________________________________________________________________
~Harry~
Usiadłem na fotelu u Louisa i wyciągnąłem nogi. Przyjaciel zajął miejsce na kanapie obok Zayna. Podrzucałem swój telefon nic nie mówiąc co było do mnie nie podobne.
-Harry- zaczął Louis- chodzi o tę laskę, tak?
- Tak.
- Może rozwiniesz swoją wypowiedź?- zaśmiał się Zayn gładząc ręką po swojej króciutkiej brodzie.
- A może nie? - prychnąłem.
- Jak się zaczyna to się kończy- Louis wystawił mi język i podszedł do lodówki wyjmując dużą butelkę wódki.
- O! Daj mi to, daj proszę!
- Ty? - zaśmiał się Louis- nie ma mowy. Upijesz się, wywołasz wypadek, albo jeszcze przelecisz tą dziunie- szturchnął łokciem Liam'a i oboje wybuchli śmiechem.
- Już to zrobiłem. - syknąłem. - I była dziewicą i było świetnie! Dawaj to!
-Wróć, wróć- chłopak wyrwał mi butelkę- przeleciałeś ją? Rozdziewiczyłeś i zamiast ją dalej bzykać siedzisz tu i się rozpijasz?- jego ton był nie tylko zaskoczony, ale i można było wyczuć nutkę wkurzenia.
- Przepraszam cię bardzo, a co mam do cholery robić? Nie ma miłego Harry'ego. Jest syn jej pana.
- Czekaj, pogubiłem się. Z początku za nią biegałeś, przeleciałeś ją, wcześniej niż twój ojciec, podobno było świetnie i teraz co? Olejesz ją?- stał i nie pozwalał odebrać sobie butelki- jesteś dupkiem.
- To już wiemy od dawna. Dla jej dobra to robię. Louis zastanów się co mówisz. On zabiję mnie, a na niej się zemści.
- Czy ktoś kazał ci jemu o tym gadać? - mówił jak gdyby było to oczywiste- jak do tej pory udało ci się trzymać spotkania z nią w tajemnicy, więc nie rozumiem w czym problem- w końcu polał mi do szklanki- twój ojciec jest skurwielem, ale chyba nie zabiłby cię za to, że się zakochałeś.
- Nie zakochałem sie, kurwa
- Mam pomysł. - odezwał się Malik. - Spijmy go i wtedy będzie gadał prawdę.
- W dupach wam się poprzewracało. Nic wam nie powiem- wypiłem duszkiem truciznę ze szklanki i szybko popiłem to cocą.
- Tak, tak. - zaśmiali się. Po kilkudziesięciu minutach nie wiedziałem co sie wokół mnie dzieje. Zasnąłem na kanapie odurzony alkoholem. Gdy wróciłem do domu był późny wieczór. Zdązyłem wytrzeźwieć. Dałem chłopcom plany akcji, na którą się udali. Odwiesiłem kurtkę na wieszak i poszedłem na górę. O dziwo było cicho, żadnych jęków, niczego. Wszedłem niby przez pomyłkę do pokoju dziewczyny.
Słyszałem, że jest w łazience i bierze prysznic. Usiadłem na łóżku biorąc do rąk materiał jej koszulki nocnej. Była bardziej skąpa niż ta w której widziałem ją po raz pierwszy. Przypomniałem sobie, gdy ją kupowaliśmy. Rose nie miała odwagi iść do kasy, by za nią zapłacić, więc wysłała mnie. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Przynajmniej będzie się w niej ładnie prezentować. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i dziewczyna wyszła owinięta białym ręcznikiem z pomieszczenia. Zmieszała się na mój widok.
- Hej. - mruknąłem.
-Hej?- odpowiedziała niepewnie.
- Za co?- zapytała podchodząc bliżej- za to, że jesteś takim dupkiem, czy, że rano dałeś taki popis?
- Nie rozumiesz. - popatrzyłem jej w oczy. - Mój ojciec mimo wszystko uderzył nie jedną kobietę. Gdyby zauważył że między nami jest jakaś więzień, zemściłby się.
- Masz rację, nie rozumiem- odparła- skoro nie chcesz by między nami coś było...zrozumiem, ale proszę nie rań mnie w ten sposób. Milczenie i unikanie mnie nie rozwiąże tego problemu- dodała a jej oczy się zaszkliły. Jej wrażliwość była naprawdę nie do pojęcia.
- Chcę. O to w tym wszystkim chodzi. Bardzo chcę.
-Harry- podeszła bliżej mnie i usiadła na moich kolanach- to zrób wszystko by się udało. Twój ojciec mnie nie kocha, więc jak może mu na mnie zależeć?
- Jestes jego, a on co jego broni. Nie wiem ile się tobą pobawi. Rok? Może więcej, może mniej.
- Harry- przejechała dłonią po moim policzku- zrobię wszystko by móc poczuć twój dotyk, by móc być blisko siebie. Bez względu na konsekwencje...Jesteś jedyną osobą, której nie boję się w pełni zaufać, nie schrzań tego.
- Musisz przywyknąć do rozczarowań - mruknąlem. - Ja chrzanie wszystko. Nie jestem taki jak ty . Tobie trzeba okazywać uczucia..no i być miłym. A ja cię łatwo zranie.
- Harry, gdy zobaczyłam Cię pierwszy raz nawet nie wiesz jak bardzo się ciebie bałam. Ale zobacz, siedzę teraz tobie na kolanach... nie jesteś taki zły jak ci się wydaje. Potrafisz być czuły, delikatny, jeśli chcesz- uśmiechnęła się znacząco do mnie, na co cmoknąłem jej długą szyję- nie boję się, że mnie zranisz. Bo wiem, że tego nie zrobisz... nie celowo.
- Tak, kochanie ale to nadal jest trudne. Bo mi na tobie zależy. To dziwne, bo nigdy nie zależało na żadnej kobiecie. Ale ty jesteś inna. Przejmuje się tobą. Teraz jak zobaczę cię przy ojcu to będę wychodził z siebie. Albo jak pomyśle że sypiacie ze sobą co dzień.
- Obiecuję, że nigdy nie będę myślała o twoim ojcu, jak o kimś więcej. A podczas seksu... w myślach będę z tobą i tylko z tobą. Zrozumiem jeśli teraz odpuścisz sobie nas. Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla nas. Ale wierzę w nas, jak w nikogo innego.
- Położyłem dłonie na jej biodrach i oparlem głowę o ramię dziewczyny. - Na razie nie wzbudzajmy podejrzeń ok? Niech wszystko ochlonie. Wcale nie rezygnuje.
- Czyli odpuszczasz?- zapytała wstając na przeciwko mnie.
- Nie. Nie chcę, aby się domyśli.
-Mhm- mruknęła. Zabrała koszulę i udała się w stronę łazienki.
- Dla twojego dobra. - dodałem wstając.
- No okej- podniosła głos- wystarczy jak powie mi się coś raz. Potrafię coś zrozumieć. A teraz wybacz, naprawdę muszę się przygotować, czeka mnie ostry seks z twoim ojczulkiem- wiedziała, że tymi słowami mnie zrani. Taki był ich zamiar. Posłała mi sztuczny uśmiech i zamknęła się w pomieszczeniu. Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę.
- Jasne. Zachowuj się tak dalej! - krzyknąłem wkurwiony. - Na pewno dojdziemy do porozumienia. - wyszedłem z pokoju. Zabrałem klucze od motocyklu i wybieglem z domu. Wsiadlem na maszynę odpalając ją.
Nie zważałem na późną porę. Przyśpieszałem jak tylko było to możliwe. Jak doszło do tego, że potrafiła tak bardzo zranić mnie kilkoma słowami? Dlaczego taka była? Zawsze musiała postawić na swoim. Zawsze. Nie mogłem mieć innego zdania, bo się obrażala. Ba, powodowała że miałem wyrzuty sumienia a i tak wariowalem na punkcie Rosemary. To było naprawdę niesamowite jak ta dziewczyna na mnie działała. Potrafiłem się opanować i nie krzyczeć na nią, gdy doprowadzała mnie do stanu agresji. Uczyła mnie delikatności...miłości wobec drugiej osoby. Ale potrafiła też zaleźć mi za skórę. Tak jak zrobiła to kilkanaście minut temu. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem było to, aby wszystkie emocje opadły. Aby ojciec przestał się domyślać. I tak jest na mnie zły, bo kręcę się w okół jego partnerki. Wariactwo. Jechałem coraz szybciej. Deszcz mocno zacinał. Nie zauważylem auta. To był moment...
~Rosemary~
James nie dał w nocy z wygraną. Zabrał mnie do swojego łóżka. Tam był aż agresywny. Nie było delikatności. Żałowałam kłótni z Harrym. On by mi to zrekompensował. Ale nic z tego. Nie było go rano. Popołudniu. Ani wieczorem. Następnego dnia równie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. James nie przejmował się tym jakoś specjalnie. Twierdził, że Harry tak ma. Lubi znikać. Jednak moje serce podpowiadało mi coś innego...
Gdy byłam na spacerze zatrzymał mnie Louis z Niallem. Byli bardzo zdenerwowani.
 - O co chodzi?- zapytałam spoglądając na ich zatroskane twarze.
Moja twarz momentalnie zbladła. Nie wiem dlaczego...Czułam, że wydarzy się coś czego tak cholernie się bałam. Uśmiech zszedł z moich ust, a oczy lekko się zaszkliły.
- Jakiego?- zapytałam przgryzając wargę, by tylko nie pozwolić łzą opuścić oczu.
- Wiesz jakiego. - mruknął Zayn. - Harry ... Trafił do szpitala.
Sama nie wiem po co zadałam to pytanie. Chyba liczyłam na to, że to nie będzie motocykl Harry'ego. Nie kryłam już dłużej swoich łez. Spłynęły po moim policzku.
-Proszę, zawieźcie mnie do niego- wyszeptałam przez płyn spływajacy po mojej twarzy, a w szczególności po policzkach. Popatrzyli na siebie bezradnie wzruszając ramionami.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Mam w dupie czy to dobry pomysł, czy nie. Jasne?!- fuknęłam ze złością- Muszę do niego jechać. Albo wy mnie tam zabierzecie, albo pojadę sama!- nie potrafiłam mówić normalnie. Głos mi drżał, a łzy ciągle na nowo napełniały moje oczy. To była moja wina. To przeze mnie Harry miał wypadek i leży teraz w szpitalu. Podburzyłam go...zraniłam. Podczas gdy on się rozbijał ja uprawiałam seks z jego ojcem... Na dodatek ten skończony dupek nawet nie zainteresował się nieobecnością swojego syna.
Byłam wściekła, smutna,.rozdarta. wszystkie emocje przeze mnie przemawiały. Louis zabrał mnie do auta. Jechał dość szybko łamiąc zakazy ruchu drogowego. Zaparkowł na szpitalnym parkingu i wziął mnie na ręce. Płakałam i drżałam. Prawdopodobnie nie byłam w stanie iść,.bo nogi się pode mną uginaly . Louis objął mnie w talii podtrzymując mocno ciężar mojego ciała swoją ręką. Szłam i szlochałam. Tak bardzo bałam się tego widoku... Bałam się, że może z tego nie wyjść... Chciałam go jak najszybciej zobaczyć, ale równocześnie nie chciałam tam wchodzić. Podeszliśmy pod drzwi na oddział intensywnej terapii. Chłopak podszedł do lekarza zostawiając mnie pod drzwiami. Po chwili podszedł do mnie i oświadczył, że mogę wejść do chłopaka, ale tylko na kilkanaście minut.
Uchyliłam drzwi od sali i cicho weszłam do środka. Poturbowane ciało chłopaka leżało na białym łóżku. Lou powiedział mi, że ma złamane zebro w dwóch miejscach które przebiło płuco. Był przytomny, ale oddychały za niego maszyny. Podobno miał też uraz kręgosłupa. Jego twarz miała kilka widocznych siniaków i zadrapań. Na dodatek jeden z jego policzków był rozcięty. Nie mogłam powstrzymać łez. Usiadłam na białym krześle obok chłopaka i cicho łkałam. Objęłam delikatnie jego dłoń i ucałowałam jej wewnętrzną stronę. Nienawidziłam siebie za to co mu wyrządziłam. To wszystko przeze mnie...
-Harry- wyszeptałam- przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam, nie chciałam wypowiedzieć tych słów... nienawidzę twojego ojca... nienawidzę sposobu w jaki mnie dotyka. Powiedziałam to wszystko bo czułam się zraniona...Harry, błagam nie zostawiaj mnie. Jezu, co ja ci zrobiłam- coraz głośniej płakałam.

 ______________________________________________________________________
CZYTASZ= KOMENTUJESZ♥
Następny rozdział = 9 komentarzy <3

niedziela, 30 marca 2014

UWAGA !

Postanowiłam wrócić i kontynuować bloga Oblivion :) Wiem że nikt go nie czyta, ale miło byłoby gdybyście wpadły i wyraziły swoją opinię w komentarzach <33

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 7

I remember years ago
Someone told me I should take
Caution when it comes to love
I did
___________________________________________________________
Uwaga! Rozdział zawiera treści erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność ! :)) 
- Ta... - mruknąłem. - Chodź. - weszliśmy na ganek.
Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka.
- Ymm... -spojrzała na mnie stojąc w drzwiach- mam rozumieć, że to twoje kolejne tajemnicze miejsce?- uśmiechnęła się i rozebrała kurtkę, a na nią z powrotem założyła i tak na nią za dużą bluzę.
- Nie przyjeżdżam tu. - odparłem zapalając światło.
-Dlaczego?- zapytała- tutaj jest pięknie- ukłucie, które poczułem gdy przejechała ręką po ulubionym fotelu mojej mamy. Starałem się jej tego nie pokazać. Podszedłem do niej i złapałem jej nadgarstki.
- No nie chcę. Nie lubię. - odparłem patrząc jej prosto w oczy.
- Mhm- odparła, odwracając wzrok- to ty?- podeszła do fotografii, która znajdowała się na kominku. Stałem tam ja, mój ojciec...i ona. Moja matka.
- Zostaw to. - warknąłem, gdy wzięła zdjęcie do rąk. Oddychałem ciężko spoglądając na fotografię.
-To twoja matka, prawda?- nie odpuszczała.
-Kurwa, dziewczyno!- krzyknąłem, czego szybko pożałowałem...- Błagam skończ zadawać tyle pytań- dodałem już spokojnym głosem.
Odsunąłem się od niej i wyszedłem na taras. Usiadłem na schodach chowając twarz w dłoniach. Bawiła się tu ze mną. Siedziała na huśtawce i robiła wianek. Moje oczy się zaszkliły. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej kojącego głosu, sposobu w jaki mierzwiła moje loczki... tego szczerego uśmiechu. Zastanawiałem się dlaczego przywiozłem tutaj tę dziewczynę. Partnerkę mojego ojca, tę z którą on się chciał tylko zabawić... A ja przywożę ją do domu w którym kiedyś mieszkaliśmy razem, tworząc szczęśliwą rodzinę. Po moim policzku spłynęła łza. Wszystkiemu winne były wspomnienia. Moja piękna matka, której nigdy więcej nie zobaczę. Poczułem jej ciepło. Ciepło emanujące od Rose. Usiadła tuż obok mnie.
- Ja też nie mam matki- zaczęła niepewnie -zginęła podczas wyścigów z moim ojcem. On nie odniósł poważnych obrażeń, bo to ona zamortyzowała go swoim ciałem- mówiła wpatrując się w przestrzeń- miałam wtedy dziewięć lat. Od tego czasu ojciec nie wsiada za kółko. Zabija, bije wszystkich, by tylko móc wyładować się na kimś.
- Ale ciebie nie uderzył. - odparłem.
Pokiwała głową. Mój nie raz prawie mnie zabił. Gdy go czymś zdenerwowałem wpadał w szał. Teraz zaczął nad sobą panować. Choć trudno było mi uwierzyć w to, że ludzie się zmieniają. Pomimo tego, że starał się panować nad sobą zdarzały mu się napady agresji. W ostatnim czasie coraz częstsze.
- Przepraszam jeśli przeze mnie twoje relacje z ojcem się niszczą... że sprawiam Ci tak wiele przykrości, że jestem dziwką twojego ojca- łzy spłynęły po jej policzkach- że zadaję tyle niepotrzebnych pytań, że Cię dręczę. Naprawdę przepraszam- szlochała. Nie pozwoliła jednak na to bym otarł jej łzy.
- Przestań. Nie płacz i nie przepraszaj.
- Bo co?- zapytała- jedyne co mi zostało to możliwość płakania. Jestem żałosna, wiem. Ale ty masz przynajmniej ojca. Mój mnie oddał...
- Ty masz mnie. - objąłem ją. Ja i takie wyznania? Ale taka była prawda.
- Chodź. - wstałem podnosząc ją. - Będziemy się kochać. Do rana.
Nie odpowiedziała nic. Lekko się zaczerwieniła. Weszliśmy do sypialni, która niegdyś należała do moich rodziców. Nie wiem dlaczego wybrałem właśnie ten pokoju. Wiedziałem jednak, że dobrze robię. Moja pewność siebie zniknęła wraz z zamknięciem drzwi. Nie miałem pojęcia jak obchodzić się z dziewczyną która robiła to pierwszy raz. Moje poprzednie partnerki były doświadczone, czasem nawet za bardzo. Wiedziałem jedno, muszę być bardzo delikatny. Nie wiem jeszcze jakim uczuciem darzę tę dziewczynę, ale wiem, że jest dla mnie kimś ważnym. Kimś kogo jeszcze nigdy w życiu nie miałem...
Leżała pode mną wpatrując się w moje zielone tęczówki.
-Ufam Ci- wyszeptała. Na te słowa ciepło oblało moje ciało. Uśmiechnąłem się i ucałowałem jej czoło.
-Postaram się być delikatny- rozwiązałem jej włosy i przeczesałem kilkakrotnie dłonią- tak wyglądasz śliczniej. Tak niewinnie.
Zdjąłem z siebie koszulkę, a gdy zacząłem rozpinać pasek od spodni zauważyłem na jej twarzy rumieniec. Postanowiłem jak na razie zachować na sobie bokserki. Podniosłem jej plecy i ściągnąłem z niej pierw górną część sukienki, a później przecisnąłem ją przez resztę ciała. Leżała taka niewinna, wpatrując się tylko w moje oczy. Żadna dziewczyna widząc mnie bez ubrań nie wpatrywała się w moje źrenice. Ich wzrok zazwyczaj wędrował na uwypuklenie w majtkach lub tors pokryty tatuażami. Przygryzłem lekko wargę i wsunąłem dłoń pod jej stanik. Powolnym ruchem rozpiąłem go. Kiedy ujrzałem jej piersi poczułem szybsze bicie serca. Dziewczyna nadal nic nie mówiła bacznie obserwując każdy jej ruch. Wiedziałem jakie to dla niej ważne. Nie chciałem tego zrobić OD tak. Chciałem by zapamiętała swój pierwszy raz jako wyjątkowy... idealny. Przejechałem kciukiem po jej policzku skupiając oczy na jej wystraszonej twarzy. Musnąłem delikatnie jej usta, a po chwili schodziłem nimi niżej i niżej. Zassałem lekko jej sutki na co ta głośno jęknęła. Zaśmiałem się gardłowo i kontynuowałem ich pieszczenie. Kiedy widziałem podniecenie na twarzy dziewczyny zjechałem z pocałunkami trochę niżej. Muskałem jej gładką skórę na brzuchu, a palcami wędrowałem wokół gumki od majtek. Osunąłem je powoli na co twarz dziewczyny zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Miałem drogę wolną, a ona mi na to pozwalała. Wiedziałem, że robi to tylko dlatego, że nie chce stracić swojej cnoty z moim ojcem. Gdyby miała wybór pewnie nigdy nie zrobiłaby tego z takim palantem jak ja. Muskałem delikatnie jej czułe miejsce, a po chwili zszedłem do jej łechtaczki. Odchyliłem głowę by móc zobaczyć jej przestraszoną i jednocześnie podnieconą twarz. Jej oczy były mocno zaciśnięte.
-Otwórz je kochanie- wyszeptałem- otwórz swoje piękne oczy- dziewczyna z trudem wykonała moje polecenie. Ale gdy tylko złapała ze mną kontakt wzrokowy jej usta wygięły się w uśmiech.
Zacząłem wodzić językiem po jej kobiecości, a gdy była już wystarczająco rozgrzana włożyłem w nią swój palec. Na początku jeden. Poruszałem nim delikatnie, nie chciałem juz kazać jej otwierać oczu. Starałem się włożyć tym razem dwa, co przyszło mi z większym trudem.
-Kochanie odpręż się, jesteś taka ciasna- wyszeptałem z przyśpieszonym oddechem.
-Harry- dziewczyna syknęła.
Odnalazła swoją ręką mojego członka i delikatnie pocierała. Kiedy byłem wystarczająco podniecony postanowiłem nie zwlekać.
Wstałem i wyjąłem prezerwatywę z kieszeni. Nałożyłem ją na swojego stwardniałego przyjaciela.
-Rose- wyszeptałem- przepraszam za ból, który Ci sprawię. Postaram sie być delikatny.
Włożyłem na początek jego połowę, a po chwili całość. Usłyszałem krzyk dziewczyny i łzy, które wydobywały się z jej oczu.
-Przepraszam- szeptałem. Starałem się odwrócić uwagę od jej bolącego miejsca. Nachyliłem się nad jej twarzą i ująłem ją w wolną rękę. Musnąłem delikatnie jej czoło, czubek nosa a następnie próbowałem pochłonąc ją namiętnym pocałunkiem. Starałem się delikatnie w niej poruszać. Ból w jej oczach był nie do zniesienia. Jednak oboje wiedzieliśmy, że musi przez to przejść.
Jej biodra delikatnie sie uniosły na co pisnęła głośno. Ruszałem się powoli, mój członek czuł się doskonale w jej ciele.
-Kurwa- syknąłem-Rosee...- krzyczałem jej imię. Jeszcze żadna dziewczyna nie sprawiła, że tak szybko dochodziłem. W końcu to się stało. Oboje doszliśmy w tym samym czasie.
Wyszedłem powoli z dziewczyny i otarłem ponownie jej łzy. Prezerwatywę rzuciłem na szafkę nocną i położyłem się obok dziewczyny.
- Rose, tak bardzo przepraszam za ten ból- ucałowałem ponowanie jej usta czując słone łzy na jej ustach.
Objąłem ją mocniej i przytuliłem do siebie. Dłonią gładziłem jej plecy. Po chwili dziewczyna próbowała wstać, jednak jak sie domyślilem nie potrafiła. Syknęła głośno i opadła z powrotem na pościel.
-Ja...- szeptała- chciałam się tylko wykąpać.
- Jutro. Teraz śpij. - pocałowałem ją.
Czułem jak głęboko odetchnęła. Objąłem ją delikatnie w talii, tak by nie sprawić jej większego bólu, a głowę wtuliłem w przerwę między ramionami a szyją. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Kiedy zbliżyłem się tak do tej dziewczyny. Czułem się źle z tym, że jutro będę musiał to zakończyć. Wiem, że źle robię. Zranię nie tylko ją, ale i siebie. Ale ją w szczególności. Jednak nie mogłem dać do zrozumienia mojemu ojcu, że coś mnie z nią łączy. Musiałem się od niej oddalić. Z każdą chwilą spędzoną z nią popadałem w uzależnienie od jej osoby...wiedziałem, że nie skończy się to dla mnie dobrze. Nigdy nie będzie moja. Nie mogę zaczynać czegoś czego nie skończę. Do tego ten sen... Gdyby przeze mnie ją uderzył nie darowałbym tego sobie i jemu. A wiedziałem, że tak może się stać. Mój ojciec niby mówi, że nigdy nie skrzywdziłby kobiety... Jednak już to zrobił i to nie raz. Ucałowałem ostatni raz jej delikatne usta. Muszę zapamiętać ich smak, bo mogę ich już nie dotknąć. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, aby sen mnie zmorzył.
~Rano~
Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do pomieszczenia. Dziewczyna spała ułożona na moim torsie. Włosy opadały na jej twarz, zakrywając większą jej część. Nie chciałem jej budzić, więc leżałem wyczekując jej przebudzenia. Patrzyłem jak spokojnie oddycha. Położyłem powoli dłoń na jej włosach i westchnąłem. Tak powinno być. Dwoje kochanków budzących się rankiem. Co dziennie. Chciałbym by tak było. Bym mógł w nosy uprawiać z nią miłość. Nie seks, miłość. Bym mógł robić jej śniadania... Bym był jej jedynym, tego którego by pokochała. Rozmyślałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dziewczyna obudziła się, a ja musiałem zacząć bym tym, którego w sobie nienawidziłem.
- Wracamy do domu. - rzuciłem podnosząc się. Ubrałem swoje rzeczy i wyszedłem z pokoju bez słowa.
~Rosemary~
Jak on potrafił zmieniać się z delikatnego, idealnego faceta w takiego...gnojka? Wstałam powoli, moja dolna część ciała była nadal obolała. Nałożyłam na siebie wczorajszą sukienkę i bluzę chłopaka. Wyszłam z pokoju i starałam się iść tą samą drogą, którą wczoraj tutaj dotarliśmy. Na szczęście udało mi się i dotarłam do holu, gdzie czekał na mnie gotowy do wyjścia Harry.
Nie odezwał się do mnie słowem. Otworzył mi drzwi i wypuścił na dwór. Wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy drogą do Londynu. Podróż minęła szybko. W ogóle nic nie mówił. Był inny. Znów. Nienawidziłam takiego Harry'ego. Twardego, oschłego, bez uczuć. Chciałam mieć przy sobie znów tego samego chłopaka. Tego, który wczoraj uprawiał ze mną miłość, który szeptał mi miłe słówka do ucha. Dlaczego on musiał tak się zmieniać? Zaparkował pod domem i wysiadł bez słowa. Poszłam za nim, ale zniknął na górze. James podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. Objął mnie i pocałował. Niechętnie odwzajemniłam pocałunek. Usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy telewizję. Głód, który dawał o sobie znać rozśmieszył mężczyznę i oczywiście musiał go skomentować.
- Jak już ten dupek się tobą zajmował to mógł ci jakieś śniadanie zrobić- parsknął i udał się w stronę kuchni, po chwili wracając do mnie z tostami. Podziękowałam mu i zaczęłam pochłaniać posiłek.
_____________________________________________________________________________

No i wracamy do starych zasad :)
8 rozdział = 8 komentarzy <33

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 6

POWRACAM !! Na początek chciałabym podziękować tym dwóm ''Anonimkom'' za to że ich komentarze zmotywowały mnie aby pisać dalej tego bloga <33

- Mojego ojca nie ma kotku.- usłyszałam.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Płakać czy skakać ze szczęścia?- stałam na schodach ze wszystkimi torbami, jaki dziś otrzymałam w sklepach.
- Raczej jęczeć. - mruknął.
Pokiwałam głową i odwróciłam się do niego plecami. Pokonywałam kolejno schody, aż w końcu znalazłam się przed moimi drzwiami. Z racji, że miałam zajęte ręce podniosłam nogę i nacisnęłam na klamkę. Usłyszałam za sobą głośny, chichot, ale się tym nie przejęłam. Położyłam zakupy przed szafką i opadłam na łóżko.
- Dobra mała zostajesz sama! - trzask drzwi i wyszedł.
Jego ton głosu był całkiem inny niż dziś w przymierzalni, czy na dole w kuchni. Wiem, że nie zdawał sobie sprawy jak bardzo rani mnie takimi humorkami. Nie czułam do niego nic...ale miałam wrażenie, że mogę mu zaufać, że może zostać moim przyjacielem. Kiedy ta myśl przychodziła on pojawia się jak niszcząca kula i wszystko strąca.
Powolnym ruchem rozpakowałam ubrania i odwiesiłam do szafy. Przebrałam się w czarne legginsy i zwykły, niebieski top. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie załączając telewizor. Kiedy natrafiłam na mój ulubiony seria, ,Przyjaciele' zostawiłam kanał i skupiłam się na filmie.
Po chwili mój telefon zawibrował na ławie. Odblokowałam go. Nie znałam nadawcy jednak go odczytałam.
,,Bądź gotowa za piętnaście minut, ubierz się jak na wyścig. Będę po Ciebie pod domem. Chcę Ci coś pokazać. Harry xx''
~Harry~
Czekałem cierpliwie, aż wyjdzie. W palcach trzymałem niedopałek papierosa. Zdeptałem go i wbiłem dłonie w kieszeń spodni. Chodziłem przy motorze czasem patrząc w stronę drzwi wyjściowych. Swoją droga mogłoby się już otworzyć. Po kilku minutach ukazała się w nich dziewczyna. Ubrana była w czarną sukienkę, tego samego koloru rajstopy i skórzaną kurtkę, zapiętą do pół. Jej szyję zdobił szalik, a jej prześliczne włosy spięte były w wysokiego koka. Podeszła do mnie śledząc wzrokiem motocykl.
-Mam na tym jechać w spódnicy?- skierowałam tym razem swój wzrok na mnie.
- A czemu by nie?
- Myślę, że będzie bardzo niekomfortowo- wystawiła mi język.
- Czepiasz się szczegółów. Wsiadaj. - usiadłem przy kierownicy.
- A kask?- jej pytania męczyły mnie coraz bardziej. Czy ta dziewczyna może nie mówić nic przez chociaż pięć minut?
- Wsiadaj. - warknąłem.
Łatwo mnie zirytować, a ona pobiła swój rekord.
Była pierwszą dziewczyną, której pozwoliłem wsiąść na swój motocykl. Ba, była pierwszą dziewczyną, za którą chodziłem w galerii handlowej i której losem w pewnym sensie się przejmowałem. Jednak jej upór i sposób w jaki potrafiła mnie irytować i wkurzać, czasem po prostu mnie przerastały. Odpaliłem swoje cudeńko i ruszyliśmy przez ulice Londynu.
Niech ona się nie odzywa. Da mi się nacieszyć wiatrem, szybkością i dźwiękiem silnika. Gdyby zaczęła coś gadać, nie mówię żebym ją z motoru zrzucił, ale pewnie bym się wkurwił. Na szczęście jednak ustąpiła. Czułem jak przenosi swoje ręce z uchwytu na moje biodra. Otoczyła swoimi drobnymi rękoma moje ciało i wtuliła się w moje plecy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Niestety chwila nie mogła długo trwać, gdyż zjeżdżaliśmy do miejsca, które chciałem jej pokazać.
- No więc chodź. - wziąłem ją za rękę, gdy zaparkowałem auto. Weszliśmy na Tower Bridge idąc poboczem, kiedy auta nas mijały. Doszliśmy do jednej z 'wieżyczek' i udaliśmy się do góry po schodach. Po kilku minutach dziewczyna ciągnęła moją rękę w dół.
-Stój, no- zaśmiała się- ja mam szpilki, a ty idziesz jak by cię ktoś gonił!
- To je zdejmij. - wzruszyłem ramionami. - Albo - przerzuciłem ją przez ramię i szedłem dalej. Nie była ciężka, a schody już prawie się kończyły. Można powiedzieć, że niesienie jej sprawiało mi przyjemność.
- Czy pan łaskawy może mnie odstawić na ziemię?
- Proszę pani wymagająca. - postawiłem ją przy okienku. Teraz miała świetny widok na rzekę i Londyn.
 -Wow- wyszeptała- to niesamowite.
- Chcesz wyjść jeszcze wyżej?- posłałem jej pytające spojrzenie- musimy tylko przejść trochę prostej drogi, tam jest taras widokowy- uśmiechnąłem się i podałem jej rękę.
Szła teraz szybciej i w niedługim czasie znaleźliśmy się na tarasie. Podziwialiśmy dokładnie wszystko. Palcem wskazywałem jej trasę wyścigu.
- I masz zamiar nas nie zabić?- spojrzała na mnie z 'bananem' na twarzy. Odwzajemniłem jej gest i zaprzeczalnie pokręciłem głową. Objąłem ją w talii od tyłu, tak, że jej plecy przylegały do mojego torsu. Oparłem swoją głowę o jej ramię i wpatrywaliśmy się razem w przestrzeń.
- Zawsze tu przyjeżdżam, gdy mam jakiś problem, doła...- zacząłem- nikt nie wie o tym miejscu. Jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłem. Chcę, żebyś wiedziała, że skoro ty chcesz oddać mi część siebie, ja ci pokażę część mnie. I oto jesteś tutaj.
-To miłe z twojej strony- położyła swoją dłoń na mojej ręce- dziękuję.
Pierwszy raz w życiu ktoś mi za coś podziękował...ale tak bez żadnych zobowiązań. Nie zrobiłem właściwie nic wielkiego, nie dałem jej nic...a ona mi po prostu podziękowała. Było to jedne z przyjemniejszych uczuć jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
Pokręciłem głową niedowierzająco. Rosemary co chwila mnie zaskakiwała. Uznałem, że mogłaby być dobrą dziewczyną. Pokazała, że nie liczy się kasa, seks a też uczucia. Czułość do drugiej osoby. Nigdy nie pomyślałbym, że mógłbym pomyśleć inaczej o takiej dziewczynie jak ona. O dziwce mojego ojca. Była pierwszą osobą, która ukazała mi czułość. Nie była jak te wszystkie dziewczyny, które pragnęły się ze mną tylko przespać, a po tym zniknąć z mojego życia. Wiedziałem jednak, że zdobycie jej uznania, będzie trudne. Wyczuwałem jak się mnie bała. Kiedy tylko jej dotykałem jej serce zaczynało bić szybciej. Wiem, że kilka razy zachowałem się nie przyzwoicie wobec niej...Żałuję tego. Kolejnym problemem stojącym mi na drodze w zdobywaniu jej jest mój ojciec. Ten, który nienawidzi, gdy ktoś inny dotyka TAK jego kobietę. Tę którą sobie wybrał...
Byłem między młotem a kowadłem. Tak źle a tak nie dobrze. Westchnąłem cicho odgarniając jej włosy z ramienia. Co mogłem zrobić? Stanąć z nim na ringu w walce o kobietę. Nie te czasy. Choćbym nie wiem co robił on zawsze i tak wygrywał. Staliśmy jeszcze tak przez chwilę, jednak czas nas naglił.
Zwróciłem się do dziewczyny i razem zeszliśmy. Tym razem jednak zdjęła swoje obuwie i zeskakiwała szybciutko ze schodów.
Wsiedliśmy na motocykl i ruszyliśmy w stronę willi, gdzie musiałem przemienić pojazdy.
Tuż przed podjazdem, dziewczyna oderwała się od moich pleców i złapała za uchwyt. Wiedziałem, że nadal sie obawiała reakcji mojego ojca. Pomogłem jej zsiąść z pojazdu łapiąc ją w talii i unosząc. Poszliśmy do garażu, gdzie James również się szykował. Jak widać, nie był zadowolony naszym widokiem, razem.
- Odstawiam całą i bezpieczną. - mruknąłem i zaraz wsiadłem do lamborghini. Odpaliłem silnik i wyjechałem z garażu. Mała dotrze tam z moim ojcem, a potem wsiądzie do mnie. Taką mam nadzieję. Jeśli jej nie będzie przy mnie, boję się, że tego nie wygram. Potrzebuję jej do tego zwycięstwa. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu startu. Nie wychodziłem nawet z samochodu, gdyż nie miałem na to ochoty. Setki dziewczyn przewijających się w spódniczkach, które odkrywały ich walory nie mogły się równać z pięknością Rose.  Skarciłem szybko siebie w myślach. 'Styles nie myśl o niej, to nic nie znacząca dziwka'- pouczałem siebie w głowie.
Ale wcale tak o niej nie myślałem. To było najgorsze! Drzwi od auta się otworzyły i dziewczyna zajęła miejsce obok mnie z uśmiechem. Zacisnąłem palce na kierownicy i na start ruszyłem z piskiem opon. W zakrętach używałem efektownych driftów i nie pozwalałem ojcu się wyprzedzić. Nie ma mowy. Ja wygram. Miałem ogromną przewagę nad moim ojcem oraz innymi zawodnikami. Dziewczyna dodawała mi otuchy, co jakiś czas przejeżdżając ręką po moim udzie. Czułem jak uśmiecha się i co jakiś czas spogląda na moją skupioną twarz. Zagryzłem wargę znów wchodząc w zakręt. Na asflacie zostawiłem ślady moich opon i ruszyłem dalej. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że policja nas namierzyła. Kilka samochodów policyjnych nas goniło, zresztą tak jak pozostałych kierowców.
-Kurwa- przekląłem pod nosem i zredukowałem biegi.
- Zawsze wpierdolą się kiedy nie trzeba - dodałem wściekły. Zjechałem w boczną drogę i jechałem przez las.
Syreny policyjne wyły jeszcze za nami dłuższą chwilę, a ja starałem jak najszybciej się ich pozbyć. Dziewczyna odwracała się co jakiś czas, a strach wymalowany na jej twarzy coraz bardziej mnie rozbawiał.
-Załóż bluzę z kapturem i nie odwracaj się- rozkazałem przyśpieszając. O dziwo dziewczyna bez zbędnych pytań wykonała moje polecenie. Siedziała z podkulonymi nogami. Po kilkunastu minutach pościgu udało mi się ich zgubić.
- Nie warto wracać na noc do domu- zacząłem- namierzą nas. Musimy trzymać się z dala od centrum Londynu. Jechałem, więc dalej. Zatrzymałem się dopiero na działce pod miastem. Tam miałem dom...Rodzinny dom. Rzadko tam jeździłem. Za dużo wspomnień. Za dużo wszystkiego. Spoglądnąłem na nadal przerażoną twarz dziewczyny. Wysiadłem z samochodu i podałem jej rękę, aby pomóc jej także opuścić pojazd.
-Pięknie tutaj- zaczęła.
 
                                         Czytasz = komentujesz ♥

sobota, 15 marca 2014

Ważne !!

Zawieszam tego bloga jak i również mojego drugiego. Nie wiem czy jest sens pisania tych dwóch blogów, jak już napisałam na blogu O Louisie jest mi bardzo przykro że męczę się żeby napisać rozdział, a czytają go góra 3 osoby. Powinnam wrócić z tydzień lub kiedy zobaczę trochę więcej komentarzy pod tym postem aby mieć pewność że czyta go więcej osób. Żegnajcie :'(

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 5

______________________________________________________________________
- Czy wyglądam jak szofer? - prychnąłem. - Twoja KOBIETA - zaakcentowałam ironicznie. - A raczej dziwka sama trafi do galerii.
-Harry- jego głos był cięższy i pod denerwowany- nie chcę by włóczyła się sama, a jak zauważyłem całkiem dobrze ci się z nią rozmawia, nieprawdaż?- spojrzał wyczekująco na moją zaczerwienioną ze złości twarz.
- Oj spierdalaj no - mruknąłem wstając od stołu. Wziąłem kluczyki do auta i pociągnąłem za ramię zdezorientowaną Rose do wyjścia. Im szybciej tym lepiej.
-Ej!- krzyknęła tuż przed drzwiami- czy mogłabym chociaż się przebrać?! Na dworze chyba nie jest tak ciepło!
- Ughh ale szybko. - wywróciłem oczami.

~Rosemary~
Wbiegłam jak najszybciej na górę o mały włos się nie przewracając. Podbiegłam do szafy i wyjęłam z niej krótką, pliskowaną, czarną spódnicę, ciemnoniebieską
bluzę i czarne zakolanówki. Do tego porwałam czarną torebkę i na nogi założyłam Nike pod kolor bluzy. Gotowa zbiegłam do Stylesa.
- Chodź. - wziął mnie za rękę.
Autem pojechaliśmy do znanego mi centrum handlowego. Chodził za mną jak męczennik. Przymierzałam różne sukienki, ale mało która mi się podobało. Widziałam z niecierpliwienie w jego oczach. Wszedł do mojej przymierzalni i znów przyparł mnie do ściany.
-Co tym razem?- zarumieniłam się stojąc przed nim w samym staniku. Było mi go naprawdę szkoda. Jego ojciec rozkazywał mu, a ten musiał robić dokładnie wszystko według jego wskazówek...Inaczej pewnie skończyłoby się to...jak wtedy, gdy dowiedział, się o tym, że go okradli.
- Nic. Chcę cię pocałować. - ułożył dłonie na moich biodrach.
Patrzył mi w oczy opierając czoło o moje.
-To to zrób- wyszeptałam lekko przygryzając wargę. Co mi odbiło, żeby mu to powiedzieć? Ale pragnęłam tego. Chciałam poczuć smak jego różowych ust na moich...
Pochylił się bardziej i dotknął wargami moich. Zaczął mnie całować bardziej przyciągając do siebie.
Swoje dłonie ułożył na moich udach, po chwili podciągając je do góry, tak, że byłam zmuszona opleść swoimi nogami jego biodra. Dłonie wplotłam w jego loki i pochłonęłam się całkowicie w jego cieplym dotyku ust.
- A taka niewinna. - szepnął w moje rozgrzane wargi.
- Uczę się od najlepszych - odchyliłam się lekko od niego zarumieniona. Nienawidziłam tego w sobie. Zawsze gdy byłam poddenerwowana, lub się wstydziłam moją twarz oblewał ogromny rumieniec.
- Tak. - mruknął.
Jego usta przywarły do mojej szyi. Całował mnie od podbródka do obojczyka. Prawą ręką ścisnął moją pierś.
Lekko zajęczałam, czując jak twardnie. Moje mięśnie momentalnie się spięły.
- Lubię te nasze zakupy - zaśmiałam się szepcąc chłopakowi do ucha.
- Mi też się podobają. - wpił się w moje usta nie dając mi dojśc już do słowa. Jego dłoń mocno ścisnęła moje udo. Przejechał po nim, aż pod spódniczkę.
- Harry - zaczęłam lekko odpychając go od siebie- ja...ja nigdy tego nie robiłam- spuściłam lekko głowę.
- Wiem to. Wiem, że jesteś dziewicą. Nie mam zamiaru cię przelecieć
- Harry -syknęłam- błagam nie utrudniaj mi tego- mój głos byl przyśpieszony- nie chcę...by twój ojciec...no wiesz...
- O co ci chodzi?
- Jesteś takim idiotą czy się nim robisz? - zaśmiałam się, krążąc kciukiem bo jego ciemnym t-shircie- nie chcę by twój ojciec był tym pierwszym, ok?- kiedy to z siebie wydusiłam moje ciało zaczęło płonąc ze wstydu.
- Co? Ja mam się z tobą przespać? Ta sama krew Rose.
Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Moje oczy napełniły się momentalnie łzami. Chciałam to jakoś ukryć odwracając od niego głowę.
- Czego mam Ci nie robić - szlochałam- uwierz, nie chcę tego robić z kimś kto mnie wykorzystuje do swoich potrzeb- łkałam.
- Masz nie płakać dziewczyno.
- Przepraszam - otarłam ponownie łzy i spojrzałam w jego jasno zielone oczy. Nie mogłam z nich nic odczytać. Nie wiedziałam, czy się cieszy...czy jest zły. Po prostu NIC. Kompletna pustka…
- Kiedy ....masz z nim iść do łóżka?
- W przyszłym tygodniu- wyszeptałam jak najciszej tylko potrafiłam.
- Okay. Dobra, będę twoim pierwszym. - zgodził się a zaraz potem mnie pocałował.
Poczułam przyjemne mrowienie. Oderwaliśmy się od siebie, a ja lekko się zaśmiałam.
-Głupszej sytuacji się nigdy nie spodziewałam- zamilkłam na chwilę- ja prosząca chłopaka by mnie przeleciał...
- Haha. - zaśmiał się cicho. - Dobra, nie myśl już o tym. Bierz tę kieckęi idziemy. - postawił mnie z powrotem na podłodze. Wyszedł z przymierzalni.
-Harry- pisnęłam i wychyliłam głowę zza kotary- podejdź tutaj, proszę.
- Słucham? - zbliżył się do mnie.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie- nagły przypływ odwagi był czymś nie do opisania- to nic dla Ciebie nie będzie znaczyło, prawda?- stałam z grobową miną wpatrując się w zkłopotaną twarz Styles'a.
- Będzie. - pokiwał głową. - Poprosiłaś mnie o coś takiego to znaczy że mi ufasz.
Nie odpowiedziałam już nic, tylko pokiwałam lekko głową, a chłopak odszedł. Założyłam z powrotem moje ubrania i wyszłam z przymierzalni. Podeszłam do chłopaka, który stał oparty o ścianę sklepu i marszczył czoło, gdy co druga kobieta spoglądała w jego stronę.
- Weźmiemy tę czarną czy tę czarną?- poruszałam sukienkami przed nosem chłopaka.
- Weź tę- chłopak wskazał na skórzaną sukienkę ze złotymi dodatkami i zamkiem na przodzie, przechodzącym przez całą jej długość.
-Nie jest zbyt skąpa jak na wyścigi? No wiesz...może powinnam ubrać spodnie?
- To będziesz się wyróżniać za bardzo. Każda tam będzie w sukience. - podszedł nieco bliżej. - Posłuchaj. Chciałbym abyś dzisiaj jechała ze mną.
Moje serce przyśpieszyło, kiedy poczułam jego dłoń ma moim policzku. Jak zwykle obawiałam się reakcji jego ojca, a on chyba to wyczuł, bo po chwili dodał.
- On jeździ sam. Nie będzie problemu.
- To dobrze - uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach- a z Tobą bardzo chętnie pojadę- mój głos był lekko ściszony, a usta nie przestawały się uśmiechać.
- Cieszę się. No chodź szybko. Nudzi mi się.
- Nie marudź - wystawiłam mu język. Podeszłam do kasy, aby zapłacić, jednak ten znowu mi na to nie pozwolił. Uśmiech ogszczący na twarzy kasjerki i jej spojrzenia to na mnie to na bruneta dawały się we znaki. Kiedy w końcu wyszliśmy ze sklepu Harry objął mnie jedną ręką w talii, a w drugiej niósł moje zakupy. Czułam się dobrze przy nim. Oparłam głowę o jego ramię. Szliśmy przez centrum wchodząc do jeszcze paru innych sklepów. Chłopak o dziwo nie był dziś dla mnie wredny, ani nie czepiał się o nic. Wręcz przeciwnie. Był miły i troskliwy. Polubiłam tę stronę Harry'ego. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu w którym tym razem to chłopak się obkupił postanowiliśmy wracać do samochodu. Styles otworzył mi drzwi a następnie zapakował reklamówki i sam usiadł obok mnie, kładąc swoją dłoń na moim udzie. Zacisnął na nim palce i ruszył. Uśmiechał się i o dziwo ze mną rozmawiał. Jego dłoń przesunęła się ku górze i wślizgnęła pod spódniczkę znów.
- Harry! - skarciłam go wzrokiem- skup się na drodze!
- Nie martw się. - mrugnął do mnie..
Jego ręce były zbyt blisko mojego miejsca intymnego. Podskoczyłam lekko, gdy chłopak ocierał swoimi palcami o moje koronkowe majtki.
-Cholera, skończ-syknęłam.
- Bardzo ci to przeszkadza? - zapytał z firmowym uśmiechem. Przyśpieszył i wsunął dłoń dalej. Czemu ja go nie zatrzymuję niczym innym oprócz słowami? Coś w środku podpowiadało mi, że bardzo tego chcę. Zaczęło mi to się nawet bardzo podobać, ale w końcu oprzytomniałam i przypomniałam sobie o tym, że jedziemy samochodem. Dźwignęłam się lekko na nogach i z całych sił próbowałam odciągnąć od tego miejsca rękę Styles'a.
- Harry, nie teraz, nie tutaj, nie w samochodzie - wyliczałam spoglądając jak jego druga dłoń coraz mocniej zaciska się na kierownicy. Właśnie zdałam sobie sprawę, że doprowadziłam go do stanu, którego w nim nienawidziłam. Wkurzył się.
- Może to ja będę ustalał zasady dobra? - warknął na mnie.
Nie zabrał ręki. Wręcz usilniej, zdeterminowany dotknął mojej kobiecości. Najpierw przez materiał bielizny, a potem po prostu nagą skórę. Nie chciałam dać się tak traktować. Kiedy zatrzymaliśmy się w korku spojrzałam na niego piorunująco.
- Albo teraz przestaniesz, albo wychodzę - zagroziłam odpinając pasy. Mogłam się tego spodziewać, że miły i kochany Harry nie będzie dla mnie taki zbyt długo. Zabrał rękę i pochylił się. Zaczął mruczeć i szeptać mi rożne słowa do ucha przez co złagodniałam. Na podrywanie i uroku zna się jak nikt. Pocałował mnie jeszcze i uśmiechnął się ukazując dołeczki. W końcu korek się rozluźnił i zaczęliśmy jechać wolnym tempem. Cieszyłam się, że jednak potrafię postawić się temu w pewnym stopniu groźnemu chłopakowi. Nadal czułam na swoich ustach jego ciepło. Przejechałam kciukiem po dolnej wardze, lekko się uśmiechając. Dojechaliśmy pod dom. Zaparkował w garażu i wyjął moje zakupy. Postawił je przy schodach i udał się do kuchni. Udałam się za nim i nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego. Usiadłam przy wyspie popijając sok i obserwując dokładnie każdy jego ruch.
Wziął wodę i telefon. Oparł się o parapet i odpisał na wiadomość.
- Jesteś uzależniony? - zapytałam się ze śmiechem, spoglądając jak zachłannie klika coś w mały ekran.
- Bardzo. - wystawił mi język.
Zaśmiałam się ponownie i odkładając szklankę do zlewu zaczęłam iść w stronę swojego pokoju.
______________________________________________________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze! ♥

CZYTASZ= KOMENTUJESZ ♥