poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 9

Baby can you hear me
When I'm crying out for you 
I'm scared oh so scared
But when you're near me
I feel like I'm standing with an army 
I am armed with weapons
____________________________________________________________________
- To ... - uniósł klatkę, aby coś powiedzieć. - Nie... - wszystko przychodziło mu z trudem.
- Proszę nie mów nic- przerwałam mu. Widziałam jak wiele go to kosztowało. Bólu. Cierpienia. Nie chciałam sprawiać by cierpiał jeszcze bardziej- zostanę przy tobie, tak długo jak będę mogła.
- Kartkę. - wydusił po chwili. Zakasłał patrząc na mnie. - Daj…
-Cii- przysunęłam palec do jego ust- zrozumiałam- posłałam mu lekki uśmiech i zajrzałam do swojej torebki. Niestety nie miałam w niej kartki, ale był w niej mój Ipad. Odblokowałam go i włączyłam notatnik. Wręczyłam go chłopakowi do jednej ręki, pomagając w utrzymaniu go.
Myląc się napisał mi wiadomość. Zrozumiałam znaczenie. "To nie jest twoja wina. Nie mów tak. Nie obwiniaj się" Ręka mu z powrotem upadła a ja złapałam urządzenie.
-Harry, oboje wiemy, że to moja wina. Ale zakończmy ten temat. Nie chcę cię przemęczać- dotknęłam delikatnie kciukiem jego dolnej wargi. Nie była tak różowa jak zwykle...ale nadal była idealna, dla mnie.
Pokręcił powoli głową. - Moja. - wydyszał i zamknął oczy. - Wina.
Nie mówiłam już nic. Choć wiedziałam swoje, chciałam oszczędziś mu wysiłku, nerwów. Stałam chwilę nad nim mierząc każdy kawałek jego ciała. Delikatnie dotykałam jego tors, tam gdzie nie był obity, jego twarz... Jeszcze kilka dni temu siedział w mojej sypialni trzymając mnie na kolanach, a teraz leżał na w pół żywy...Przeze mnie.
Serce biło mu bardzo powoli. Tak wskazywał ekran. Modliłam się, aby nagle nie pojawiła się linia ciągłą. To byłoby coś okropnego. Nie. Tak się nie stanie. Nie potrafiłam siedzieć tam i wpatrywać się w prawie nie ruszającą się klatkę piersiową. Łzy mimo wszystko spływały po moich policzkach. Harry leżał z zamkniętymi oczami. Nasze dłonie złączone były w uścisku.
Jego uścisk zaczął słabnąć. Ręka opadła prostopadle do podłogi. Maszyna zaczęła piszczeć. Zaczęłam krzyczeć jego imię i błagać by się ocknął. Kilkunastu lekarzy przybiegło szybko na salę. Jedna z pielęgniarek wyprosiła mnie za drzwi, tłumacząc, że nie mogę dłużej tam zostać. Nie chciałam wychodzić, nie chciałam go zostawiać... MOJEGO Harry'ego.  W końcu i tak znalazłam się na korytarzu w ramionach Louisa. Wszystko mogłam obserwować przez szybe. To było okropne. Moje oczy nie spuszczały wzroku z biegających lekarzy. Wystraszyłam się kiedy przywieziono pod jego łóżko dużą, żółtą maszynę. Defibrylator. Nagle wszyscy się odsunęli, a jeden z lekarzy ułożył dwa małe 'żelazka' na klatce chłopaka. Widząc jak jego ciało dźwiga się pod wpływem tych porażeń zaczęłam mocniej płakać. W zasadzie to nie był płacz, a raczej krzyk.
- Rose. Rose, cicho. - powtarzał co chwila niebieskooki trzymając moje ramiona. - Uspokój się. Proszę cię. Cicho.
- Jak mam być cicho skoro jedyna osoba, na której mi zależy właśnie umiera- łkałam w t-shirt chłopaka. Tak bardzo nie chciałam by Harry odszedł. Nie gdy dopiero co go poznałam, nie gdy zrozumiałam, że darzę go jakimś uczuciem... On nie może tak po prostu odejść... Aluś
- Ale wszystko będzie dobrze. On sobie tylko żartuje na pewno...- czułam że i on jest przerażony. W końcu był jego przyjacielem. Traktowali się jak bracia.
- Ta... żartuje- prychnęłam- Louis... on nie umrze, prawda? Zależy mu na mnie, tak?- zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Zawsze tak mam kiedy czymś się przejmuję. Albo płaczę, albo zadaję mnóstwo pytań. Albo po prostu jedno i drugie.
- Zależy. Nie umrze. - przytulił mnie. Zayn stał obok nas równie przestraszony. Obserwowal to co my zza szyby.
Przyjechała tam cała czwórka. Louis, Zayn, Niall i Liam. Nie było tylko jednej ważniej osoby w jego życiu... jego ojca. Nadal twierdził, że Harry pojechał się zreklaksować, oderwać od świata.
- Nie powiedziałem mu. - odezwał się Niall. - Jego to nawet nie obchodzi. - gdy wypowiedział to słowo ciało Harry'ego znów poderwało się do góry. Nie odpowiedziałam nic na te słowa. Zresztą jak każdy. Staliśmy tam jeszcze kilka minut, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Strach paraliżujący moje ciało był nie do opisania. Ściskałam mocno ramię Louisa, a zęby zaciskałam z całych sił, by tylko nie wybuchnąć głośnym krzykiem. Modliłam się by Harry żył. Tak cholernie tego pragnęłam.
- Musi odpocząć .- oznajmił. Wszyscy jak na zawołanie odetchnęli z ulgą...Żył
- Czy...- zaczęłam lekko przygryzając wargę- mogę do niego wejść?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. On i tak zaraz zaśnie. - pokiwal głową. Odszedł do swojego gabinetu. Louis puścił moje ramiona abym mogła wejść do sali. Wyszeptałam bezgłośne dziękuję w stronę całej czwróki i usiadłam ponownie na krześle obok chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego i wpatrywałam się w jego zamknięte oczy.
Tyle strachu i obaw. Nagle to wyparowalo. Wszystkie emocje zastąpiła ulga. Delikatnie scisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił dokładnie to samo. Wiedziałam, że wiele kosztuje go każde ruszenie twarzą, czy ręką. Doceniałam to tak bardzo... Kiedy siedziałam już dłuższą chwilę obok chłopaka w mojej kieszeni zawibrował telefon.
,, Rose, gdzie jesteś? Miałaś być za godzinę a nie ma cię od czterech! James xx''
Nie odpisałam mu. Byłam wściekła za jego zachowanie. Teraz to nie on mnie obchodził. Teraz liczył się Harry.
Naprawdę dziwne uczucie widzieć osobę, której tak bardzo się obawiało, bało w takim stanie. Myśl, że jego serce może ponownie przestać bić nie opuszczała mnie na sekundę. Ale głęboko wierzyłam, że tak się nie stanie. A przynajmniej chciałam. Godziny mijał szybko, zbyt szybko. Harry ciągle spał... lub leżał z zamkniętymi oczami. Widziałam jak wszystko sprawia mu ogromny ból. Po raz pierwszy wtedy poczułam, że nie mogę go już nigdy zostawić. Że ja i on... że mamy szansę na coś więcej.
- Rose, musisz wrócić do domu. - W sali pojawił się Niall.
Okrył mnie marynarką i zabrał moje rzeczy
Lekko się spierałam, ale wiedziałam, że jest już późno a lekarze i tak nie pozwolą zostać mi przy nim na noc. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech i udałam się z nim do jego czarnego, wysokiego samochodu. Odwiózł mnie prosto do domu. Nie miałam odwagi wejść sama, więc  Niall poszedł ze mną do środka. James czekał w salonie pisząc coś w komputerze. Gdy tylko nas zobaczył, odłożył laptopa i ruszył w naszym kierunku.
- Gdzie ty byłaś do jasnej  cholery?!
Wiedziałam ze jego reakcja nie będzie zbyt mila. Moj oddech przyspieszył. Starałam się załagodzić sytuacje kładąc swoja dłoń na jego klatce piersiowej.
- Pytam się gdzie byłaś! – złapał moje ramiona.
- James. – odezwał się Nialler odsuwając go ode mnie. – Uspokój się. W przeciwieństwie do ciebie przejęła się losem twojego syna, który leży w stanie ciężkim na oiomie.
- Co?!- warknął w stronę blondyna. Jego dłonie momentalnie powędrowały na moje nadgarstki i mocno je przytrzymywał.
- To przy nim siedziałaś tak? Czemu kurwa do niego się tak lepisz?!- krzyczał na mnie.
- Nie prawda. - odparłam drżącym głosem. - Nie lepię się... Ja po prostu byłam... Chciałam wiedzieć co z nim.
- James do cholery! - Blondyn mocno go odepchnął. - Idź na górę! – warknął do mnie.
- Nie - odpowiedziałam spoglądając to na James'a to na Niall'a. Nie chciałam by ta rozmowa skończyła się tak jak ta miedzy Harrym a jego ojcem. Wolałam zostać. Musiałam.
- Co mu się stało? – syknął do Niallera.
- Jechał na swoim harleyu i miał poważny wypadek- chłopak zaczął opowiadać o wszystkim co się wydarzyło i o urazach jakich Harry doznał. Pomimo, ze wiedziałam to wszystko to nadal mnie bolało. Jak Harry był bardzo poszkodowany... Moje oczy były zaszklone, jednak James tego nie dostrzegł. I dobrze.
Mężczyzna był bardzo zdenerwowany. Wyszedł z blondynem z domu i dzisiaj już nie wrócili. Usiadłam na fotelu ocierając łzy. Podeszła do mnie Melinda i objęła czule ramieniem.
- Dziękuje - wyszeptałam, gdy kobieta podała mi paczkę chusteczek. Obejmowała mnie jeszcze przez chwile po czym wyszeptała w moim kierunku.
- Widzę jak na ciebie patrzy. To niesamowite. Kocha cię i dla ciebie z tego wyjdzie- przytuliła mnie ponownie, a ja po tych słowach wybuchłam jeszcze większym płaczem.
~*~
Z rana ubrałam się i zjadłam jakiekolwiek śniadanie. Skorzystałam z tego, że Jamesa nie ma i zadzwoniłam po Louis’a. Złapał moją rękę i pociągnął mnie do auta, gdy już po mnie przyjechał. Dobrze wiedział, gdzie chcę jechać. Po kilkunastu minutach znajdowaliśmy się na parkingu szpitalnym. Rzuciłam bezgłośne "Dziękuje" i czym prędzej ruszyłam w stronę sali Harry'ego. Zdezynfekowałam ręce i weszłam do niego.
Byłam przerażona tym co usłyszałam i zobaczyłam. Dwie pielęgniarki próbowały uspokoić chłopaka, którego ciało opadało się i podnosiło. Krzyczał coś z bólu i z koszmaru. Każdy ruch wywoływał cierpienie, ale on był w amoku. Podbiegłam jak najszybciej do roztrzęsionego chłopaka i przyłożyłam swoją dłoń do jego rozgrzanego policzka. Ułożyłam swoje czoło na jego wymawiając w kółko jego imię. Miałam nadzieje ze w końcu się zbudzi.
- Harry, proszę obudź się, jestem przy tobie, słyszysz?
- Aaa! – krzyknął raz jeszcze i opadł z jękiem na łóżko.
Usłyszałam gruchot jakiejś kości. Odwrócił głowę zaciskając zęby. Na szyi pojawiły się wystające tętnice.  Widok tak bardzo cierpiącego chłopaka był dla mnie nie pojęty. Usiadłam na najmniejszym skrawku lóżka i mocno trzymałam jego dłoń, co jakiś czas ocierając lżę spływającą po policzku.
Obudził się. Otworzył oczy, a po policzkach płynęły słone krople. Pielęgniarki podłączyły kolejną kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. Po chwili jednak został zabrany na stół.  Lekarz powiedział mi, że złamał kość barkową. 
- Czemu… - przełknął ślinę i wziął powietrza. – tu jesteś?
- Bo się o ciebie martwię -już chciałam powiedzieć cos więcej, ale bałam się jego reakcji zamiast tego wyszeptałam zbliżając swoja twarz do jego - zależy mi na tobie i cholernie żałuje tego jak cię potraktowałam.
Zabrał swoją rękę. Myślałam, że jest zły. Spuściłam głowę, gdy on podniósł delikatnie ramię i pokazał, abym podeszła. Ucieszyłam się na ten gest i zrobiłam to o co mnie prosił. Przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Zwilżył końcem języka wargę i zaczął mówić.
- Przepraszam. – wychrypiał. – Naprawdę… Przepraszam.
- Harry nie masz za co mnie przepraszać- przejechałam kciukiem po jego podbródku. Tak cholernie było mi ciężko wpatrując się w jego przepełnione bólem zielone źrenice. Dlaczego mnie przepraszał? Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji musi czuć się czemuś winny?
 
 Heej ;** przepraszam za moją nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu aby dodać rozdział więc przepraszam :) 
Czytasz = komentujesz <33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz