poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 9

Baby can you hear me
When I'm crying out for you 
I'm scared oh so scared
But when you're near me
I feel like I'm standing with an army 
I am armed with weapons
____________________________________________________________________
- To ... - uniósł klatkę, aby coś powiedzieć. - Nie... - wszystko przychodziło mu z trudem.
- Proszę nie mów nic- przerwałam mu. Widziałam jak wiele go to kosztowało. Bólu. Cierpienia. Nie chciałam sprawiać by cierpiał jeszcze bardziej- zostanę przy tobie, tak długo jak będę mogła.
- Kartkę. - wydusił po chwili. Zakasłał patrząc na mnie. - Daj…
-Cii- przysunęłam palec do jego ust- zrozumiałam- posłałam mu lekki uśmiech i zajrzałam do swojej torebki. Niestety nie miałam w niej kartki, ale był w niej mój Ipad. Odblokowałam go i włączyłam notatnik. Wręczyłam go chłopakowi do jednej ręki, pomagając w utrzymaniu go.
Myląc się napisał mi wiadomość. Zrozumiałam znaczenie. "To nie jest twoja wina. Nie mów tak. Nie obwiniaj się" Ręka mu z powrotem upadła a ja złapałam urządzenie.
-Harry, oboje wiemy, że to moja wina. Ale zakończmy ten temat. Nie chcę cię przemęczać- dotknęłam delikatnie kciukiem jego dolnej wargi. Nie była tak różowa jak zwykle...ale nadal była idealna, dla mnie.
Pokręcił powoli głową. - Moja. - wydyszał i zamknął oczy. - Wina.
Nie mówiłam już nic. Choć wiedziałam swoje, chciałam oszczędziś mu wysiłku, nerwów. Stałam chwilę nad nim mierząc każdy kawałek jego ciała. Delikatnie dotykałam jego tors, tam gdzie nie był obity, jego twarz... Jeszcze kilka dni temu siedział w mojej sypialni trzymając mnie na kolanach, a teraz leżał na w pół żywy...Przeze mnie.
Serce biło mu bardzo powoli. Tak wskazywał ekran. Modliłam się, aby nagle nie pojawiła się linia ciągłą. To byłoby coś okropnego. Nie. Tak się nie stanie. Nie potrafiłam siedzieć tam i wpatrywać się w prawie nie ruszającą się klatkę piersiową. Łzy mimo wszystko spływały po moich policzkach. Harry leżał z zamkniętymi oczami. Nasze dłonie złączone były w uścisku.
Jego uścisk zaczął słabnąć. Ręka opadła prostopadle do podłogi. Maszyna zaczęła piszczeć. Zaczęłam krzyczeć jego imię i błagać by się ocknął. Kilkunastu lekarzy przybiegło szybko na salę. Jedna z pielęgniarek wyprosiła mnie za drzwi, tłumacząc, że nie mogę dłużej tam zostać. Nie chciałam wychodzić, nie chciałam go zostawiać... MOJEGO Harry'ego.  W końcu i tak znalazłam się na korytarzu w ramionach Louisa. Wszystko mogłam obserwować przez szybe. To było okropne. Moje oczy nie spuszczały wzroku z biegających lekarzy. Wystraszyłam się kiedy przywieziono pod jego łóżko dużą, żółtą maszynę. Defibrylator. Nagle wszyscy się odsunęli, a jeden z lekarzy ułożył dwa małe 'żelazka' na klatce chłopaka. Widząc jak jego ciało dźwiga się pod wpływem tych porażeń zaczęłam mocniej płakać. W zasadzie to nie był płacz, a raczej krzyk.
- Rose. Rose, cicho. - powtarzał co chwila niebieskooki trzymając moje ramiona. - Uspokój się. Proszę cię. Cicho.
- Jak mam być cicho skoro jedyna osoba, na której mi zależy właśnie umiera- łkałam w t-shirt chłopaka. Tak bardzo nie chciałam by Harry odszedł. Nie gdy dopiero co go poznałam, nie gdy zrozumiałam, że darzę go jakimś uczuciem... On nie może tak po prostu odejść... Aluś
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ta... żartuje- prychnęłam- Louis... on nie umrze, prawda? Zależy mu na mnie, tak?- zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Zawsze tak mam kiedy czymś się przejmuję. Albo płaczę, albo zadaję mnóstwo pytań. Albo po prostu jedno i drugie.
- Zależy. Nie umrze. - przytulił mnie. Zayn stał obok nas równie przestraszony. Obserwowal to co my zza szyby.
Przyjechała tam cała czwórka. Louis, Zayn, Niall i Liam. Nie było tylko jednej ważniej osoby w jego życiu... jego ojca. Nadal twierdził, że Harry pojechał się zreklaksować, oderwać od świata.
- Nie powiedziałem mu. - odezwał się Niall. - Jego to nawet nie obchodzi. - gdy wypowiedział to słowo ciało Harry'ego znów poderwało się do góry. Nie odpowiedziałam nic na te słowa. Zresztą jak każdy. Staliśmy tam jeszcze kilka minut, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Strach paraliżujący moje ciało był nie do opisania. Ściskałam mocno ramię Louisa, a zęby zaciskałam z całych sił, by tylko nie wybuchnąć głośnym krzykiem. Modliłam się by Harry żył. Tak cholernie tego pragnęłam.
- Musi odpocząć .- oznajmił. Wszyscy jak na zawołanie odetchnęli z ulgą...Żył
- Czy...- zaczęłam lekko przygryzając wargę- mogę do niego wejść?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. On i tak zaraz zaśnie. - pokiwal głową. Odszedł do swojego gabinetu. Louis puścił moje ramiona abym mogła wejść do sali. Wyszeptałam bezgłośne dziękuję w stronę całej czwróki i usiadłam ponownie na krześle obok chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego i wpatrywałam się w jego zamknięte oczy.
Tyle strachu i obaw. Nagle to wyparowalo. Wszystkie emocje zastąpiła ulga. Delikatnie scisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił dokładnie to samo. Wiedziałam, że wiele kosztuje go każde ruszenie twarzą, czy ręką. Doceniałam to tak bardzo... Kiedy siedziałam już dłuższą chwilę obok chłopaka w mojej kieszeni zawibrował telefon.
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
Nie odpisałam mu. Byłam wściekła za jego zachowanie. Teraz to nie on mnie obchodził. Teraz liczył się Harry.
Naprawdę dziwne uczucie widzieć osobę, której tak bardzo się obawiało, bało w takim stanie. Myśl, że jego serce może ponownie przestać bić nie opuszczała mnie na sekundę. Ale głęboko wierzyłam, że tak się nie stanie. A przynajmniej chciałam. Godziny mijał szybko, zbyt szybko. Harry ciągle spał... lub leżał z zamkniętymi oczami. Widziałam jak wszystko sprawia mu ogromny ból. Po raz pierwszy wtedy poczułam, że nie mogę go już nigdy zostawić. Że ja i on... że mamy szansę na coś więcej.
- Rose, musisz wrócić do domu. - W sali pojawił się Niall.
Okrył mnie marynarką i zabrał moje rzeczy
Lekko się spierałam, ale wiedziałam, że jest już późno a lekarze i tak nie pozwolą zostać mi przy nim na noc. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech i udałam się z nim do jego czarnego, wysokiego samochodu. Odwiózł mnie prosto do domu. Nie miałam odwagi wejść sama, więc  Niall poszedł ze mną do środka. James czekał w salonie pisząc coś w komputerze. Gdy tylko nas zobaczył, odłożył laptopa i ruszył w naszym kierunku.
- Gdzie ty byłaś do jasnej  cholery?!
Wiedziałam ze jego reakcja nie będzie zbyt mila. Moj oddech przyspieszył. Starałam się załagodzić sytuacje kładąc swoja dłoń na jego klatce piersiowej.
- Pytam się gdzie byłaś! – złapał moje ramiona.
- James. – odezwał się Nialler odsuwając go ode mnie. – Uspokój się. W przeciwieństwie do ciebie przejęła się losem twojego syna, który leży w stanie ciężkim na oiomie.
- Co?!- warknął w stronę blondyna. Jego dłonie momentalnie powędrowały na moje nadgarstki i mocno je przytrzymywał.
- To przy nim siedziałaś tak? Czemu kurwa do niego się tak lepisz?!- krzyczał na mnie.
- Nie prawda. - odparłam drżącym głosem. - Nie lepię się... Ja po prostu byłam... Chciałam wiedzieć co z nim.
- James do cholery! - Blondyn mocno go odepchnął. - Idź na górę! – warknął do mnie.
- Nie - odpowiedziałam spoglądając to na James'a to na Niall'a. Nie chciałam by ta rozmowa skończyła się tak jak ta miedzy Harrym a jego ojcem. Wolałam zostać. Musiałam.
- Co mu się stało? – syknął do Niallera.
- Jechał na swoim harleyu i miał poważny wypadek- chłopak zaczął opowiadać o wszystkim co się wydarzyło i o urazach jakich Harry doznał. Pomimo, ze wiedziałam to wszystko to nadal mnie bolało. Jak Harry był bardzo poszkodowany... Moje oczy były zaszklone, jednak James tego nie dostrzegł. I dobrze.
Mężczyzna był bardzo zdenerwowany. Wyszedł z blondynem z domu i dzisiaj już nie wrócili. Usiadłam na fotelu ocierając łzy. Podeszła do mnie Melinda i objęła czule ramieniem.
- Dziękuje - wyszeptałam, gdy kobieta podała mi paczkę chusteczek. Obejmowała mnie jeszcze przez chwile po czym wyszeptała w moim kierunku.
- Widzę jak na ciebie patrzy. To niesamowite. Kocha cię i dla ciebie z tego wyjdzie- przytuliła mnie ponownie, a ja po tych słowach wybuchłam jeszcze większym płaczem.
~*~
Z rana ubrałam się i zjadłam jakiekolwiek śniadanie. Skorzystałam z tego, że Jamesa nie ma i zadzwoniłam po Louis’a. Złapał moją rękę i pociągnął mnie do auta, gdy już po mnie przyjechał. Dobrze wiedział, gdzie chcę jechać. Po kilkunastu minutach znajdowaliśmy się na parkingu szpitalnym. Rzuciłam bezgłośne "Dziękuje" i czym prędzej ruszyłam w stronę sali Harry'ego. Zdezynfekowałam ręce i weszłam do niego.
Byłam przerażona tym co usłyszałam i zobaczyłam. Dwie pielęgniarki próbowały uspokoić chłopaka, którego ciało opadało się i podnosiło. Krzyczał coś z bólu i z koszmaru. Każdy ruch wywoływał cierpienie, ale on był w amoku. Podbiegłam jak najszybciej do roztrzęsionego chłopaka i przyłożyłam swoją dłoń do jego rozgrzanego policzka. Ułożyłam swoje czoło na jego wymawiając w kółko jego imię. Miałam nadzieje ze w końcu się zbudzi.
- Harry, proszę obudź się, jestem przy tobie, słyszysz?
- Aaa! – krzyknął raz jeszcze i opadł z jękiem na łóżko.
Usłyszałam gruchot jakiejś kości. Odwrócił głowę zaciskając zęby. Na szyi pojawiły się wystające tętnice.  Widok tak bardzo cierpiącego chłopaka był dla mnie nie pojęty. Usiadłam na najmniejszym skrawku lóżka i mocno trzymałam jego dłoń, co jakiś czas ocierając lżę spływającą po policzku.
Obudził się. Otworzył oczy, a po policzkach płynęły słone krople. Pielęgniarki podłączyły kolejną kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Po chwili jednak został zabrany na stół.  Lekarz powiedział mi, że złamał kość barkową. 
- Czemu… - przełknął ślinę i wziął powietrza. – tu jesteś?
- Bo się o ciebie martwię -już chciałam powiedzieć cos więcej, ale bałam się jego reakcji zamiast tego wyszeptałam zbliżając swoja twarz do jego - zależy mi na tobie i cholernie żałuje tego jak cię potraktowałam.
Zabrał swoją rękę. Myślałam, że jest zły. Spuściłam głowę, gdy on podniósł delikatnie ramię i pokazał, abym podeszła. Ucieszyłam się na ten gest i zrobiłam to o co mnie prosił. Przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Zwilżył końcem języka wargę i zaczął mówić.
- Przepraszam. – wychrypiał. – Naprawdę… Przepraszam.
- Harry nie masz za co mnie przepraszać- przejechałam kciukiem po jego podbródku. Tak cholernie było mi ciężko wpatrując się w jego przepełnione bólem zielone źrenice. Dlaczego mnie przepraszał? Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji musi czuć się czemuś winny?
 
 Heej ;** przepraszam za moją nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu aby dodać rozdział więc przepraszam :) 
Czytasz = komentujesz <33

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 8

I see your face, I look in your eyes,
What you feel is no surprise,
Everyone needs something to believe in,
Tell me your dreams, I’ll tell you mine,
In our hearts we’ll look inside,
And see all of the colors of the rainbow,
I know!
______________________________________________________________________
~Harry~
Usiadłem na fotelu u Louisa i wyciągnąłem nogi. Przyjaciel zajął miejsce na kanapie obok Zayna. Podrzucałem swój telefon nic nie mówiąc co było do mnie nie podobne.
-Harry- zaczął Louis- chodzi o tę laskę, tak?
- Tak.
- Może rozwiniesz swoją wypowiedź?- zaśmiał się Zayn gładząc ręką po swojej króciutkiej brodzie.
- A może nie? - prychnąłem.
- Jak się zaczyna to się kończy- Louis wystawił mi język i podszedł do lodówki wyjmując dużą butelkę wódki.
- O! Daj mi to, daj proszę!
- Ty? - zaśmiał się Louis- nie ma mowy. Upijesz się, wywołasz wypadek, albo jeszcze przelecisz tą dziunie- szturchnął łokciem Liam'a i oboje wybuchli śmiechem.
- Już to zrobiłem. - syknąłem. - I była dziewicą i było świetnie! Dawaj to!
-Wróć, wróć- chłopak wyrwał mi butelkę- przeleciałeś ją? Rozdziewiczyłeś i zamiast ją dalej bzykać siedzisz tu i się rozpijasz?- jego ton był nie tylko zaskoczony, ale i można było wyczuć nutkę wkurzenia.
- Przepraszam cię bardzo, a co mam do cholery robić? Nie ma miłego Harry'ego. Jest syn jej pana.
- Czekaj, pogubiłem się. Z początku za nią biegałeś, przeleciałeś ją, wcześniej niż twój ojciec, podobno było świetnie i teraz co? Olejesz ją?- stał i nie pozwalał odebrać sobie butelki- jesteś dupkiem.
- To już wiemy od dawna. Dla jej dobra to robię. Louis zastanów się co mówisz. On zabiję mnie, a na niej się zemści.
- Czy ktoś kazał ci jemu o tym gadać? - mówił jak gdyby było to oczywiste- jak do tej pory udało ci się trzymać spotkania z nią w tajemnicy, więc nie rozumiem w czym problem- w końcu polał mi do szklanki- twój ojciec jest skurwielem, ale chyba nie zabiłby cię za to, że się zakochałeś.
- Nie zakochałem sie, kurwa
- Mam pomysł. - odezwał się Malik. - Spijmy go i wtedy będzie gadał prawdę.
- W dupach wam się poprzewracało. Nic wam nie powiem- wypiłem duszkiem truciznę ze szklanki i szybko popiłem to cocą.
- Tak, tak. - zaśmiali się. Po kilkudziesięciu minutach nie wiedziałem co sie wokół mnie dzieje. Zasnąłem na kanapie odurzony alkoholem. Gdy wróciłem do domu był późny wieczór. Zdązyłem wytrzeźwieć. Dałem chłopcom plany akcji, na którą się udali. Odwiesiłem kurtkę na wieszak i poszedłem na górę. O dziwo było cicho, żadnych jęków, niczego. Wszedłem niby przez pomyłkę do pokoju dziewczyny.
Słyszałem, że jest w łazience i bierze prysznic. Usiadłem na łóżku biorąc do rąk materiał jej koszulki nocnej. Była bardziej skąpa niż ta w której widziałem ją po raz pierwszy. Przypomniałem sobie, gdy ją kupowaliśmy. Rose nie miała odwagi iść do kasy, by za nią zapłacić, więc wysłała mnie. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Przynajmniej będzie się w niej ładnie prezentować. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i dziewczyna wyszła owinięta białym ręcznikiem z pomieszczenia. Zmieszała się na mój widok.
- Hej. - mruknąłem.
-Hej?- odpowiedziała niepewnie.
- Za co?- zapytała podchodząc bliżej- za to, że jesteś takim dupkiem, czy, że rano dałeś taki popis?
- Nie rozumiesz. - popatrzyłem jej w oczy. - Mój ojciec mimo wszystko uderzył nie jedną kobietę. Gdyby zauważył że między nami jest jakaś więzień, zemściłby się.
- Masz rację, nie rozumiem- odparła- skoro nie chcesz by między nami coś było...zrozumiem, ale proszę nie rań mnie w ten sposób. Milczenie i unikanie mnie nie rozwiąże tego problemu- dodała a jej oczy się zaszkliły. Jej wrażliwość była naprawdę nie do pojęcia.
- Chcę. O to w tym wszystkim chodzi. Bardzo chcę.
-Harry- podeszła bliżej mnie i usiadła na moich kolanach- to zrób wszystko by się udało. Twój ojciec mnie nie kocha, więc jak może mu na mnie zależeć?
- Jestes jego, a on co jego broni. Nie wiem ile się tobą pobawi. Rok? Może więcej, może mniej.
- Harry- przejechała dłonią po moim policzku- zrobię wszystko by móc poczuć twój dotyk, by móc być blisko siebie. Bez względu na konsekwencje...Jesteś jedyną osobą, której nie boję się w pełni zaufać, nie schrzań tego.
- Musisz przywyknąć do rozczarowań - mruknąlem. - Ja chrzanie wszystko. Nie jestem taki jak ty . Tobie trzeba okazywać uczucia..no i być miłym. A ja cię łatwo zranie.
- Harry, gdy zobaczyłam Cię pierwszy raz nawet nie wiesz jak bardzo się ciebie bałam. Ale zobacz, siedzę teraz tobie na kolanach... nie jesteś taki zły jak ci się wydaje. Potrafisz być czuły, delikatny, jeśli chcesz- uśmiechnęła się znacząco do mnie, na co cmoknąłem jej długą szyję- nie boję się, że mnie zranisz. Bo wiem, że tego nie zrobisz... nie celowo.
- Tak, kochanie ale to nadal jest trudne. Bo mi na tobie zależy. To dziwne, bo nigdy nie zależało na żadnej kobiecie. Ale ty jesteś inna. Przejmuje się tobą. Teraz jak zobaczę cię przy ojcu to będę wychodził z siebie. Albo jak pomyśle że sypiacie ze sobą co dzień.
- Obiecuję, że nigdy nie będę myślała o twoim ojcu, jak o kimś więcej. A podczas seksu... w myślach będę z tobą i tylko z tobą. Zrozumiem jeśli teraz odpuścisz sobie nas. Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla nas. Ale wierzę w nas, jak w nikogo innego.
- Położyłem dłonie na jej biodrach i oparlem głowę o ramię dziewczyny. - Na razie nie wzbudzajmy podejrzeń ok? Niech wszystko ochlonie. Wcale nie rezygnuje.
- Czyli odpuszczasz?- zapytała wstając na przeciwko mnie.
- Nie. Nie chcę, aby się domyśli.
-Mhm- mruknęła. Zabrała koszulę i udała się w stronę łazienki.
- Dla twojego dobra. - dodałem wstając.
- No okej- podniosła głos- wystarczy jak powie mi się coś raz. Potrafię coś zrozumieć. A teraz wybacz, naprawdę muszę się przygotować, czeka mnie ostry seks z twoim ojczulkiem- wiedziała, że tymi słowami mnie zrani. Taki był ich zamiar. Posłała mi sztuczny uśmiech i zamknęła się w pomieszczeniu. Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę.
- Jasne. Zachowuj się tak dalej! - krzyknąłem wkurwiony. - Na pewno dojdziemy do porozumienia. - wyszedłem z pokoju. Zabrałem klucze od motocyklu i wybieglem z domu. Wsiadlem na maszynę odpalając ją.
Nie zważałem na późną porę. Przyśpieszałem jak tylko było to możliwe. Jak doszło do tego, że potrafiła tak bardzo zranić mnie kilkoma słowami? Dlaczego taka była? Zawsze musiała postawić na swoim. Zawsze. Nie mogłem mieć innego zdania, bo się obrażala. Ba, powodowała że miałem wyrzuty sumienia a i tak wariowalem na punkcie Rosemary. To było naprawdę niesamowite jak ta dziewczyna na mnie działała. Potrafiłem się opanować i nie krzyczeć na nią, gdy doprowadzała mnie do stanu agresji. Uczyła mnie delikatności...miłości wobec drugiej osoby. Ale potrafiła też zaleźć mi za skórę. Tak jak zrobiła to kilkanaście minut temu. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem było to, aby wszystkie emocje opadły. Aby ojciec przestał się domyślać. I tak jest na mnie zły, bo kręcę się w okół jego partnerki. Wariactwo. Jechałem coraz szybciej. Deszcz mocno zacinał. Nie zauważylem auta. To był moment...
~Rosemary~
James nie dał w nocy z wygraną. Zabrał mnie do swojego łóżka. Tam był aż agresywny. Nie było delikatności. Żałowałam kłótni z Harrym. On by mi to zrekompensował. Ale nic z tego. Nie było go rano. Popołudniu. Ani wieczorem. Następnego dnia równie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. James nie przejmował się tym jakoś specjalnie. Twierdził, że Harry tak ma. Lubi znikać. Jednak moje serce podpowiadało mi coś innego...
Gdy byłam na spacerze zatrzymał mnie Louis z Niallem. Byli bardzo zdenerwowani.
 - O co chodzi?- zapytałam spoglądając na ich zatroskane twarze.
Moja twarz momentalnie zbladła. Nie wiem dlaczego...Czułam, że wydarzy się coś czego tak cholernie się bałam. Uśmiech zszedł z moich ust, a oczy lekko się zaszkliły.
- Jakiego?- zapytałam przgryzając wargę, by tylko nie pozwolić łzą opuścić oczu.
- Wiesz jakiego. - mruknął Zayn. - Harry ... Trafił do szpitala.
Sama nie wiem po co zadałam to pytanie. Chyba liczyłam na to, że to nie będzie motocykl Harry'ego. Nie kryłam już dłużej swoich łez. Spłynęły po moim policzku.
-Proszę, zawieźcie mnie do niego- wyszeptałam przez płyn spływajacy po mojej twarzy, a w szczególności po policzkach. Popatrzyli na siebie bezradnie wzruszając ramionami.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Mam w dupie czy to dobry pomysł, czy nie. Jasne?!- fuknęłam ze złością- Muszę do niego jechać. Albo wy mnie tam zabierzecie, albo pojadę sama!- nie potrafiłam mówić normalnie. Głos mi drżał, a łzy ciągle na nowo napełniały moje oczy. To była moja wina. To przeze mnie Harry miał wypadek i leży teraz w szpitalu. Podburzyłam go...zraniłam. Podczas gdy on się rozbijał ja uprawiałam seks z jego ojcem... Na dodatek ten skończony dupek nawet nie zainteresował się nieobecnością swojego syna.
Byłam wściekła, smutna,.rozdarta. wszystkie emocje przeze mnie przemawiały. Louis zabrał mnie do auta. Jechał dość szybko łamiąc zakazy ruchu drogowego. Zaparkowł na szpitalnym parkingu i wziął mnie na ręce. Płakałam i drżałam. Prawdopodobnie nie byłam w stanie iść,.bo nogi się pode mną uginaly . Louis objął mnie w talii podtrzymując mocno ciężar mojego ciała swoją ręką. Szłam i szlochałam. Tak bardzo bałam się tego widoku... Bałam się, że może z tego nie wyjść... Chciałam go jak najszybciej zobaczyć, ale równocześnie nie chciałam tam wchodzić. Podeszliśmy pod drzwi na oddział intensywnej terapii. Chłopak podszedł do lekarza zostawiając mnie pod drzwiami. Po chwili podszedł do mnie i oświadczył, że mogę wejść do chłopaka, ale tylko na kilkanaście minut.
Uchyliłam drzwi od sali i cicho weszłam do środka. Poturbowane ciało chłopaka leżało na białym łóżku. Lou powiedział mi, że ma złamane zebro w dwóch miejscach które przebiło płuco. Był przytomny, ale oddychały za niego maszyny. Podobno miał też uraz kręgosłupa. Jego twarz miała kilka widocznych siniaków i zadrapań. Na dodatek jeden z jego policzków był rozcięty. Nie mogłam powstrzymać łez. Usiadłam na białym krześle obok chłopaka i cicho łkałam. Objęłam delikatnie jego dłoń i ucałowałam jej wewnętrzną stronę. Nienawidziłam siebie za to co mu wyrządziłam. To wszystko przeze mnie...
-Harry- wyszeptałam- przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam, nie chciałam wypowiedzieć tych słów... nienawidzę twojego ojca... nienawidzę sposobu w jaki mnie dotyka. Powiedziałam to wszystko bo czułam się zraniona...Harry, błagam nie zostawiaj mnie. Jezu, co ja ci zrobiłam- coraz głośniej płakałam.

 ______________________________________________________________________
CZYTASZ= KOMENTUJESZ♥
Następny rozdział = 9 komentarzy <3

niedziela, 30 marca 2014

UWAGA !

Postanowiłam wrócić i kontynuować bloga Oblivion :) Wiem że nikt go nie czyta, ale miło byłoby gdybyście wpadły i wyraziły swoją opinię w komentarzach <33

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 7

I remember years ago
Someone told me I should take
Caution when it comes to love
I did
___________________________________________________________
Uwaga! Rozdział zawiera treści erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność ! :)) 
- Ta... - mruknąłem. - Chodź. - weszliśmy na ganek.
Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka.
- Ymm... -spojrzała na mnie stojąc w drzwiach- mam rozumieć, że to twoje kolejne tajemnicze miejsce?- uśmiechnęła się i rozebrała kurtkę, a na nią z powrotem założyła i tak na nią za dużą bluzę.
- Nie przyjeżdżam tu. - odparłem zapalając światło.
-Dlaczego?- zapytała- tutaj jest pięknie- ukłucie, które poczułem gdy przejechała ręką po ulubionym fotelu mojej mamy. Starałem się jej tego nie pokazać. Podszedłem do niej i złapałem jej nadgarstki.
- No nie chcę. Nie lubię. - odparłem patrząc jej prosto w oczy.
- Mhm- odparła, odwracając wzrok- to ty?- podeszła do fotografii, która znajdowała się na kominku. Stałem tam ja, mój ojciec...i ona. Moja matka.
- Zostaw to. - warknąłem, gdy wzięła zdjęcie do rąk. Oddychałem ciężko spoglądając na fotografię.
-To twoja matka, prawda?- nie odpuszczała.
-Kurwa, dziewczyno!- krzyknąłem, czego szybko pożałowałem...- Błagam skończ zadawać tyle pytań- dodałem już spokojnym głosem.
Odsunąłem się od niej i wyszedłem na taras. Usiadłem na schodach chowając twarz w dłoniach. Bawiła się tu ze mną. Siedziała na huśtawce i robiła wianek. Moje oczy się zaszkliły. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej kojącego głosu, sposobu w jaki mierzwiła moje loczki... tego szczerego uśmiechu. Zastanawiałem się dlaczego przywiozłem tutaj tę dziewczynę. Partnerkę mojego ojca, tę z którą on się chciał tylko zabawić... A ja przywożę ją do domu w którym kiedyś mieszkaliśmy razem, tworząc szczęśliwą rodzinę. Po moim policzku spłynęła łza. Wszystkiemu winne były wspomnienia. Moja piękna matka, której nigdy więcej nie zobaczę. Poczułem jej ciepło. Ciepło emanujące od Rose. Usiadła tuż obok mnie.
- Ja też nie mam matki- zaczęła niepewnie -zginęła podczas wyścigów z moim ojcem. On nie odniósł poważnych obrażeń, bo to ona zamortyzowała go swoim ciałem- mówiła wpatrując się w przestrzeń- miałam wtedy dziewięć lat. Od tego czasu ojciec nie wsiada za kółko. Zabija, bije wszystkich, by tylko móc wyładować się na kimś.
- Ale ciebie nie uderzył. - odparłem.
Pokiwała głową. Mój nie raz prawie mnie zabił. Gdy go czymś zdenerwowałem wpadał w szał. Teraz zaczął nad sobą panować. Choć trudno było mi uwierzyć w to, że ludzie się zmieniają. Pomimo tego, że starał się panować nad sobą zdarzały mu się napady agresji. W ostatnim czasie coraz częstsze.
- Przepraszam jeśli przeze mnie twoje relacje z ojcem się niszczą... że sprawiam Ci tak wiele przykrości, że jestem dziwką twojego ojca- łzy spłynęły po jej policzkach- że zadaję tyle niepotrzebnych pytań, że Cię dręczę. Naprawdę przepraszam- szlochała. Nie pozwoliła jednak na to bym otarł jej łzy.
- Przestań. Nie płacz i nie przepraszaj.
- Bo co?- zapytała- jedyne co mi zostało to możliwość płakania. Jestem żałosna, wiem. Ale ty masz przynajmniej ojca. Mój mnie oddał...
- Ty masz mnie. - objąłem ją. Ja i takie wyznania? Ale taka była prawda.
- Chodź. - wstałem podnosząc ją. - Będziemy się kochać. Do rana.
Nie odpowiedziała nic. Lekko się zaczerwieniła. Weszliśmy do sypialni, która niegdyś należała do moich rodziców. Nie wiem dlaczego wybrałem właśnie ten pokoju. Wiedziałem jednak, że dobrze robię. Moja pewność siebie zniknęła wraz z zamknięciem drzwi. Nie miałem pojęcia jak obchodzić się z dziewczyną która robiła to pierwszy raz. Moje poprzednie partnerki były doświadczone, czasem nawet za bardzo. Wiedziałem jedno, muszę być bardzo delikatny. Nie wiem jeszcze jakim uczuciem darzę tę dziewczynę, ale wiem, że jest dla mnie kimś ważnym. Kimś kogo jeszcze nigdy w życiu nie miałem...
Leżała pode mną wpatrując się w moje zielone tęczówki.
-Ufam Ci- wyszeptała. Na te słowa ciepło oblało moje ciało. Uśmiechnąłem się i ucałowałem jej czoło.
-Postaram się być delikatny- rozwiązałem jej włosy i przeczesałem kilkakrotnie dłonią- tak wyglądasz śliczniej. Tak niewinnie.
Zdjąłem z siebie koszulkę, a gdy zacząłem rozpinać pasek od spodni zauważyłem na jej twarzy rumieniec. Postanowiłem jak na razie zachować na sobie bokserki. Podniosłem jej plecy i ściągnąłem z niej pierw górną część sukienki, a później przecisnąłem ją przez resztę ciała. Leżała taka niewinna, wpatrując się tylko w moje oczy. Żadna dziewczyna widząc mnie bez ubrań nie wpatrywała się w moje źrenice. Ich wzrok zazwyczaj wędrował na uwypuklenie w majtkach lub tors pokryty tatuażami. Przygryzłem lekko wargę i wsunąłem dłoń pod jej stanik. Powolnym ruchem rozpiąłem go. Kiedy ujrzałem jej piersi poczułem szybsze bicie serca. Dziewczyna nadal nic nie mówiła bacznie obserwując każdy jej ruch. Wiedziałem jakie to dla niej ważne. Nie chciałem tego zrobić OD tak. Chciałem by zapamiętała swój pierwszy raz jako wyjątkowy... idealny. Przejechałem kciukiem po jej policzku skupiając oczy na jej wystraszonej twarzy. Musnąłem delikatnie jej usta, a po chwili schodziłem nimi niżej i niżej. Zassałem lekko jej sutki na co ta głośno jęknęła. Zaśmiałem się gardłowo i kontynuowałem ich pieszczenie. Kiedy widziałem podniecenie na twarzy dziewczyny zjechałem z pocałunkami trochę niżej. Muskałem jej gładką skórę na brzuchu, a palcami wędrowałem wokół gumki od majtek. Osunąłem je powoli na co twarz dziewczyny zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Miałem drogę wolną, a ona mi na to pozwalała. Wiedziałem, że robi to tylko dlatego, że nie chce stracić swojej cnoty z moim ojcem. Gdyby miała wybór pewnie nigdy nie zrobiłaby tego z takim palantem jak ja. Muskałem delikatnie jej czułe miejsce, a po chwili zszedłem do jej łechtaczki. Odchyliłem głowę by móc zobaczyć jej przestraszoną i jednocześnie podnieconą twarz. Jej oczy były mocno zaciśnięte.
-Otwórz je kochanie- wyszeptałem- otwórz swoje piękne oczy- dziewczyna z trudem wykonała moje polecenie. Ale gdy tylko złapała ze mną kontakt wzrokowy jej usta wygięły się w uśmiech.
Zacząłem wodzić językiem po jej kobiecości, a gdy była już wystarczająco rozgrzana włożyłem w nią swój palec. Na początku jeden. Poruszałem nim delikatnie, nie chciałem juz kazać jej otwierać oczu. Starałem się włożyć tym razem dwa, co przyszło mi z większym trudem.
-Kochanie odpręż się, jesteś taka ciasna- wyszeptałem z przyśpieszonym oddechem.
-Harry- dziewczyna syknęła.
Odnalazła swoją ręką mojego członka i delikatnie pocierała. Kiedy byłem wystarczająco podniecony postanowiłem nie zwlekać.
Wstałem i wyjąłem prezerwatywę z kieszeni. Nałożyłem ją na swojego stwardniałego przyjaciela.
-Rose- wyszeptałem- przepraszam za ból, który Ci sprawię. Postaram sie być delikatny.
Włożyłem na początek jego połowę, a po chwili całość. Usłyszałem krzyk dziewczyny i łzy, które wydobywały się z jej oczu.
-Przepraszam- szeptałem. Starałem się odwrócić uwagę od jej bolącego miejsca. Nachyliłem się nad jej twarzą i ująłem ją w wolną rękę. Musnąłem delikatnie jej czoło, czubek nosa a następnie próbowałem pochłonąc ją namiętnym pocałunkiem. Starałem się delikatnie w niej poruszać. Ból w jej oczach był nie do zniesienia. Jednak oboje wiedzieliśmy, że musi przez to przejść.
Jej biodra delikatnie sie uniosły na co pisnęła głośno. Ruszałem się powoli, mój członek czuł się doskonale w jej ciele.
-Kurwa- syknąłem-Rosee...- krzyczałem jej imię. Jeszcze żadna dziewczyna nie sprawiła, że tak szybko dochodziłem. W końcu to się stało. Oboje doszliśmy w tym samym czasie.
Wyszedłem powoli z dziewczyny i otarłem ponownie jej łzy. Prezerwatywę rzuciłem na szafkę nocną i położyłem się obok dziewczyny.
- Rose, tak bardzo przepraszam za ten ból- ucałowałem ponowanie jej usta czując słone łzy na jej ustach.
Objąłem ją mocniej i przytuliłem do siebie. Dłonią gładziłem jej plecy. Po chwili dziewczyna próbowała wstać, jednak jak sie domyślilem nie potrafiła. Syknęła głośno i opadła z powrotem na pościel.
-Ja...- szeptała- chciałam się tylko wykąpać.
- Jutro. Teraz śpij. - pocałowałem ją.
Czułem jak głęboko odetchnęła. Objąłem ją delikatnie w talii, tak by nie sprawić jej większego bólu, a głowę wtuliłem w przerwę między ramionami a szyją. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Kiedy zbliżyłem się tak do tej dziewczyny. Czułem się źle z tym, że jutro będę musiał to zakończyć. Wiem, że źle robię. Zranię nie tylko ją, ale i siebie. Ale ją w szczególności. Jednak nie mogłem dać do zrozumienia mojemu ojcu, że coś mnie z nią łączy. Musiałem się od niej oddalić. Z każdą chwilą spędzoną z nią popadałem w uzależnienie od jej osoby...wiedziałem, że nie skończy się to dla mnie dobrze. Nigdy nie będzie moja. Nie mogę zaczynać czegoś czego nie skończę. Do tego ten sen... Gdyby przeze mnie ją uderzył nie darowałbym tego sobie i jemu. A wiedziałem, że tak może się stać. Mój ojciec niby mówi, że nigdy nie skrzywdziłby kobiety... Jednak już to zrobił i to nie raz. Ucałowałem ostatni raz jej delikatne usta. Muszę zapamiętać ich smak, bo mogę ich już nie dotknąć. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, aby sen mnie zmorzył.
~Rano~
Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do pomieszczenia. Dziewczyna spała ułożona na moim torsie. Włosy opadały na jej twarz, zakrywając większą jej część. Nie chciałem jej budzić, więc leżałem wyczekując jej przebudzenia. Patrzyłem jak spokojnie oddycha. Położyłem powoli dłoń na jej włosach i westchnąłem. Tak powinno być. Dwoje kochanków budzących się rankiem. Co dziennie. Chciałbym by tak było. Bym mógł w nosy uprawiać z nią miłość. Nie seks, miłość. Bym mógł robić jej śniadania... Bym był jej jedynym, tego którego by pokochała. Rozmyślałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dziewczyna obudziła się, a ja musiałem zacząć bym tym, którego w sobie nienawidziłem.
- Wracamy do domu. - rzuciłem podnosząc się. Ubrałem swoje rzeczy i wyszedłem z pokoju bez słowa.
~Rosemary~
Jak on potrafił zmieniać się z delikatnego, idealnego faceta w takiego...gnojka? Wstałam powoli, moja dolna część ciała była nadal obolała. Nałożyłam na siebie wczorajszą sukienkę i bluzę chłopaka. Wyszłam z pokoju i starałam się iść tą samą drogą, którą wczoraj tutaj dotarliśmy. Na szczęście udało mi się i dotarłam do holu, gdzie czekał na mnie gotowy do wyjścia Harry.
Nie odezwał się do mnie słowem. Otworzył mi drzwi i wypuścił na dwór. Wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy drogą do Londynu. Podróż minęła szybko. W ogóle nic nie mówił. Był inny. Znów. Nienawidziłam takiego Harry'ego. Twardego, oschłego, bez uczuć. Chciałam mieć przy sobie znów tego samego chłopaka. Tego, który wczoraj uprawiał ze mną miłość, który szeptał mi miłe słówka do ucha. Dlaczego on musiał tak się zmieniać? Zaparkował pod domem i wysiadł bez słowa. Poszłam za nim, ale zniknął na górze. James podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. Objął mnie i pocałował. Niechętnie odwzajemniłam pocałunek. Usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy telewizję. Głód, który dawał o sobie znać rozśmieszył mężczyznę i oczywiście musiał go skomentować.
- Jak już ten dupek się tobą zajmował to mógł ci jakieś śniadanie zrobić- parsknął i udał się w stronę kuchni, po chwili wracając do mnie z tostami. Podziękowałam mu i zaczęłam pochłaniać posiłek.
_____________________________________________________________________________

No i wracamy do starych zasad :)
8 rozdział = 8 komentarzy <33

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 6

POWRACAM !! Na początek chciałabym podziękować tym dwóm ''Anonimkom'' za to że ich komentarze zmotywowały mnie aby pisać dalej tego bloga <33

- Mojego ojca nie ma kotku.- usłyszałam.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Płakać czy skakać ze szczęścia?- stałam na schodach ze wszystkimi torbami, jaki dziś otrzymałam w sklepach.
- Raczej jęczeć. - mruknął.
Pokiwałam głową i odwróciłam się do niego plecami. Pokonywałam kolejno schody, aż w końcu znalazłam się przed moimi drzwiami. Z racji, że miałam zajęte ręce podniosłam nogę i nacisnęłam na klamkę. Usłyszałam za sobą głośny, chichot, ale się tym nie przejęłam. Położyłam zakupy przed szafką i opadłam na łóżko.
- Dobra mała zostajesz sama! - trzask drzwi i wyszedł.
Jego ton głosu był całkiem inny niż dziś w przymierzalni, czy na dole w kuchni. Wiem, że nie zdawał sobie sprawy jak bardzo rani mnie takimi humorkami. Nie czułam do niego nic...ale miałam wrażenie, że mogę mu zaufać, że może zostać moim przyjacielem. Kiedy ta myśl przychodziła on pojawia się jak niszcząca kula i wszystko strąca.
Powolnym ruchem rozpakowałam ubrania i odwiesiłam do szafy. Przebrałam się w czarne legginsy i zwykły, niebieski top. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie załączając telewizor. Kiedy natrafiłam na mój ulubiony seria, ,Przyjaciele' zostawiłam kanał i skupiłam się na filmie.
Po chwili mój telefon zawibrował na ławie. Odblokowałam go. Nie znałam nadawcy jednak go odczytałam.
,,Bądź gotowa za piętnaście minut, ubierz się jak na wyścig. Będę po Ciebie pod domem. Chcę Ci coś pokazać. Harry xx''
~Harry~
Czekałem cierpliwie, aż wyjdzie. W palcach trzymałem niedopałek papierosa. Zdeptałem go i wbiłem dłonie w kieszeń spodni. Chodziłem przy motorze czasem patrząc w stronę drzwi wyjściowych. Swoją droga mogłoby się już otworzyć. Po kilku minutach ukazała się w nich dziewczyna. Ubrana była w czarną sukienkę, tego samego koloru rajstopy i skórzaną kurtkę, zapiętą do pół. Jej szyję zdobił szalik, a jej prześliczne włosy spięte były w wysokiego koka. Podeszła do mnie śledząc wzrokiem motocykl.
-Mam na tym jechać w spódnicy?- skierowałam tym razem swój wzrok na mnie.
- A czemu by nie?
- Myślę, że będzie bardzo niekomfortowo- wystawiła mi język.
- Czepiasz się szczegółów. Wsiadaj. - usiadłem przy kierownicy.
- A kask?- jej pytania męczyły mnie coraz bardziej. Czy ta dziewczyna może nie mówić nic przez chociaż pięć minut?
- Wsiadaj. - warknąłem.
Łatwo mnie zirytować, a ona pobiła swój rekord.
Była pierwszą dziewczyną, której pozwoliłem wsiąść na swój motocykl. Ba, była pierwszą dziewczyną, za którą chodziłem w galerii handlowej i której losem w pewnym sensie się przejmowałem. Jednak jej upór i sposób w jaki potrafiła mnie irytować i wkurzać, czasem po prostu mnie przerastały. Odpaliłem swoje cudeńko i ruszyliśmy przez ulice Londynu.
Niech ona się nie odzywa. Da mi się nacieszyć wiatrem, szybkością i dźwiękiem silnika. Gdyby zaczęła coś gadać, nie mówię żebym ją z motoru zrzucił, ale pewnie bym się wkurwił. Na szczęście jednak ustąpiła. Czułem jak przenosi swoje ręce z uchwytu na moje biodra. Otoczyła swoimi drobnymi rękoma moje ciało i wtuliła się w moje plecy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Niestety chwila nie mogła długo trwać, gdyż zjeżdżaliśmy do miejsca, które chciałem jej pokazać.
- No więc chodź. - wziąłem ją za rękę, gdy zaparkowałem auto. Weszliśmy na Tower Bridge idąc poboczem, kiedy auta nas mijały. Doszliśmy do jednej z 'wieżyczek' i udaliśmy się do góry po schodach. Po kilku minutach dziewczyna ciągnęła moją rękę w dół.
-Stój, no- zaśmiała się- ja mam szpilki, a ty idziesz jak by cię ktoś gonił!
- To je zdejmij. - wzruszyłem ramionami. - Albo - przerzuciłem ją przez ramię i szedłem dalej. Nie była ciężka, a schody już prawie się kończyły. Można powiedzieć, że niesienie jej sprawiało mi przyjemność.
- Czy pan łaskawy może mnie odstawić na ziemię?
- Proszę pani wymagająca. - postawiłem ją przy okienku. Teraz miała świetny widok na rzekę i Londyn.
 -Wow- wyszeptała- to niesamowite.
- Chcesz wyjść jeszcze wyżej?- posłałem jej pytające spojrzenie- musimy tylko przejść trochę prostej drogi, tam jest taras widokowy- uśmiechnąłem się i podałem jej rękę.
Szła teraz szybciej i w niedługim czasie znaleźliśmy się na tarasie. Podziwialiśmy dokładnie wszystko. Palcem wskazywałem jej trasę wyścigu.
- I masz zamiar nas nie zabić?- spojrzała na mnie z 'bananem' na twarzy. Odwzajemniłem jej gest i zaprzeczalnie pokręciłem głową. Objąłem ją w talii od tyłu, tak, że jej plecy przylegały do mojego torsu. Oparłem swoją głowę o jej ramię i wpatrywaliśmy się razem w przestrzeń.
- Zawsze tu przyjeżdżam, gdy mam jakiś problem, doła...- zacząłem- nikt nie wie o tym miejscu. Jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłem. Chcę, żebyś wiedziała, że skoro ty chcesz oddać mi część siebie, ja ci pokażę część mnie. I oto jesteś tutaj.
-To miłe z twojej strony- położyła swoją dłoń na mojej ręce- dziękuję.
Pierwszy raz w życiu ktoś mi za coś podziękował...ale tak bez żadnych zobowiązań. Nie zrobiłem właściwie nic wielkiego, nie dałem jej nic...a ona mi po prostu podziękowała. Było to jedne z przyjemniejszych uczuć jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
Pokręciłem głową niedowierzająco. Rosemary co chwila mnie zaskakiwała. Uznałem, że mogłaby być dobrą dziewczyną. Pokazała, że nie liczy się kasa, seks a też uczucia. Czułość do drugiej osoby. Nigdy nie pomyślałbym, że mógłbym pomyśleć inaczej o takiej dziewczynie jak ona. O dziwce mojego ojca. Była pierwszą osobą, która ukazała mi czułość. Nie była jak te wszystkie dziewczyny, które pragnęły się ze mną tylko przespać, a po tym zniknąć z mojego życia. Wiedziałem jednak, że zdobycie jej uznania, będzie trudne. Wyczuwałem jak się mnie bała. Kiedy tylko jej dotykałem jej serce zaczynało bić szybciej. Wiem, że kilka razy zachowałem się nie przyzwoicie wobec niej...Żałuję tego. Kolejnym problemem stojącym mi na drodze w zdobywaniu jej jest mój ojciec. Ten, który nienawidzi, gdy ktoś inny dotyka TAK jego kobietę. Tę którą sobie wybrał...
Byłem między młotem a kowadłem. Tak źle a tak nie dobrze. Westchnąłem cicho odgarniając jej włosy z ramienia. Co mogłem zrobić? Stanąć z nim na ringu w walce o kobietę. Nie te czasy. Choćbym nie wiem co robił on zawsze i tak wygrywał. Staliśmy jeszcze tak przez chwilę, jednak czas nas naglił.
Zwróciłem się do dziewczyny i razem zeszliśmy. Tym razem jednak zdjęła swoje obuwie i zeskakiwała szybciutko ze schodów.
Wsiedliśmy na motocykl i ruszyliśmy w stronę willi, gdzie musiałem przemienić pojazdy.
Tuż przed podjazdem, dziewczyna oderwała się od moich pleców i złapała za uchwyt. Wiedziałem, że nadal sie obawiała reakcji mojego ojca. Pomogłem jej zsiąść z pojazdu łapiąc ją w talii i unosząc. Poszliśmy do garażu, gdzie James również się szykował. Jak widać, nie był zadowolony naszym widokiem, razem.
- Odstawiam całą i bezpieczną. - mruknąłem i zaraz wsiadłem do lamborghini. Odpaliłem silnik i wyjechałem z garażu. Mała dotrze tam z moim ojcem, a potem wsiądzie do mnie. Taką mam nadzieję. Jeśli jej nie będzie przy mnie, boję się, że tego nie wygram. Potrzebuję jej do tego zwycięstwa. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu startu. Nie wychodziłem nawet z samochodu, gdyż nie miałem na to ochoty. Setki dziewczyn przewijających się w spódniczkach, które odkrywały ich walory nie mogły się równać z pięknością Rose.  Skarciłem szybko siebie w myślach. 'Styles nie myśl o niej, to nic nie znacząca dziwka'- pouczałem siebie w głowie.
Ale wcale tak o niej nie myślałem. To było najgorsze! Drzwi od auta się otworzyły i dziewczyna zajęła miejsce obok mnie z uśmiechem. Zacisnąłem palce na kierownicy i na start ruszyłem z piskiem opon. W zakrętach używałem efektownych driftów i nie pozwalałem ojcu się wyprzedzić. Nie ma mowy. Ja wygram. Miałem ogromną przewagę nad moim ojcem oraz innymi zawodnikami. Dziewczyna dodawała mi otuchy, co jakiś czas przejeżdżając ręką po moim udzie. Czułem jak uśmiecha się i co jakiś czas spogląda na moją skupioną twarz. Zagryzłem wargę znów wchodząc w zakręt. Na asflacie zostawiłem ślady moich opon i ruszyłem dalej. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że policja nas namierzyła. Kilka samochodów policyjnych nas goniło, zresztą tak jak pozostałych kierowców.
-Kurwa- przekląłem pod nosem i zredukowałem biegi.
- Zawsze wpierdolą się kiedy nie trzeba - dodałem wściekły. Zjechałem w boczną drogę i jechałem przez las.
Syreny policyjne wyły jeszcze za nami dłuższą chwilę, a ja starałem jak najszybciej się ich pozbyć. Dziewczyna odwracała się co jakiś czas, a strach wymalowany na jej twarzy coraz bardziej mnie rozbawiał.
-Załóż bluzę z kapturem i nie odwracaj się- rozkazałem przyśpieszając. O dziwo dziewczyna bez zbędnych pytań wykonała moje polecenie. Siedziała z podkulonymi nogami. Po kilkunastu minutach pościgu udało mi się ich zgubić.
- Nie warto wracać na noc do domu- zacząłem- namierzą nas. Musimy trzymać się z dala od centrum Londynu. Jechałem, więc dalej. Zatrzymałem się dopiero na działce pod miastem. Tam miałem dom...Rodzinny dom. Rzadko tam jeździłem. Za dużo wspomnień. Za dużo wszystkiego. Spoglądnąłem na nadal przerażoną twarz dziewczyny. Wysiadłem z samochodu i podałem jej rękę, aby pomóc jej także opuścić pojazd.
-Pięknie tutaj- zaczęła.
 
                                         Czytasz = komentujesz ♥

sobota, 15 marca 2014

Ważne !!

Zawieszam tego bloga jak i również mojego drugiego. Nie wiem czy jest sens pisania tych dwóch blogów, jak już napisałam na blogu O Louisie jest mi bardzo przykro że męczę się żeby napisać rozdział, a czytają go góra 3 osoby. Powinnam wrócić z tydzień lub kiedy zobaczę trochę więcej komentarzy pod tym postem aby mieć pewność że czyta go więcej osób. Żegnajcie :'(

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 5

______________________________________________________________________
- Czy wyglądam jak szofer? - prychnąłem. - Twoja KOBIETA - zaakcentowałam ironicznie. - A raczej dziwka sama trafi do galerii.
-Harry- jego głos był cięższy i pod denerwowany- nie chcę by włóczyła się sama, a jak zauważyłem całkiem dobrze ci się z nią rozmawia, nieprawdaż?- spojrzał wyczekująco na moją zaczerwienioną ze złości twarz.
- Oj spierdalaj no - mruknąłem wstając od stołu. Wziąłem kluczyki do auta i pociągnąłem za ramię zdezorientowaną Rose do wyjścia. Im szybciej tym lepiej.
-Ej!- krzyknęła tuż przed drzwiami- czy mogłabym chociaż się przebrać?! Na dworze chyba nie jest tak ciepło!
- Ughh ale szybko. - wywróciłem oczami.

~Rosemary~
Wbiegłam jak najszybciej na górę o mały włos się nie przewracając. Podbiegłam do szafy i wyjęłam z niej krótką, pliskowaną, czarną spódnicę, ciemnoniebieską
bluzę i czarne zakolanówki. Do tego porwałam czarną torebkę i na nogi założyłam Nike pod kolor bluzy. Gotowa zbiegłam do Stylesa.
- Chodź. - wziął mnie za rękę.
Autem pojechaliśmy do znanego mi centrum handlowego. Chodził za mną jak męczennik. Przymierzałam różne sukienki, ale mało która mi się podobało. Widziałam z niecierpliwienie w jego oczach. Wszedł do mojej przymierzalni i znów przyparł mnie do ściany.
-Co tym razem?- zarumieniłam się stojąc przed nim w samym staniku. Było mi go naprawdę szkoda. Jego ojciec rozkazywał mu, a ten musiał robić dokładnie wszystko według jego wskazówek...Inaczej pewnie skończyłoby się to...jak wtedy, gdy dowiedział, się o tym, że go okradli.
- Nic. Chcę cię pocałować. - ułożył dłonie na moich biodrach.
Patrzył mi w oczy opierając czoło o moje.
-To to zrób- wyszeptałam lekko przygryzając wargę. Co mi odbiło, żeby mu to powiedzieć? Ale pragnęłam tego. Chciałam poczuć smak jego różowych ust na moich...
Pochylił się bardziej i dotknął wargami moich. Zaczął mnie całować bardziej przyciągając do siebie.
Swoje dłonie ułożył na moich udach, po chwili podciągając je do góry, tak, że byłam zmuszona opleść swoimi nogami jego biodra. Dłonie wplotłam w jego loki i pochłonęłam się całkowicie w jego cieplym dotyku ust.
- A taka niewinna. - szepnął w moje rozgrzane wargi.
- Uczę się od najlepszych - odchyliłam się lekko od niego zarumieniona. Nienawidziłam tego w sobie. Zawsze gdy byłam poddenerwowana, lub się wstydziłam moją twarz oblewał ogromny rumieniec.
- Tak. - mruknął.
Jego usta przywarły do mojej szyi. Całował mnie od podbródka do obojczyka. Prawą ręką ścisnął moją pierś.
Lekko zajęczałam, czując jak twardnie. Moje mięśnie momentalnie się spięły.
- Lubię te nasze zakupy - zaśmiałam się szepcąc chłopakowi do ucha.
- Mi też się podobają. - wpił się w moje usta nie dając mi dojśc już do słowa. Jego dłoń mocno ścisnęła moje udo. Przejechał po nim, aż pod spódniczkę.
- Harry - zaczęłam lekko odpychając go od siebie- ja...ja nigdy tego nie robiłam- spuściłam lekko głowę.
- Wiem to. Wiem, że jesteś dziewicą. Nie mam zamiaru cię przelecieć
- Harry -syknęłam- błagam nie utrudniaj mi tego- mój głos byl przyśpieszony- nie chcę...by twój ojciec...no wiesz...
- O co ci chodzi?
- Jesteś takim idiotą czy się nim robisz? - zaśmiałam się, krążąc kciukiem bo jego ciemnym t-shircie- nie chcę by twój ojciec był tym pierwszym, ok?- kiedy to z siebie wydusiłam moje ciało zaczęło płonąc ze wstydu.
- Co? Ja mam się z tobą przespać? Ta sama krew Rose.
Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Moje oczy napełniły się momentalnie łzami. Chciałam to jakoś ukryć odwracając od niego głowę.
- Czego mam Ci nie robić - szlochałam- uwierz, nie chcę tego robić z kimś kto mnie wykorzystuje do swoich potrzeb- łkałam.
- Masz nie płakać dziewczyno.
- Przepraszam - otarłam ponownie łzy i spojrzałam w jego jasno zielone oczy. Nie mogłam z nich nic odczytać. Nie wiedziałam, czy się cieszy...czy jest zły. Po prostu NIC. Kompletna pustka…
- Kiedy ....masz z nim iść do łóżka?
- W przyszłym tygodniu- wyszeptałam jak najciszej tylko potrafiłam.
- Okay. Dobra, będę twoim pierwszym. - zgodził się a zaraz potem mnie pocałował.
Poczułam przyjemne mrowienie. Oderwaliśmy się od siebie, a ja lekko się zaśmiałam.
-Głupszej sytuacji się nigdy nie spodziewałam- zamilkłam na chwilę- ja prosząca chłopaka by mnie przeleciał...
- Haha. - zaśmiał się cicho. - Dobra, nie myśl już o tym. Bierz tę kieckęi idziemy. - postawił mnie z powrotem na podłodze. Wyszedł z przymierzalni.
-Harry- pisnęłam i wychyliłam głowę zza kotary- podejdź tutaj, proszę.
- Słucham? - zbliżył się do mnie.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie- nagły przypływ odwagi był czymś nie do opisania- to nic dla Ciebie nie będzie znaczyło, prawda?- stałam z grobową miną wpatrując się w zkłopotaną twarz Styles'a.
- Będzie. - pokiwał głową. - Poprosiłaś mnie o coś takiego to znaczy że mi ufasz.
Nie odpowiedziałam już nic, tylko pokiwałam lekko głową, a chłopak odszedł. Założyłam z powrotem moje ubrania i wyszłam z przymierzalni. Podeszłam do chłopaka, który stał oparty o ścianę sklepu i marszczył czoło, gdy co druga kobieta spoglądała w jego stronę.
- Weźmiemy tę czarną czy tę czarną?- poruszałam sukienkami przed nosem chłopaka.
- Weź tę- chłopak wskazał na skórzaną sukienkę ze złotymi dodatkami i zamkiem na przodzie, przechodzącym przez całą jej długość.
-Nie jest zbyt skąpa jak na wyścigi? No wiesz...może powinnam ubrać spodnie?
- To będziesz się wyróżniać za bardzo. Każda tam będzie w sukience. - podszedł nieco bliżej. - Posłuchaj. Chciałbym abyś dzisiaj jechała ze mną.
Moje serce przyśpieszyło, kiedy poczułam jego dłoń ma moim policzku. Jak zwykle obawiałam się reakcji jego ojca, a on chyba to wyczuł, bo po chwili dodał.
- On jeździ sam. Nie będzie problemu.
- To dobrze - uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach- a z Tobą bardzo chętnie pojadę- mój głos był lekko ściszony, a usta nie przestawały się uśmiechać.
- Cieszę się. No chodź szybko. Nudzi mi się.
- Nie marudź - wystawiłam mu język. Podeszłam do kasy, aby zapłacić, jednak ten znowu mi na to nie pozwolił. Uśmiech ogszczący na twarzy kasjerki i jej spojrzenia to na mnie to na bruneta dawały się we znaki. Kiedy w końcu wyszliśmy ze sklepu Harry objął mnie jedną ręką w talii, a w drugiej niósł moje zakupy. Czułam się dobrze przy nim. Oparłam głowę o jego ramię. Szliśmy przez centrum wchodząc do jeszcze paru innych sklepów. Chłopak o dziwo nie był dziś dla mnie wredny, ani nie czepiał się o nic. Wręcz przeciwnie. Był miły i troskliwy. Polubiłam tę stronę Harry'ego. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu w którym tym razem to chłopak się obkupił postanowiliśmy wracać do samochodu. Styles otworzył mi drzwi a następnie zapakował reklamówki i sam usiadł obok mnie, kładąc swoją dłoń na moim udzie. Zacisnął na nim palce i ruszył. Uśmiechał się i o dziwo ze mną rozmawiał. Jego dłoń przesunęła się ku górze i wślizgnęła pod spódniczkę znów.
- Harry! - skarciłam go wzrokiem- skup się na drodze!
- Nie martw się. - mrugnął do mnie..
Jego ręce były zbyt blisko mojego miejsca intymnego. Podskoczyłam lekko, gdy chłopak ocierał swoimi palcami o moje koronkowe majtki.
-Cholera, skończ-syknęłam.
- Bardzo ci to przeszkadza? - zapytał z firmowym uśmiechem. Przyśpieszył i wsunął dłoń dalej. Czemu ja go nie zatrzymuję niczym innym oprócz słowami? Coś w środku podpowiadało mi, że bardzo tego chcę. Zaczęło mi to się nawet bardzo podobać, ale w końcu oprzytomniałam i przypomniałam sobie o tym, że jedziemy samochodem. Dźwignęłam się lekko na nogach i z całych sił próbowałam odciągnąć od tego miejsca rękę Styles'a.
- Harry, nie teraz, nie tutaj, nie w samochodzie - wyliczałam spoglądając jak jego druga dłoń coraz mocniej zaciska się na kierownicy. Właśnie zdałam sobie sprawę, że doprowadziłam go do stanu, którego w nim nienawidziłam. Wkurzył się.
- Może to ja będę ustalał zasady dobra? - warknął na mnie.
Nie zabrał ręki. Wręcz usilniej, zdeterminowany dotknął mojej kobiecości. Najpierw przez materiał bielizny, a potem po prostu nagą skórę. Nie chciałam dać się tak traktować. Kiedy zatrzymaliśmy się w korku spojrzałam na niego piorunująco.
- Albo teraz przestaniesz, albo wychodzę - zagroziłam odpinając pasy. Mogłam się tego spodziewać, że miły i kochany Harry nie będzie dla mnie taki zbyt długo. Zabrał rękę i pochylił się. Zaczął mruczeć i szeptać mi rożne słowa do ucha przez co złagodniałam. Na podrywanie i uroku zna się jak nikt. Pocałował mnie jeszcze i uśmiechnął się ukazując dołeczki. W końcu korek się rozluźnił i zaczęliśmy jechać wolnym tempem. Cieszyłam się, że jednak potrafię postawić się temu w pewnym stopniu groźnemu chłopakowi. Nadal czułam na swoich ustach jego ciepło. Przejechałam kciukiem po dolnej wardze, lekko się uśmiechając. Dojechaliśmy pod dom. Zaparkował w garażu i wyjął moje zakupy. Postawił je przy schodach i udał się do kuchni. Udałam się za nim i nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego. Usiadłam przy wyspie popijając sok i obserwując dokładnie każdy jego ruch.
Wziął wodę i telefon. Oparł się o parapet i odpisał na wiadomość.
- Jesteś uzależniony? - zapytałam się ze śmiechem, spoglądając jak zachłannie klika coś w mały ekran.
- Bardzo. - wystawił mi język.
Zaśmiałam się ponownie i odkładając szklankę do zlewu zaczęłam iść w stronę swojego pokoju.
______________________________________________________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze! ♥

CZYTASZ= KOMENTUJESZ ♥ 

środa, 5 marca 2014

Rozdział 4

Don't fight fire with fire
If I'm screaming. talk quiter
Understanding and patience
Feel the pain that I''m facing
Be like Serenity
____________________________________________________________________
- Stój. - złapał mnie za rękę.
Przez moje ciało przeszły dziwne wibracje, które sprawiły, że nogi odmawiały posłuszeństwa i stałam tak wpatrując się w jego zagubione, zielone oczy.
- Puść- syknęłam próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Nie. Chodź. - pociągnął mnie i przeszliśmy przez tłum ludzi. Wyszliśmy z klubu a świeże powietrze nas owiało. Okrył mnie marynarką i wsadził do auta.
- Co ty do cholery robisz?- podniosłam swój głow wpatrując się w mocno zaciśnięte ręce Harry'ego na kierownicy- jak twój ojciec zobaczy, że mnie nie ma zabije mnie!- bałam się nie tylko tego co zrobi ze mną za chwilę chłopak, ale również reakcji James'a, na to, że mnie nie ma. Nie chciałam mu się narażać. Dopiero co zaczęłam przyzwyczajać się do tej sytuacji... a nawet zaczęło mi się to podobać.
- Nie zabiję cię. Nie martw się. - jechał za miasto. Nie odzywał się za dużo. Był przygnębiony i zły. Lecz widziałam że nie na mnie. Zjechał w jakąś dróżkę i po jakimś czasie dojechaliśmy nad jezioro. Wyszedł z samochodu zostawiając mnie. Sam usiadł na pomoście. Spoglądałam przez chwilę z samochodu na chłopaka, jednak po krótkim czasie wyszłam z niego i usiadłam tuż obok niego. Nie było to zbyt wygodne, gdyż siedziałam tam w spódnicy, krótkiej spódnicy, a drzewo wbijało się w moje uda. Nie zwracałam jednak na to szczególnej uwagi i starałam się powoli położyć rękę na udzie chłopaka.
- Coś Cię trapi- zaczęłam szeptem- tylko powiedz co, a spróbuję Ci pomóc- posłałam chłopakowi szczery uśmiech i wyczekiwałam odpowiedzi.
- Nie pomożesz mi. Nie masz jak. - odpowiedział. - Zresztą nie ważne. Nic nie wiesz. -zamyslil się. - Mogłem cię tam zostawić.. Jezu jestem idiotą. - wrzucił kamyki do wody.
- Nie jesteś - spojrzałam na jego twarz. Była zamyślona... coś go trapiło i to bardzo- może i nie pomogę. Ale się postaram. Powiedzieć możesz- wzięłam głęboki oddech, wiedziałam, że to co teraz powiem kosztuje mnie więcej niż cokolwiek- w końcu zabrałeś tu ze sobą dziwkę swojego ojca... jemu na pewno nie powiem- starałam się uśmiechnąć, jednak nie potrafiłam.
Odwrócił głowę. Nic nie powiedział. Nie mrugnęłam nawet gdy pochylił się. Wpil się w moje usta trzymając rękę na moim karku.
Nie wiem dlaczego odwzajemniłam pocałunek. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie, jego oddech był przyśpieszony. Przybliżył swoje wyraziste usta do mojej szyi i mocno zassał wyznaczone przez siebie miejsce. Jego zęby po chwili przejechały po podrażnionym miejscu, a gdy skończył oderwał się ode mnie z uśmiechem.
- Szkoda, że nie jesteś moja. Mój ojciec to skurwysyn. Nie myśl że jestem taki sam. Jestem wariatem, ale nie debilem. - wyznał czym mnie zaskoczył.
Oczywiście pozytywnie. Zachichotałam lekko pod nosem, a moje policzki pokrył rumieniec. Aby to ukryć położyłam się na drewnie i spoglądałam w niebo.
- To jak powiesz mi?- nie miałam zamiaru odpuścić. Gdy coś sobie postanowiłam, musiałam to spełnić.
- Nie. Zostawię to dla siebie. Jestem za to potwornie wściekły na ojca. - wrzucił kolejne kamyki
- Jezuuuu- przeciągnęłam ostatnią literę- jesteś tak cholernie uparty, że gdybym mogła to bym cię tam teraz rzuciła- wskazałam palcem na wodę, na co chłopak zachichotał.
- Tak. - położył się obok mnie. - Jestem pijany.
- Zauważyłam- odburknęłam- gdybyś myślał racjonalnie nie przywiózł byś mnie tutaj i nie zrobił tego świństwa na szyi- ciągnęłam dalej. Naprawdę bałam się reakcji starszego Styles'a na moje 'oznaczenie' na szyi.
- Pomyśli że to on zrobił. Tym się akurat nie przejmuj. Ale kurwa nigdy nie przejmowałem się żadną uległą a z tobą jest inaczej.
-Czyli jak?- uwielbiałam to uczucie. Wyciągać informacje od upitego chłopaka. Taki jest szczery i nie panuje nad swoim językiem. Z drugiej strony jego słowa coraz bardziej mnie zadziwiały...,,Szkoda, że nie jesteś moja...'', ,,Z tobą jest inaczej''. Zastanawiałam się co mi przez to chciał powiedzieć. Że był jeszcze wredniejszy w stosunku do poprzednich partnerek jego ojca? A myślałam, że bardziej nie potrafi...
- No nie wiem, cholera! Po prostu z żadnymi nie gadalem a na pewno nie pozwolilem dotknąć. Traktowałem je gorzej.
- A da się jeszcze gorzej?- zaśmiałam się lekko, ale po jego twarzy zrozumiałam, że było to nie odpowiednie.
Wywrócił oczami i wstał. Rzucił "wracamy" i poszedł do auta. Czekał aż wsiądę i ruszył do Londynu. - A teraz mi powiedz co mam do cholery powiedzieć twojemu ojcu- przerwałam niezręczną ciszę panującą między nami.
- Nic mu nie powiesz. Ja z nim pogadam.
- Skoro tak chcesz- ściszyłam swój ton. Byłam mu za to wdzięczna- tylko wiesz, nie pogardziłabym gdyby znała twój doskonały plan- uśmiechnęłam się sztucznie do chłopaka.
- Rose, zamknij się. - mruknął uciszając mnie. Wróciliśmy do domu, gdzie czekał na nas rozwścieczony James. Pobiegłam na górę, gdy oni głośno dyskutowali. W końcu mój partner przyszedł do mojej sypialni. Kazał mi się rozbierać.
Teraz pożałowałam tego, że dałam się zmusić Harry'emu, żeby mnie ze sobą zabrał. Pewnie teraz nie potraktował by mnie jak zwykłej dziwki i nie zrobił... no właśnie, nie kazałby mi się rozbierać i nie rozdziewiczyłby mnie. Nie teraz, nie w takiej sytuacji. ''Malinka''- przeszło mi przez myśl, a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie panikuj. - dodał łagodnym tonem. Przyciągnął mnie i delikatnie pocałował. - Nie jestem agresywny do kobiet. Zwłaszcza moich.
Nie miałam jednak zamiaru się rozluźnić. Moje mięśnie cały czas były napięte. Nienawidzę tego uczucia, że jestem dla niego tylko kolejną kobietą od seksu. Słowa Harry'ego ''Jest sukinsynem'' ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie i coraz bardziej zaczynałam w nie wierzyć. Zdjął ze mnie moje ubrania. Bardzo powoli mnie całował i dotykał. Wylądowałam na łóżku. Zdjął swoją koszule i zaraz naparł na mnie. Ręce Jamesa błądziły po moich udach. Starałam się jak najdłużej zwlekać...nie chciałam tego robić. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała...ale, coś w głębi mnie naprawdę tego nie chciało. Objęłam kark mężczyzny i przyciągnęłam do siebie namiętnie całując. Pocałunek był długi. W tym samym czasie zwinnie zsunął moją dolną bieliznę rzucając ją na podłogę. Oderwał się patrząc na moje ciało z pożądaniem i podziwem. Momentalnie w moim ciele zaczęło coś wibrować. Strach? Tak. Zdecydowanie. Spojrzałam z przerażeniem na mężczyznę, który rozpinał właśnie pasek swoich spodni i zwinnym ruchem obsuwał bokserki na podłogę. Kiedy oboje leżeliśmy zupełnie nadzy mężczyzna zrozumiał chyba moje obawy i wyszeptał do ucha ''nie zrobimy tego dziś, ale proszę bys do przyszłego tygodnia się zdecydowała''przygryzł jeszcze płatek mojego ucha. Ściągnął moją głowę w dół, tak, że była na wprost jego erekcji.
- A teraz kochana zrób mi dobrze- na moje szczęście byłam w tym trochę doświadczona. Mój wcześniejszy chłopak, który był prawdziwym partnerem, często prosił mnie o tę przyjemność. Z początku ujęłam w dłonie członka i delikatnie go masowałam. Kiedy poczułam, że w końcu twardnie włożyłam jego opuszek do swojej buzi i bawiłam się językiem. Mężczyzna cicho pojękiwał, a jego oczy były zaciśnięte. Kiedy zeszłam niżej i przyśpieszyłam tępo jego biodra unosiły się regularnie z moimi ruchami. Sprawiało mi to przyjemność. Nie musiałam długo czekać aż mężczyzna krzyknął głośne ''Kurwa!'' a słony płyn wylądował w mojej buzi. Przełknęłam go szybko i powolnym ruchem ostatni raz oblizując jego członka zakończyłam swoją robotę.
~Harry~
Jak mógł zapomnieć. Miałem wrażenie, że już nic się dla niego nie liczy. Byłem za to wściekły. Mógł zapomnieć o moich urodzinach, o mojej śmierci gdy to nastąpi ale nie o niej.(.jak ma na imię ich gospodyni?). ... bacznie mi się przyglądała. Wiedziała jaki byl dziś dzień. Przecież była dla niego wszystkim. Akceptowała jego motoryczne zdrady, była dobra. Zbyt dobra, jak dla niego. A on co robił w jej urodziny? Pieprzył się ze swoją dziwką w jej pokoju, na jej łóżku. Skończony dupek.
Poszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Moje myśli przerwał sen.
To była ona. Stała przede mną. Śliczna figura, niebieskie oczy. Jednak nagle coś się zmieniło. Była cała we krwi. Nad nią stał mój ojciec, którego kostki krwawiły. Dziewczyna błagała mnie o pomoc, ale ja nie potrafiłem się poruszyć z miejsca. Ojciec zadawał jej kolejne ciosy. Jej twarz pokryta już była w pełni krwią.
- Boże! - obudzilem się z krzykiem. Serce dudniło mi w klatce jak oszalałe. Nie mam pojęcia dlaczego mi się przyśniła. Ten obraz zabolał mnie bardziej niż którykolwiek inny. Nigdy nie uderzyłbym kobiety. Nigdy nie potraktowałbym jej tak jak mój tata traktuje każdą jedną napotkaną. Nie mogę znieść myśli, że ten sen mógłby okazać się prawdą. Przetarłem ręką po swoim spoconym czole i wziąłem telefon do rąk w celu sprawdzenia godziny. Boże 6 rano. Poderwałem się z łóżka i wszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, aby ochłonąć. Od razu zrobiło mi się lepiej. Ubrałem czarne, przetarte rurki oraz czarny t-shirt. Gdy byłem ogarnięty, zszedłem na dół.
Mój ojciec siedział przy jasnej wyspie popijając kawę. Przeglądał dodatkowo coś na swoim telefonem z wielkim zainteresowaniem. Nie zwracałem na niego większej uwagi. Podszedłem do lodówki wyjmując z niej sok pomarańczowy i czekałem, aż kobieta, nasza służąca zrobi mi moje ulubione naleśniki.
Do domu wpadł Louis, witając się z moim ojcem i ze mną. Usiadł obok mnie i zabrał mi śniadanie. Kobieta roześmiała się i podała mi drugą porcję.
- Dzisiaj są wyścigi, jedziesz?
- Głupie pytanie- zaśmiałem się- ja mam nie brać udziału w wyścigach?- spojrzałem na niego z przebłyskiem w oczach. Upiłem kolejny łyk soku i zabrałem się za mój uluiony posiłek przygotowany przez Melindę.
- A wiesz, że nie wygrasz bo cię pokonam? - poruszył zabawnie brwiami. On czasem zachowywał się jak dziecko. Zaśmiałem się głośno na jego gest.
- Chyba tu dziś się musiałeś uderzyć- wyciągnąłem w jego stronę rękę i poklupałem w jego głowę- ja nigdy nie przegrywam- puściłem mu oczko i wróciłem do jedzenia.
- Czemu zawsze zaburzasz moje marzenia? - mruknął spuszczając głowę.
- No cóż Tomlinson, takie moje zadanie- odpowiedziałem przełykając ostatni kęs śniadania- a co z resztą? Kto jeszcze startuje?
- Twoi wrodzy, Zayn, Liam, Niall ci zreperował auto no i twój ojciec,.
który nawiasem mówiąc siedzi obok.
-Ty?- zaśmiałem się wskazując na staruszka- uważaj bo jeszcze sobie tę śliczną fryzurkę zniszczysz- wskazałem na jego idealnie zaczesane włosy nie mogąc opanować śmiechu.
Pokręcił głową ignorując mnie. Wrócił do swojej pracy, a Louis dalej mi coś opowiadał. Po chwili po schodach zaczęła schodzić ona. W krótkich koronkowych spodenkach i beżowej bluzce sięgającej przed pępek. Uśmiechnęła się do nas i przywitała muśnięciem policzka z każdym po kolei.
Tata wziął ją na kolana i pocałował dodatkowo w usta. Zaczęło mi się przewracać w żołądku na ten widok. Odsunąłem od siebie talerz. Louis widząc mój stan zachichotał pod nosem.
-Harry- zaczął mój ojciec- zabierzesz dziś moją kobietę na zakupy, potrzebuje czegoś ładnego na dzisiejszy wieczór- uśmiechnął się lekko do mnie a zaraz potem szepnął coś do jej ucha.
________________________________________________________________________
CZYTASZ= KOMENTUJESZ <33 Kocham was myszki ;**

sobota, 1 marca 2014

NOWY BLOG !

Zapraszam na mojego trzeciego bloga o Louisie także będzie to blog w stylu ''Dark''. Miłego czytania ! <33 
http://louis-tomlinson-life-is-terrible.blogspot.com/

piątek, 28 lutego 2014

Jest już Trailer !

Jak wam się podoba trailer ? Bo dla mnie jest boski *.* Komentujcie :)

Rozdział 3

Every step I'm taking, 
Every move I make feels
Lost with no direction
My faith is shaking but I 
I gotta keep trying
__________________________________________________________
Co ja tutaj robię? Dlaczego się w ogóle nim przejmuję? Powinnam się cieszyć. On cierpi, jego ojciec będzie cierpiał. A to jest to czego pragnę od samego początku pobytu tego. Widok cierpiącego James'a. Pragnę by choć w części poczuł się tak okropnie jak ja czuję się, będąc zmuszaną do dotykania go TAM.
- Co chcesz? - wymamrotał patrząc na ścianę. Obrzucił mnie jednym, krótkim spojrzeniem i odwrócił wzrok.
- Właściwie to- urwałam. Już miałam wspomnieć o garniturze, ale uznałam, że to jednak nie właściwy moment- nic...- dokończyłam i usiadłam tuż obok chłopaka wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Nie idę na żaden bankiet . Przekaż mojemu ojcu. - dodał krótko i zwięzłe.
-Harry- zaczęłam i tym razem postanowiłam dokończyć- proszę. Zrób to dla mnie, dla siebie. Nie patrz na swojego ojca...Ja...kupiłam Ci garnitur- wzruszyłam ramionami i nadal wykonywałam poprzednią czynność.
- Nie, mała..dzięki ale nie. Mam już spieprzony humor. Nie chcę pogorszyć go jeszcze bardziej. - oparł głowę o balustradę schodów. - To nie dla mnie. Nie pasuje tam.
- A myślisz, że ja pasuję?- wiedziałam, że się poniżam. Ale kupując tę sukienkę miałam taką cholerną nadzieje, że to ON mnie w niej tam zobaczy. Strach jaki ten chłopak we mnie powodował sprawiał, że chciałam poznać go bliżej... - Nienawidzę nosić sukienek, nienawidzę imprez...- zaczęłam wyliczać. - A no i nie mała- dokończyłam z poważnym głosem.
- Będę tak na ciebie mówił. - poruszył zabawnie brwiami. - Dobra. - dodał po chwili i ruszył na górę. - No chodź! Muszę go przymierzyć.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ja właśnie namówiłam jednego z najstraszniejszych chłopaków w okolicy, do tego by poszedł na jakiś głupi bankiet? Cieszyłam się, sama nie wiem z czego. Szłam krok w krok za chłopakiem. Ten otworzył drzwi do mojego pokoju i wpuścił mnie pierwszą. Weszliśmy, a ja z ogromną radością podałam chłopakowi torbę.
- Boże. Będę wyglądał jak kretyn. - mruknął i wszedł do łazienki. Usiadłam na łóżku machając nogami. Już po chwili wrócił do mnie dobrze się prezentując. Zlustrowałam go kilka krotnie od stóp do głów, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na jego niezawiązanym krawacie.
- Naprawdę nie potrafisz go zawiązać?- nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
-Bardzo zabawne. - spiorunował mnie wzrokiem. - Nie ubieram się jak ojciec. Nie noszę koszul ani krawatów. Czemu się dziwisz?
- No cóż, myślałam, że taki chłopak jak ty wszystko umie- zaśmiałam się, kończąc wiązać jego krawat- Wyglądasz ładnie- posłałam mu delikatny uśmiech i przeczesałam włosy siadając na brzegu łóżka.
- Jak spod igły. - poprawił marynarkę. Wzdrygnął się wykrzywiając. - Okropności. Jakieś pięć sekund później usłyszeliśmy zamykane drzwi na dole. Harry mamrocząc pod nosem zszedł razem ze mną do ojca. James objął mnie i pocałował krótko w usta. - Cześć kochanie.
Poczułam na sobie wzrok Harry'ego. Czułam się winna, że odwzajemniłam pocałunek mężczyźnie.
-Hej- odparłam lekko speszona.
- A ty co? Zdanie zmieniłeś? - popatrzył na syna.
-Tak jakby-wymamrotał, kołysząc się z nogi, na nogę. Spojrzał na mnie spod grzywki dając do zrozumienia, bym nie wspominała o tym, że kupiłam dla niego garnitur. Jego relacja z ojcem była naprawdę skomplikowana, a ja teraz czułam się jak pomiędzy młotem a kowadłem.
- O której to przyjęcie? - zapytał zdenerwowany. Miał częste zmiany humory. Cały był spięty. - Poza tym to okradli cię.
-Co?!- mężczyzna momentalnie odepchnął mnie od siebie i podszedł do chłopaka- jak to okradli?! Jak mogłeś do tego dopuścić?!- krzyczał na niego.
Odwróciłam się patrząc na nich oboje. Dlaczego miałam uczestniczyć w tej kłótni? To były sprawy między nimi. Ja byłam tematem obocznym. Nie chciałam się w to wszystko wtrącać. James uderzył bruneta pięścią w brzuch, więc ten się skulił. Zaśmiał się jęcząc z bólu. - Własnego syna? - prychnął łapiąc powietrza.
- Zasłużyłeś- wysyczał starszy mężczyzna- następnym razem będziesz wiedział, że masz pilnować MOICH pieniędzy- wypowiadał to zdanie powoli, szczególnie naciskając na przed ostatnie słowo. Kopnął jeszcze kędzierzawego, tak że ten położył się na ziemię.
-Ile?- krzyknął- ile kurwa ukradli?!
-Kilka milionów- zaśmiał się resztkami sił chłopak. Widziałam jak mężczyznę napada fala agresji, kopnął ponownie syna, jednak widząc przerażenie w moich oczach szybko stracił się w ciemnym korytarzu.
Harry próbował się podnieść. W końcu kleknął. Nie wiedziałam czy się śmieje czy dusi. Dłonie miał splecione na klatce a głowę spuszczoną.
Przykucnęłam obok chłopaka i odsunęłam rękę z jego klatki piersiowej aby pomóc mu wstać.
-Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć- zaczął, gdy prowadziłam go schodami do góry.
- Przestań. - wprowadziłam go do pokoju. Mój ojciec do dobrych nie należał, ale nigdy mnie nie uderzył. Wiem też, że po części to jego wina iż tu jestem. Ale jednak wolę to niż śmierć własnego taty. Położyłam chłopaka na łóżku. Było mi go trochę szkoda.
- Ej, dobra mała nie traktuj mnie jak dziecka. Nic mi nie jest. - zaczął się podnosić.
-Leż- rozkazałam, na co chłopak się zaśmiał. Nie potrafiłam zrozumieć tego, jakim potworem trzeba być by tak potraktować własne dziecko. Jak on mógł? A co gdybym wtedy poszła do swojego pokoju? Nic by go nie powstrzymało przed...starałam się jak najszybciej wyrzucić tę myśl z głowy i podeszłam do chłopaka z zimnym okładem- Przyłóż do bolącego miejsca- wymusiłam uśmiech podając mu owinięty lód.
Szatyn westchnął i oczywiście podniósł się. - Nie wychodź z pokoju. - nakazał mi chłodnym tonem i wyszedł z sypialni. Chyba nie chciałam wiedzieć po co.
~Harry~

 Wparowałem do gabinetu ojca stając przed nim. 
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem twoim służącym. - warknąłem. - Chcesz mnie tak traktować dalej to się doigrasz. Więcej stracisz niż zyskasz. Nie tylko ty tu możesz rozdawać karty.
-Słuchaj- zaczął ojciec- Harry- jego głos był łagodny- nie chcę z Tobą walczyć, jasne? Chcę po prostu byś zachowywał się godnie, jak mój syn. Jeśli Cię proszę o coś to mógłbyś to robić, a wtedy obojgu nam będzie się dobrze żyło.
- Jak syn. - prychnąłem. - Nigdy nie nazywaj się moim ojcem. - dodałem bardzo łagodnie.
-Ale nim jestem i tego nie zmienisz- jego ton był tak cholernie spokojny, że aż denerwujący- Do zobaczenia na bankiecie- dodała, a następnie wyszedł z biura- radzę Ci zacząć sie szykować!- krzyknął ze schodów.
Poddałem się i ruszyłem do swojego pokoju. Parę godzin później stałem na przyjęciu opierając się o fortepian. W ręce trzymałem kieliszek z szampanem. Setki fałszywych uśmiechów i rozmów o tym kto ile zarobił w ostatnim miesiącu. Naprawdę zastanawiałem się po co ja się zgodziłem, by tutaj przyjść. Dlaczego ta dziewczyna była w stanie mnie przekonać? Popijając kolejny łyk szampana zauważyłem, jak dziewczyna siedzi sama na małej kanapie w średniowiecznym stylu. Postanowiłem do niej podejść. Mój ojciec nie miał w zwyczaju zostawiać te dziewczyny same, szczególnie na takich bankietach. Ale gdy przypomniałem sobie, o jego dzisiejszym napadzie agresji, zrozumiałem, że robił to celowo. Nie chciał jej wystraszyć. I tak za dużo widziała. Usiadłem obok nic nie mówiąc. Opróżniłem kieliszek odstawiając go na stolik. Przechyliłem się na oparcie i usiadłem wygodniej. Mój wzrok taksował wszystkich po kolei. Cały tłum gości w garniturach, pań w idealnie dopasowanych spódniczkach i wysokich obcasach. Każdy chciał lepiej wyglądać od tego drugiego. Wypudrowane dziunie lepiące się do starszych panów, wyglądały jak gdyby ktoś wypuścił je przed kilkoma minuty z klubu go go. Rozglądałem się po sali w poszukiwaniu mojego ojca, jednak nie potrafiłem go znaleźć. Pewnie wyszedł zapalić- przeszło mi prze myśl. Dziewczyna ciągle bawiła się nerwowo palcami, nie spoglądając na mnie. Nie lubiłem tego. Żadna dziewczyna mnie nigdy nie ignorowała. To ja zawsze siedziałem jak teraz, a one się do mnie lepiły...
Ale oczywiście Rosemary była inna. Chodząca oryginalność. Ładnie prezentowała się w tej sukience. Dobrze, że ją kupiła. Podkreślała jej walory, a miała je spore. Spojrzałem na nią i pochyliłem się ku niej.
- Więcej pewności. - szepnąłem i podniosłem się ginąc w tłumie.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.

~Rosemary~

Jego sposób bycia naprawdę mnie denerwował. A ten cały bankiet, był dla mnie najnudniejszą imprezą na jakiejkolwiek miałam okazję być. Odnalazłam w tłumie partnera, James'a i poprosiłam go, abym mogła jechać do domu. Pora nie była najwcześniejsza, a ja wolałam ciepłe łóżko niż siedzenie tutaj na kanapie. Miałam również nadzieję, że gdy zasnę i udam chorą, mężczyzna nie będzie miał okazji, aby mnie wykorzystać. Tak, muszę udawać chorą, aby jak najdłużej go zwlekać.
- Dobra. - zgodził się markotnie.
Nie miał dziś dobrego humoru. Zwłaszcza, że pokłócił się porządnie z Harry'm. Skinął głową i kazał Taylor'owi - szoferowi - mnie odwieźć. Wsiadłam do mercedesa uśmiechając się. Wreszcie się stamtąd wyrwałam. Minęliśmy centrum i dojechaliśmy pod willę.
Mężczyzna otworzył mi drzwi i odprowadził do mojego pokoju. Czasem naprawdę wkurzało mnie to bycie 'na smyczy', a to dopiero kilka dni... Udałam się pod prysznic i ułożyłam wygodnie w łóżku. Zanim się obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza.
***
Siedzieliśmy w jednym z klubów. Właścicielem był starszy Styles, któremu teraz siedziałam na kolanach. Obejmował mnie całując po szyi. Uśmiechałam się pod nosem, kiedy składał pocałunki na moim ciele. Nie czułam jednak nic po za jego wilgotnymi ustami. Mężczyzna rozmawiał zachłannie z dwoma młodszymi od siebie chłopakami, może nawet młodszymi od jego syna. Pewnie ustalał jakieś sprawy. Kelner przyniósł nam drinki. Sączyłam jeden powoli i spokojnie. Harry'ego widziałam przy barze. Pił kolejny kieliszkiem wódki. Przyłapałam go kilkakrotnie na spoglądaniu w moją stronę. Mroczność Stylesa była dla mnie ogromną zagadką. Raz mnie nienawidził, a zaraz potem uwodził. Nie chciałam być tą uległą i ponownie do niego iść, więc odpuściłam sobie i ponownie delikatnie musnęłam policzek James'a.
- Kochanie - zamruczał cicho. Musiałam przyznać że był przystojny. Jak na swój wiek porządnie się prezentował. No i bogato. Wiele kobiet wodziło za nim wzrokiem. Z jednej strony czułam się naprawdę wyjątkowa. Bo to JA byłam jego 'wybranką', mogłam robić z nim co tylko chciałam...A on ciągle zaspokajał moje potrzeby szczególnie te finansowe. Poprawiłam swoją czarną spódniczkę i szepnęłam mu do ucha
-Muszę iść do łazienki, wracam za minutkę- puściłam mu oczko i udałam się w stronę drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego. Gubiłam się w jego nastrojach. Miałam wrażenie, że czasem chciał mnie zabić. A czasem po prostu przelecieć. Modliłam się w duchu, aby tylko za mną nie poszedł. By nie miał ochoty ponownie mnie terroryzować. Tak bardzo się go czasami obawiałam...
 
                    Komentarz = uśmiech na mojej twarzy :))

środa, 26 lutego 2014

Ważne :3

No więc jak widzicie wygląd bloga się zmienił, co prawda ta dziewczyna to nie Barbara Palvin, ale jest to tylko szablon zastępczy, ponieważ czekam na zamówiony przeze mnie szablon który powinien pojawić się już niedługo. Mam nadzieję że będzie wam się dobrze czytać przy tym kolorze czcionki. Piszcie w komentarzach, czy dobrze się czyta. Kochamm <33

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 2

It's all gonna be okay, 
And I know
Maybe I'll live and laugh about it someday 
But not today, no
Cause I don't feel so good
I'm tangled up inside
My heart is on my sleeve
Tomorrow is a mystery to me

__________________________________________________________________
- Harry, skończ, bo go zabijesz!- usłyszałem głos kolegi za sobą. Nigdy dotąd nie ogarniała mnie aż taka ochota pokonania kogoś... zabicia. Chłopak po raz pierwszy widział mnie w Takiej sytuacji. Jednak ja nie odstępowałem, okładałem twarz mężczyzny, co jakiś czas kopiąc go w brzuch.
- Taki mam zamiar! - warknąłem wyjmując nóż z czarnych spodni.
Wbiłem mu je w bark, potem w żebra. Patrzyłem jak się wykrwawia z przyjemnością. Miły widok.
- Jesteś idiotą- rzucił Louis za moimi plecami i słyszałem oddalające się kroki. Osunąłem się po ścianie i wpatrywałem w zakrwawione oczy mojej ofiary. ,,A temu co?'' Pomyślałem.
Nic mnie teraz nie obchodziło. Wszystkie emocje ze mnie uleciały. Przymknąłem powieki zaciskając ręce w pięści. Czułem jak fala adrenaliny opuszcza moje ciało, a ja robię się spokojny. Uniosłem delikatnie kąciki ust odchodząc od trupa. Wsiadłem do samochodu i odjechałem w kierunku mojego miejsca zamieszkania. Zaparkowałem mercedesa w garażu i wszedłem do domu podrzucając kluczyki w ręce. Rzuciłem je na stolik w salonie zdejmując buty i marynarkę. Wydawało mi się, że nikogo nie ma. Tam ta pewnie spała, a ojciec był z kolegami. Nie przejmując się tym, że dziewczyna śpi, a raczej robiąc to specjalnie, głośno wbiegłem na piętro i trzaskałem kolejno drzwiami. Uwielbiam robić tym cnotką na złość. Gdy miałem wchodzić do swojego pokoju, jej drzwi się uchyliły i wystawiła zdezorientowana głowę za drzwi, rozglądając się.
- Oh, obudziłem cię. - udałem skruszony ton. - Pani wybaczy. - wywróciłem oczami idąc do siebie.
- Taa- szepnęła cicho- co Ci się stało w ręce?- zapytała troskliwym tonem, spoglądając na dłonie pokryte zaschniętą krwią.
Wsunąłem je do spodni. Popatrzyłem na nią zagryzając wargę.
- Wywróciłem się.
-Mhm- burknęła- może Cię opatrzyć- wyszła zza drzwi w koszuli nocnej, która w żaden sposób nie przypominała ubrań tamtych poprzednich. Była zdecydowanie za długa i zbyt...różowa.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Nie rób za Matkę Teresę.- Jej wzrok się zmieszał i powolnym krokiem wróciła za drzwi. Ja natomiast ze spokojem udałem się, jak wcześniej zamierzałem do siebie. Rozebrałem spodnie i t-shirt, i położyłem się do wygodnego łóżka. Rozmyślałem jeszcze chwilę o jutrzejszych planach i po chwili zasnąłem.
Siedziałem przy stole popijając kawę. Mój tata zajmował miejsce obok Rosemary z ręką na jej kolanie. O dziwo delikatnie się do niego uśmiechała. Chyba zrozumiała, że lepiej być z nim niż przeciw niemu. Dobrze, że zrozumiała to teraz... Mój ojciec nienawidzi, gdy ktoś mu się stawia. Dlatego ma też taką a nie inną 'pracę'.
- Kochanie smakuje ci?- przerwał ciszę zwracając się do dziewczyny. Ta tylko pokiwała głową i zajadała się nadal jajecznicą. To dziwne, że potrafi tyle zjeść a TAK wygląda. Wpatrywałem się przez chwilę na jej delikatne rysy twarzy. Wydawała się taka niewinna, delikatna... O mało co nie zakrztusiłem się napojem, gdy uświadomiłem sobie, co właśnie robię.
Podziwiałem kobietę mojego ojca. Panią do seksu i wrażenia. Popierdoliło mnie całkiem. Pokręciłem głową odstawiając kawę.
- Mamy jakąś akcję dzisiaj? - spytałem patrząc w telewizor.
Melinda kręciła się przy stole sprzątając lub coś donosząc. Jedyna osoba, którą ceniłem w tym domu. Traktowała mnie jak syna. Była starszą kobietą i pracowała tu od kiedy pamiętam.
Miałem wrażenie, że ja także byłem jedyną osobą, dla niej, którą lubiła. Mogłem porozmawiać z nią o wszystkim, wiedziała o mnie więcej niż mój ojciec. Uśmiechnęła się do mnie przynosząc na stolik talerzyk z ciastkami. Odwzajemniłem jej gest i poczęstowałem się jej wyrobami.
-Odpowiesz mi czy nie?- spiorunowałem wzrokiem ojca, który siedział po drugiej stronie kanapy, trzymając na kolanach swoją panienkę.
- Nie ma akcji. - odparł przeczesując jej włosy palcami.
Skrzywiłem się na ten widok okazywanych uczuć. Mdliło mnie od środka.
- A co jest? - odchyliłem się na krześle.
-Bankiet- ojciec objął dziewczynę ramieniem i spoglądał na mnie- Tak Harry ty też musisz iść- spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie chcę. Nie mam pięciu lat. - burknąłem wściekły.
- Harry, cholera!- krzyknął- Czy to choć raz w życiu możesz mnie posłuchać?! Musisz iść, będą tam wszyscy!
- A gdzie jesteś ty kiedy ja chcę abyś mnie posłuchał?! - wstałem gwałtownie. - No gdzie?! Jesteś moim OJCEM, ale nie odczułem tego. Przez dwadzieścia pięć lat…
-Harry! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać- przerwał mi- Jestem twoim ojcem, dbam o ciebie, zapewniam ci wszystko co najlepsze, a ty nigdy nie powiedziałeś nawet ''dziękuję''! - wstał i pociągnął za sobą zdezorientowaną dziewczynę- I masz iść. Choćbym Cię tam miał siłą zaciągnąć!
- Pierdol się. - splunąłem i wyszedłem szybko trzaskając drzwiami. Wypuściłem głośno powietrze czując, że coś rozniosę. Ja mu mam dziękować?! Za co kurwa? Za to kim jestem. No to dziękuję bardzo. Jestem wdzięczny. To przez niego jestem taki jaki jestem...Gdybym urodził się w normalnej rodzinie i miałbym normalnego ojca pewnie teraz siedziałbym ze swoją dziewczyną oglądając jakiś głupi serial... Kształciłbym się i może bym coś osiągnął w życiu...A tak? Zapewne skończę jak on, czego tak cholernie nie chciałem. Usiadłem na schodach wejściowych i próbowałem rozładować swoje emocje, na marne.
Nic już nie zmienię. Nie będę też się uzalal. Trochę godności mam. Podniosłem się ociężale czując krople deszczu na twarzy. Przeszedłem do garażu i zaraz wyjechałem z niego swoim harleyem.
Pomimo deszczu ograniczającego widoczność przyśpieszałem. Przemierzałem ulice Londynu w zastraszająco szybkim tempie. Nie miałem pojęcia, gdzie mogę się podziać... Potrzebowałem chwili spokoju, by ochłonąć. Towarzystwo innych osób mogłoby się dla nich źle skończyć... Wyjechałem z Londynu jadąc krajową drogą. Wyprzedzałem tiry i auta osobowe, czując jak z minuty na minute jestem bardziej mokry. Ciekawe co teraz robią w domu? Bzykanko, a potem zabierze swoją panią na zakupy. Przecież musi być piękna.
~Rosemary~

Po kłótni z Harrym udałam się z James'em do góry, na piętro. Mężczyzna wręczył mi sporo gotówki i poprosił bym kupiła sobie coś ładnego na dzisiejszy bankiet. Dodatkowo otrzymałam kluczyki do samochodu, którym wcześniej jeździł jego syn. Mężczyzna tłumaczył się, że ma kilka spraw do załatwienia, więc nie może jechać ze mną. Dla mnie to lepiej. Potrzebowałam się wyrwać i zapomnieć na chwilę o rzeczywistości, w jakiej aktualnie żyłam. Z dnia na dzień znienawidziłam swoje życie i swoje ciało...całą siebie. Udałam się do swojego pokoju w celu przebrania. Założyłam czarne legginsy, pudrowy sweterek, a na to założyłam skórzaną kamizelkę. Na nogi założyłam lity, a do swojej małej, czarnej torebki schowałam pieniądze. Gotowa pożegnałam się jeszcze z moim..., nie nie z moim, James'em i udałam się do samochodu. Widać ufał mi na tyle, że pozwolił samej wyjść. Musiał mnie kontrolować, bo przecież mogłam uciec. Ktoś mnie śledził, więc zrozumiałam że mam ochroniarza. Westchnęłam tylko odbiegając od tego myślami. Zastanawiałam się co dziś kupię. Mogłam naprawdę wybrać coś ładnego. Nie wiem na kim chciałam zrobić wrażenie. Na nim? Nie... jestem na niego tak czy owak skazana i tak musi mnie 'kochać', więc nie musiałam nic ze sobą robić. Jednak moja podświadomość kusiła mnie, by kupić coś seksownego, przez co wszystkie oczy na bankiecie kierowałyby się na mnie. Zaparkowałam czarnego mercedesa, a tuż obok mnie, na wolnym miejscu zaparkował mój nowy ochroniarz. Przewróciłam oczami i udałam się w stronę wejścia. Rozglądałam się po ogromnym centrum przez kilka pierwszych sekund, a zaraz potem ruszyłam na podbój sklepów. Zakupy. Coś co kochałam, co mogłabym robić każdego dnia, bez przerwy. Strzałem w dziesiątkę okazała się być dziś Zara. Przymierzałam kolejną sukienkę przeglądając się w lustrze. Pasowała idealnie. Czerwona, do pół uda. - Ładna. - usłyszałam zachrypnięty głos.
Podskoczyłam ze strachu i szybko odwróciłam się w stronę głosu. Stał przede mną jego syn...Rozumiem, że mężczyzna nie ma do mnie zaufania, ale żeby posyłać aż dwóch opiekunów na głupie zakupy? Przecież dobrze wiem, że gdybym próbowała uciec, prędzej czy później by mnie znaleźli...
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam zszokowanym tonem.
- Chciałem...W sumie to nie wiem. - wzruszył ramionami. - Zobaczyłem SWOJE auto na drodze, więc za tobą pojechałem. -oparł się o drzwi.
Ah, no tak. Skarciłam siebie w myślach. Jego auto najważniejsze. Posłałam mu fałszywy uśmiech i czekałam aż coś powie, zrobi... Wypuścił powietrze patrząc na mnie. Podszedł nieco bliżej i pociągnął za moją sukienkę. Przygwoździł mnie do ściany.
-Co ty robisz?- jęknęłam cicho- oszalałeś?- spoglodałam na niego zdezorientowana. Nadzieja na to, że był normalniejszy od swojego zboczonego ojca momentalnie prysnęła. No cóż, jaki ojciec taki syn...
- Naprawdę ładna sukienka. - spojrzał mi w oczy. - Kup ją. - oderwał się ode mnie i wyszedł z przymierzalni. Odetchnęłam z ulgą. Ale... co ja sobie myślałam? Że przeleci dziewczynę od towarzystwa swojego ojca? Czemu tak naprawdę się go obawiałam? Jego grozy w oczach? A może tego jak wyglądał? Liczne tatuaże...wyrzeźbione ciało... Przebrałam się szybko w swoje ubrania i wyszłam. Harry spoczywał na białej sofie z nogą założoną na drugą. Wzrok mial jakiś nieobecny. Gdy wyszłam podniósł się i skierował do kasy. Wyciągnął portfel z zamiarem zapłacenia za sukienkę.
- Mam pieniądze- zaprotestowałam.
- Wiem. - odparł nie patrząc na mnie. Zapłacił za zakup i wziął mnie za rękę wyciągając ze sklepu. - Gdzie chcesz jeszcze iść? - przystanął, ponieważ nie nadążałam.
- Myślałam jeszcze nad kupieniem butów, torebki i może jakiejś kurtki- posłałam mu delikatny uśmiech- po za tym, mam naprawdę mało ubrań ze sobą...-chłopak zaśmiał się lekko i owinął swoje palce wokół moich. Może tak zawsze było? Może jego ojciec i on 'wymieniali się' partnerkami? Bałam się jednak o cokolwiek pytać i podążyłam za chłopakiem w stronę reszty sklepów. Trochę nam zeszło zanim wszystko kupiliśmy, ale byłam naprawdę zadowolona. O dziwo kędzierzawy ma naprawdę dobre wyczucie stylu.
- A może Tobie coś kupimy na dzisiejszy bankiet?- zwróciłam się do niego poprawiając jednocześnie torebkę na ramieniu.
Od razu humor mu przygasł. Burknął coś pod nosem nic nie mówiąc. Wbił dłonie w kieszenie i ruszył do wyjścia. - Idziesz? - rzucił przez ramię.
- Nie- odparłam zdecydowanie- nie ruszę się stąd dopóki nie pójdziemy i nie kupimy czegoś na ten bankiet- stanęłam na przeciwko niego i założyłam ręce. Starałam nie dać się po sobie poznać jak bardzo się go teraz obawiałam. Nie wiedziałam jak na to zareaguje... Ale nie chciałam być, zapewnie kolejną lalą, za którą decyduje i mówi jej co ma robić.
- Bo mnie to obchodzi. - wywrócił oczami. W jednej chwili znalazłam się na jego ramieniu. Złapał moje nogi, abym nie spadła i wyniósł z centrum. Szedł nie zawracając uwagi na ludzi i moje protesty. Nic go nie obchodziło.
- Harry!- krzyczałam, gdy wyszliśmy z centrum- cholera! Puść mnie, rozumiesz?!- próbowałam za wszelką cenę uwolnić się z jego uścisku, jednak ten nie ustępował. –
 Nie krzycz kobieto. - posadził mnie na masce auta. Wyjął z mojej torebki kluczyki i otworzył samochód. Do bagażnika schował zakupy a mi otworzył drzwi. - Jedź do domu. - mruknął opuszczając rękę. Skulony w marynarce odszedł do swojego motoru. Przez chwilę siedziałam bezczynnie wpatrując się w przestrzeń i zastanawiając o tym co się tutaj wydarzyło. Kiedy zorientowałam się, że chłopak odjechał wyskoczyłam z samochodu i udałam się ponownie do centrum. Mężczyzna, który miał pełnić funkcję mojego ochroniarza zaśmiał się na tyle głośno, bym go za sobą usłyszała. Udałam się do sklepu z męską odzieżą i poprosiłam kobietę by pomogła mi wybrać odpowiedni ubiór dla kędzierzawego. Nie zajęło mi to długo, a już po chwili siedziałam w samochodzie kierując się w stronę mojego, nowego domu... Chyba tak mogę nazywać to miejsce, gdzie obecnie pomieszkuję. Gdy dotarłam pod willę, grzecznie zaparkowałam mercedesa obok innych aut. Było ich dość sporo. Bentley, Lamborghini, Bmw, dwa modele audi. To wszystko mieściło się w jednym garażu. - pomyślałam. Wzięłam swoje zakupy i weszłam do środka domu. Gosposia kręciła się po kuchni przygotowując obiad. Jamesa prawdopodobnie nie było, a Harry rozmawiał przez telefon na tarasie. Komuś coś nerwowo tłumaczył. Strasznie gestykulował, a w efekcie krzyczał. Położyłam torby z zakupami obok kanapy i powolnym krokiem udałam się na taras. Otworzyłam przymknięte do pół drzwi i ujrzałam coś, czego obawiałam się bardziej niż kiedykolwiek. Młody Styles chodził i kopał we wszystko co możliwe. Ujął w swoje mocne ręce krzesło, które tuż po chwili rozsypało się na kawałki. Stałam osłupiała. Moje nogi odmówiły ucieczki, a usta zamknęły się na dobre.
- Jakim kurwa cudem?! Wiesz ile to jest pieniędzy?! - krzyknął do słuchawki, którą znów chwycił. - Jak mogli nas okraść?! Wytłumaczy mi któryś!
Wtedy dotarło do mnie, dlaczego złość chłopaka była aż tak ogromna. Jak zdążyłam zauważyć był naprawdę bardzo rozrzutny, a te zielone papierki były dla niego najważniejsze.
W końcu zebrałam się na odwagę i podeszłam do chłopaka, który syczał coś pomiędzy zębami do telefonu. Położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Bałam się jego reakcji, jednak gdzieś w środku wiedziałam, że to właściwe. Musiałam go jakoś uspokoić, załagodzić tę sytuację.
Odskoczył ode mnie jak oparzony. Odwrócił się plecami, więc nie widziałam jego wzroku. - Tak? Ja bym miał w dupie tę kasę, gdyby nie ojciec. Wiesz dobrze jaki jest. To było parę milionów.-Wystraszyłam się lekko jego reakcji i postanowiłam odejść. Pozwolę mu dokończyć tę rozmowę. Miałam jedynie nadzieję, że nic już nie zniszczy...Słowa rozbrzmiewały w mojej głowie ''Ja bym miał w dupie tę kasę'' czy to możliwe, że się co do niego pomyliłam? Że pieniądze nie są dla niego najważniejsze? Sama już nie wiem... Otworzyłam drzwi swojego pokoju i rozpakowałam wszystkie torby, oprócz tej, którą miałam dać Harry'emu. Nie usłyszałam już krzyków ani huku. Było cicho oraz spokojnie. Być może wyladował nerwy. Wyjrzałam ostrożnie z sypialni i zauważyłam go siedzącego na schodach. Opierał głowę na prawej ręce, bo w drugiej podrzucał telefon. Nie wiem co mną w tym momencie kierowało, ale zbiegłam ze schodów i udałam się do miejsca, w którym aktualnie przesiadywał.
- Harry - zaczęłam niepewnie

Hej kochane niestety mam przykrą wiadomość :( Wiem że to dopiero początek bloga, ale czytają i komentują go tylko 2-3 osoby. Jeżeli to się nie poprawi będę zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Nie chcę tego robić, ale to nie ma sensu, ja się staram żeby napisać rozdział a czytają go tylko 3 osoby, to jest przykre.

No to już koniec, piszcie czy wam się podoba rozdział :* kocham was <3 
Następny rozdział pojawi się 29.02 ;D