Baby can you hear me
When I'm crying out for you
I'm scared oh so scared
But when you're near me
I feel like I'm standing with an army
I am armed with weapons
____________________________________________________________________
- To ... - uniósł klatkę, aby coś powiedzieć. - Nie... -
wszystko przychodziło mu z trudem.
- Proszę nie mów nic- przerwałam mu. Widziałam jak wiele go
to kosztowało. Bólu. Cierpienia. Nie chciałam sprawiać by cierpiał jeszcze
bardziej- zostanę przy tobie, tak długo jak będę mogła.
- Kartkę. - wydusił po chwili. Zakasłał patrząc na mnie. -
Daj…
-Cii- przysunęłam palec do jego ust- zrozumiałam- posłałam
mu lekki uśmiech i zajrzałam do swojej torebki. Niestety nie miałam w niej
kartki, ale był w niej mój Ipad. Odblokowałam go i włączyłam notatnik.
Wręczyłam go chłopakowi do jednej ręki, pomagając w utrzymaniu go.
Myląc się napisał mi wiadomość. Zrozumiałam znaczenie.
"To nie jest twoja wina. Nie mów tak. Nie obwiniaj się" Ręka mu z
powrotem upadła a ja złapałam urządzenie.
-Harry, oboje wiemy, że to moja wina. Ale zakończmy ten
temat. Nie chcę cię przemęczać- dotknęłam delikatnie kciukiem jego dolnej
wargi. Nie była tak różowa jak zwykle...ale nadal była idealna, dla mnie.
Pokręcił powoli głową. - Moja. - wydyszał i zamknął oczy. -
Wina.
Nie mówiłam już nic. Choć wiedziałam swoje, chciałam
oszczędziś mu wysiłku, nerwów. Stałam chwilę nad nim mierząc każdy kawałek jego
ciała. Delikatnie dotykałam jego tors, tam gdzie nie był obity, jego twarz...
Jeszcze kilka dni temu siedział w mojej sypialni trzymając mnie na kolanach, a
teraz leżał na w pół żywy...Przeze mnie.
Serce biło mu bardzo powoli. Tak wskazywał ekran. Modliłam
się, aby nagle nie pojawiła się linia ciągłą. To byłoby coś okropnego. Nie. Tak
się nie stanie. Nie potrafiłam siedzieć tam i wpatrywać się w prawie nie
ruszającą się klatkę piersiową. Łzy mimo wszystko spływały po moich policzkach.
Harry leżał z zamkniętymi oczami. Nasze dłonie złączone były w uścisku.
Jego uścisk zaczął słabnąć. Ręka opadła prostopadle do
podłogi. Maszyna zaczęła piszczeć. Zaczęłam krzyczeć jego imię i błagać by się
ocknął. Kilkunastu lekarzy przybiegło szybko na salę. Jedna z pielęgniarek
wyprosiła mnie za drzwi, tłumacząc, że nie mogę dłużej tam zostać. Nie chciałam
wychodzić, nie chciałam go zostawiać... MOJEGO Harry'ego. W końcu i tak znalazłam się na korytarzu w
ramionach Louisa. Wszystko mogłam obserwować przez szybe. To było okropne. Moje
oczy nie spuszczały wzroku z biegających lekarzy. Wystraszyłam się kiedy
przywieziono pod jego łóżko dużą, żółtą maszynę. Defibrylator. Nagle wszyscy
się odsunęli, a jeden z lekarzy ułożył dwa małe 'żelazka' na klatce chłopaka.
Widząc jak jego ciało dźwiga się pod wpływem tych porażeń zaczęłam mocniej
płakać. W zasadzie to nie był płacz, a raczej krzyk.
- Rose. Rose, cicho. - powtarzał co chwila niebieskooki
trzymając moje ramiona. - Uspokój się. Proszę cię. Cicho.
- Jak mam być cicho skoro jedyna osoba, na której mi zależy
właśnie umiera- łkałam w t-shirt chłopaka. Tak bardzo nie chciałam by Harry
odszedł. Nie gdy dopiero co go poznałam, nie gdy zrozumiałam, że darzę go
jakimś uczuciem... On nie może tak po prostu odejść... Aluś
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ta... żartuje- prychnęłam- Louis... on nie umrze, prawda?
Zależy mu na mnie, tak?- zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Zawsze tak mam kiedy
czymś się przejmuję. Albo płaczę, albo zadaję mnóstwo pytań. Albo po prostu
jedno i drugie.
- Zależy. Nie umrze. - przytulił mnie. Zayn stał obok nas
równie przestraszony. Obserwowal to co my zza szyby.
Przyjechała tam cała czwórka. Louis, Zayn, Niall i Liam. Nie było
tylko jednej ważniej osoby w jego życiu... jego ojca. Nadal twierdził, że Harry
pojechał się zreklaksować, oderwać od świata.
- Nie powiedziałem mu. - odezwał się Niall. - Jego to nawet
nie obchodzi. - gdy wypowiedział to słowo ciało Harry'ego znów poderwało się do
góry. Nie odpowiedziałam nic na te słowa. Zresztą jak każdy. Staliśmy tam
jeszcze kilka minut, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Strach paraliżujący moje
ciało był nie do opisania. Ściskałam mocno ramię Louisa, a zęby zaciskałam z
całych sił, by tylko nie wybuchnąć głośnym krzykiem. Modliłam się by Harry żył.
Tak cholernie tego pragnęłam.
- Musi odpocząć .- oznajmił. Wszyscy jak na zawołanie
odetchnęli z ulgą...Żył
- Czy...- zaczęłam lekko przygryzając wargę- mogę do niego
wejść?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. On i tak zaraz zaśnie. - pokiwal głową. Odszedł do
swojego gabinetu. Louis puścił moje ramiona abym mogła wejść do sali.
Wyszeptałam bezgłośne dziękuję w stronę całej czwróki i usiadłam ponownie na
krześle obok chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego i wpatrywałam się w jego
zamknięte oczy.
Tyle strachu i obaw. Nagle to wyparowalo. Wszystkie emocje
zastąpiła ulga. Delikatnie scisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on
zrobił dokładnie to samo. Wiedziałam, że wiele kosztuje go każde ruszenie
twarzą, czy ręką. Doceniałam to tak bardzo... Kiedy siedziałam już dłuższą
chwilę obok chłopaka w mojej kieszeni zawibrował telefon.
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
Nie odpisałam mu. Byłam wściekła za jego zachowanie. Teraz
to nie on mnie obchodził. Teraz liczył się Harry.
Naprawdę
dziwne uczucie widzieć osobę, której tak bardzo się obawiało, bało w takim
stanie. Myśl, że jego serce może ponownie przestać bić nie opuszczała mnie na
sekundę. Ale głęboko wierzyłam, że tak się nie stanie. A przynajmniej chciałam.
Godziny mijał szybko, zbyt szybko. Harry ciągle spał... lub leżał z zamkniętymi
oczami. Widziałam jak wszystko sprawia mu ogromny ból. Po raz pierwszy wtedy
poczułam, że nie mogę go już nigdy zostawić. Że ja i on... że mamy szansę na
coś więcej.
- Rose,
musisz wrócić do domu. - W sali pojawił się Niall.
Okrył mnie
marynarką i zabrał moje rzeczy
Lekko się
spierałam, ale wiedziałam, że jest już późno a lekarze i tak nie pozwolą zostać
mi przy nim na noc. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech i udałam się z nim do
jego czarnego, wysokiego samochodu. Odwiózł mnie prosto do domu. Nie miałam
odwagi wejść sama, więc Niall poszedł ze
mną do środka. James czekał w salonie pisząc coś w komputerze. Gdy tylko nas
zobaczył, odłożył laptopa i ruszył w naszym kierunku.
- Gdzie ty
byłaś do jasnej cholery?!
Wiedziałam
ze jego reakcja nie będzie zbyt mila. Moj oddech przyspieszył. Starałam się
załagodzić sytuacje kładąc swoja dłoń na jego klatce piersiowej.
- Pytam się
gdzie byłaś! – złapał moje ramiona.
- James. –
odezwał się Nialler odsuwając go ode mnie. – Uspokój się. W przeciwieństwie do
ciebie przejęła się losem twojego syna, który leży w stanie ciężkim na oiomie.
- Co?!-
warknął w stronę blondyna. Jego dłonie momentalnie powędrowały na moje nadgarstki
i mocno je przytrzymywał.
- To przy
nim siedziałaś tak? Czemu kurwa do niego się tak lepisz?!- krzyczał na mnie.
- Nie
prawda. - odparłam drżącym głosem. - Nie lepię się... Ja po prostu byłam...
Chciałam wiedzieć co z nim.
- James do
cholery! - Blondyn mocno go odepchnął. - Idź na górę! – warknął do mnie.
- Nie -
odpowiedziałam spoglądając to na James'a to na Niall'a. Nie chciałam by ta
rozmowa skończyła się tak jak ta miedzy Harrym a jego ojcem. Wolałam zostać.
Musiałam.
- Co mu się
stało? – syknął do Niallera.
- Jechał na
swoim harleyu i miał poważny wypadek- chłopak zaczął opowiadać o wszystkim co
się wydarzyło i o urazach jakich Harry doznał. Pomimo, ze wiedziałam to
wszystko to nadal mnie bolało. Jak Harry był bardzo poszkodowany... Moje oczy
były zaszklone, jednak James tego nie dostrzegł. I dobrze.
Mężczyzna
był bardzo zdenerwowany. Wyszedł z blondynem z domu i dzisiaj już nie wrócili.
Usiadłam na fotelu ocierając łzy. Podeszła do mnie Melinda i objęła czule
ramieniem.
- Dziękuje -
wyszeptałam, gdy kobieta podała mi paczkę chusteczek. Obejmowała mnie jeszcze
przez chwile po czym wyszeptała w moim kierunku.
- Widzę jak
na ciebie patrzy. To niesamowite. Kocha cię i dla ciebie z tego wyjdzie-
przytuliła mnie ponownie, a ja po tych słowach wybuchłam jeszcze większym
płaczem.
~*~
Z rana
ubrałam się i zjadłam jakiekolwiek śniadanie. Skorzystałam z tego, że Jamesa
nie ma i zadzwoniłam po Louis’a. Złapał moją rękę i pociągnął mnie do auta, gdy
już po mnie przyjechał. Dobrze wiedział, gdzie chcę jechać. Po kilkunastu
minutach znajdowaliśmy się na parkingu szpitalnym. Rzuciłam bezgłośne
"Dziękuje" i czym prędzej ruszyłam w stronę sali Harry'ego.
Zdezynfekowałam ręce i weszłam do niego.
Byłam
przerażona tym co usłyszałam i zobaczyłam. Dwie pielęgniarki próbowały uspokoić
chłopaka, którego ciało opadało się i podnosiło. Krzyczał coś z bólu i z
koszmaru. Każdy ruch wywoływał cierpienie, ale on był w amoku. Podbiegłam jak
najszybciej do roztrzęsionego chłopaka i przyłożyłam swoją dłoń do jego
rozgrzanego policzka. Ułożyłam swoje czoło na jego wymawiając w kółko jego
imię. Miałam nadzieje ze w końcu się zbudzi.
- Harry,
proszę obudź się, jestem przy tobie, słyszysz?
- Aaa! –
krzyknął raz jeszcze i opadł z jękiem na łóżko.
Usłyszałam
gruchot jakiejś kości. Odwrócił głowę zaciskając zęby. Na szyi pojawiły się
wystające tętnice. Widok tak bardzo
cierpiącego chłopaka był dla mnie nie pojęty. Usiadłam na najmniejszym skrawku
lóżka i mocno trzymałam jego dłoń, co jakiś czas ocierając lżę spływającą po
policzku.
Obudził się.
Otworzył oczy, a po policzkach płynęły słone krople. Pielęgniarki podłączyły
kolejną kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Po chwili jednak został zabrany na
stół. Lekarz powiedział mi, że złamał
kość barkową.
- Czemu… -
przełknął ślinę i wziął powietrza. – tu jesteś?
- Bo się o
ciebie martwię -już chciałam powiedzieć cos więcej, ale bałam się jego reakcji
zamiast tego wyszeptałam zbliżając swoja twarz do jego - zależy mi na tobie i
cholernie żałuje tego jak cię potraktowałam.
Zabrał swoją
rękę. Myślałam, że jest zły. Spuściłam głowę, gdy on podniósł delikatnie ramię
i pokazał, abym podeszła. Ucieszyłam się na ten gest i zrobiłam to o co mnie
prosił. Przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Zwilżył końcem języka wargę i zaczął
mówić.
-
Przepraszam. – wychrypiał. – Naprawdę… Przepraszam.
- Harry nie
masz za co mnie przepraszać- przejechałam kciukiem po jego podbródku. Tak
cholernie było mi ciężko wpatrując się w jego przepełnione bólem zielone
źrenice. Dlaczego mnie przepraszał? Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji
musi czuć się czemuś winny?
Heej ;** przepraszam za moją nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu aby dodać rozdział więc przepraszam :)
Czytasz = komentujesz <33